Reklama

Przednówek + weganizm = kiszonki + topinambur

18/03/2014 16:06


Dziesiątki lat temu przednówek był okresem głodowym. Przypadał pod koniec zimy, gdy zostało (a właściwie ostało się) już tylko wiadro miękkich ziemniaków i pustka, a nowe, młode i zielone jeszcze nie nadeszło. Weganizm z kolei to styl życia, w którym nie zjadamy zwierząt, a jajka i ser też nam są do niczego niepotrzebne. Dodajmy jedno do drugiego i zsumujmy.
Dziś przednówek w mlekiem i miodem płynącej Polsce pozostał tylko we wspomnieniach. Marchew w piachu w piwnicy, jabłka w czarne plamki z pomarszczoną skórą owszem, pamiętam, u babci do dziś. Jednak przednówkowy głód to już dla mnie, trzydziestolatki, abstrakcja. Patrząc i porównując wychodzi na to, że świat stanął na głowie, bo dziś głodówkę serwujemy sobie bez przymusu i celowo, a na przednówku tyjemy jak szlachcice zajadając depresyjną słotę batonikiem. Więcej - kiedyś, na przednówku właśnie, z braku alternatywy zjadano nawet to, co nadpsute. I dziś są grupy ludzi, freegan, którzy zniesmaczeni rozbuchaną konsumpcją, również sięgają po to, co nadpsute, jednak z kompletnie innej przyczyny - mianowicie z nadmiaru. Z nadmiaru produkcji, z nadmiaru marnotrawstwa. Ot, paradoks.

Tymczasem z naszych chłodząco-zamrażających spichlerzy wylewa się. Na to, co się wylewa nie będę utyskiwać ani od strony zdrowotnej, bo o tym wszędzie piszą dietetycy, ani od strony etycznej, bo nie o tym dziś. Skupmy się na prostym i pozytywnym przekazie - co by tu zjeść wczesnowiosenną porą zamiast kotleta i hiszpańskiego pomidora?

Ukiszeni

Na początek tradycyjnie - zacznijmy od kiszonych ogórków i wspomnianych wcześniej miękkich ziemniaków. Można oczywiście użyć jędrniutkich z pobliskiego dyskontu, ale w duchu freegańskiej przygody wypada również te przywiędłe zanurzyć na pół godziny w zimnej wodzie. Wieku im to nie odejmie, ale obierać będą się łatwiej (no i parę złotych w kieszeni). Kartofle ugotować, a wszystko pokroić wedle umiejętności, jednak drobniej niż na pół. Kto szczęściarz, niech uda się do ogródka i zerwie świeżą nać zeszłorocznej pietruszki (znów parę złotych w kieszeni). Dodajemy sól, pieprz i oliwę albo olej. Te tłoczone na zimno są lepsze, ale każdy o tym dziś już wie. Pozostaje wymieszać i zajadać. Prostota i pychota.

Kiszona kapusta też powinna być teraz spożywana na potęgę, na masę, na hura! Taką klasyczną z jabłkiem, marchewką, cebulą i oliwą proponuję urozmaicić prażonymi pestkami słonecznika. Sporo ich sypnąć, nie żałować. Taka mała-duża zmiana. Klasyczne buraczki też można zjeść mniej klasycznie. Ugotowane i pokrojone w plasterki polać dowolnym olejem, dodać ząbek czosnku, sól i pieprz wedle uznania, a na koniec obficie obsypać wszystko prażonym sezamem (nie prażyć za długo, bo zgorzknieje). Rada estetyczna i zadanie - sezam z burakiem wymieszać tak, aby okleił wszystkie kawałki buraka, jednocześnie nie czerwieniąc się jak burak.

Masowa hodowla na małą skalę

Wszystkie ogórki, ziemniaki, kapusty, buraki i marchewki, a także kanapki, kasze, zupy, zapiekanki posypać możemy sztandarowym przedwiosennym produktem o nazwie, na którą niektórzy reagują gęsią skórką, inni cieszą się jak dzieci na cukierki, a jeszcze inni, na samą o tym myśl, chudną dwa kilo. Proszę Państwa, oto kiełki. Znam takich, którzy z uporem kanapkę posypywać będą kruszonymi chipsami, ja jednak pozostanę nudną lobbystką spożywania zieleniny. Wołam więc: „Człowieku! Wyhoduj kiełki sam!” (znowu cięższa kieszeń). Jest do tego specjalne naczynie, ale nada się i zupełnie zwyczajny słoik z gazą. Łatwe, tanie, przystępne, szybkie, zdrowe, smaczne. Wiem, brzmi nieprzekonująco - jak z reklamowej ulotki o nowym aptekarskim fit shake"u, więc ci co niedowierzają niech na początku dla równowagi zagryzą chińską zupką. (Uwaga: chińska zupka też bywa dobrą wegańską przekąską nie tylko na przednówku). Po szczegóły odsyłam na fora szalonych hodowców kiełków.

Bierzemy sprawy w swoje ręce

Na koniec ciekawostka w naszych osiedlowych sklepach niedostępna - topinambur. Topinambur to zdecydowanie nie coś w rodzaju kapibary. A kapibara to z pewnością co innego niż barakuda. Topinambur to dziko i ogródkowo rosnąca roślina o bulwach słodkich jak frytka z cukrem. Rośnie powszechnie. Kępami, łanami, w mieście, poza miastem, w rzecznych dolinach, na działkach. Dorasta do 3,5 m wysokości i wygląda jak rozciągnięty w górę, zachudzony słonecznik z mini główką. Stąd jej mniej egzotyczna nazwa - słonecznik bulwiasty. Parę kilo własnoręcznie wykopanych bulw przynieść można ze spaceru nad Białką (mamy czas do maja i znów zaoszczędzimy na obiedzie cenne złotówki). Bulwy dokładnie myjemy, nie obieramy, spożywamy na surowo, smażymy bądź gotujemy. Hit to topinambur à la frytki i topinambur jako dodatek do warzywnej zupy. Podejść doń należy jak do swojskiego ziemniaka - z miłością i bez strachu. W końcu to tylko topinambur, czyli słonecznik bulwiasty, a nie np. skorzonera, czyli wężymord... Ale to już może innym razem.

Wegański przednówek, jak widać, nudny być nie musi. Dla tych najbardziej opornych jeszcze jedna dietetyczno-ekonomiczna wskazówka - zjedzmy po prostu do cna to, co w piwnicznych słoikach. Bo jak nie teraz to kiedy? Do piwnicy przeważnie bliżej niż do sklepu. I tym chytrym sposobem udała nam się magiczna sztuczka wegańska - w kieszeniach brzęczy „sałata”.

(Ania Błachno)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do