Reklama

Rajdy jak narkotyki

13/12/2013 18:00



Każdy facet, będąc niegdyś młodym kajtkiem, marzył o rajdowej przygodzie. Z Pawłem „Felixem” Danilczukiem, który miał na tyle determinacji i siły, by spełnić swoje młodzieńcze marzenia i dziś rywalizuje z najszybszymi w Polsce, rozmawiał Karol Rutkowski.


Sezon powoli dobiega końca. Jak oceniasz tegoroczne starty?

Najbardziej zadowolony jestem z Rajdu Rzeszowskiego. Udało nam się zająć pierwsze miejsce w grupie N i podreperować stan punktów w klasyfikacji. Podczas oesów było tak gorąco, że temperatura w aucie dochodziła do pięćdziesięciu stopni. W takich warunkach ciężko utrzymać koncentrację. Dodatkowo zmagałem się z anginą. Najgorzej wspominam przeprawę przez rozmoknięte oesy na Rajdzie Polski w Mikołajkach, gdzie trudno byłoby przebić się terenowcem, nie mówiąc o rajdówce. Sam Kubica narzekał na fatalne warunki.

Walczyłeś o tytuł wicemistrza grupy N. Nie czujesz niedosytu?

Mieliśmy na celu równą i czystą walkę. Nie tytuł, bo jeszcze nie ten poziom doświadczenia. Chcieliśmy nabić kilometry i się podszkolić. W efekcie końcowym udało się zdobyć wicemistrzostwo Polski. Dla mnie to duża nagroda i satysfakcja.

Przez kilka lat współpracowało z Tobą aż pięciu pilotów. Jak dobierasz sobie drugą „rajdową połówkę”?

Wraz ze zmianą auta i klasyfikacji rosną wymagania, którym trzeba sprostać. Maćka Gleixnera poznałem za pośrednictwem swojego mechanika. Od razu przypadł mi do gustu. Tutaj zadziałała intuicja. Mam trudny charakter i osoba siedząca obok musi być opanowana i tolerancyjna. Maciek jest naprawdę wspaniałym człowiekiem i fantastycznym pilotem. Dzięki jego uwagom i wskazówkom jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Naprawdę jestem mu bardzo wdzięczny za cały sezon.

Nie wydaje Ci się, że media za często skupiają się na kierowcach, zapominając o tym, kto siedzi obok?

Załogę zawsze tworzą kierowca i pilot. Media zazwyczaj chcą rozmawiać z tymi pierwszymi. Niestety trzeba się z tym pogodzić. A Maciek nie potrzebuje barw splendoru. Czasem wręcz go zmuszam, by się gdzieś pojawił i powiedział do kamery parę słów.

Dbacie o swój wizerunek. Skąd czerpiecie pomysły na filmy promocyjne?

Jeden scenariusz mi się przyśnił. Innym razem miałem wizję podczas spotkania biznesowego. Mam też świetną ekipę, która urozmaica moje propozycje. Potrafimy się w tym celu zdzwonić o pierwszej w nocy. Innym razem wprowadzamy poprawki już na planie. Czasem czerpiemy inspirację z innych filmów. Staramy się jednak zachować oryginalność. Nasza grupa budzi kontrowersje. Jesteśmy chyba jedynymi, którzy w trakcie rajdu nagrywają takie scenki rodzajowe. A że nam nieźle wychodzi – o tym świadczy oglądalność.

Kilka lat startowałeś w BMW. Od jakiegoś czasu jeździsz Mitsubishi. Skąd taka zmiana?

Tylnonapędowe auto było moją pierwszą rajdówką. Mogłem nią rywalizować zarówno w KJS, jak i Pucharze Polski. Zawsze chciałem jednak wziąć udział w mistrzostwach Polski. W tym celu kupiliśmy BMW M3 E30, które przygotowaliśmy bardzo profesjonalnie. Nie uważam tej decyzji za dobrą. Samochód nie spełniał moich oczekiwań. Zamieniłem go na EVO IX i jestem w pełni zadowolony z mojej obecnej rajdówki.

Wielu młodych ludzi rozpoczyna rajdową przygodę, ale brak im determinacji. Co sprawiło, że Ty dalej jesteś w grze?

Głównym powodem są wysokie koszty. Mnie to nie załamało. Kiedy koledzy chodzili na dyskoteki, ja harowałem. Przyłożyłem się na początku i dzięki temu mam teraz pieniądze między innymi na kolejne starty. Ten sport jest jak narkotyk. Jak zmęczony nie wróciłbym z rajdu, po dwóch dniach mogę myśleć tylko o kolejnym starcie.

Na Podlasiu nie słychać zbyt wiele o rajdach. Czy pod tym względem odstajemy od reszty Polski?

Nasz Automobilklub Podlaski tłumacząc się, że nie ma środków i pozwoleń, organizuje zaledwie kilka KJS-ów rocznie. To zdecydowanie za mało. Inne automobilkluby potrafią znaleźć sponsorów czy partnerów. Nie ma nic, co mogło by zachęcić ludzi do startu. Staram się pojawiać na lokalnych imprezach, ale kiedy widzę, jak wyglądają poszczególne próby, to opadają mi ręce. Wielka szkoda, bo ludzie chcą jeździć i doskonalić swoją technikę. Dajmy im szansę wyszaleć się na takich imprezach, bo wcześniej czy później dadzą upust swoim emocjom na drogach publicznych.

Sporty motorowe też wymagają kondycji? Chodzisz na siłownię?

Tak, ćwiczę regularnie. Dwa razy w tygodniu gram też w squasha. Wszystkim wydaje się, że jazda polega tylko na kręceniu kierownicą. Często jednak sposób prowadzenia auta potrafi tak zmęczyć, że na końcu trzynastokilometrowego oesu wysiadam cały mokry i zmęczony.

Nie miałeś momentów, w których myślałeś, żeby odpuścić?

Były takie. Po moim ubiegłorocznym dachowaniu. Z jednej strony rozbiłem samochód i byłem wściekły z powodu głupiego błędu. Z drugiej strony – naciski mojej rodziny, która widząc ten wypadek bardzo go przeżywała. Wielokrotnie przypominała mi, że ten sport jest bardzo niebezpieczny i dobrze by było, bym pożegnał się z nim, zakończył to jak najszybciej. Co zrobiłem? Kupiłem nowe auto – tylko że lepsze. I problem zniknął.

Rok 2013 powoli dobiega końca. Czego możemy spodziewać się w przyszłym roku?

Chciałbym walczyć o tytuł mistrza w grupie N, ale najpierw musimy zebrać budżet, bo bez wsparcia nie jesteśmy udźwignąć kosztów, jakie trzeba ponieść w trakcie sezonu. W tej chwili przygotowujemy się do grudniowego Rajdu Barbórki.

[wzslider]

(tekst: Karol Rutkowski, foto: jakala/Ewa Manasterska/creatum)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do