Reklama

Rozbudowa lotniska Krywlany jest tak samo realna jak winnice na Antarktydzie

08/08/2017 15:37

Białystok właśnie rozpoczyna budowę pasa startowego, choć prezydent i podlegli mu urzędnicy mówią o lotnisku. Jednak, jak informowaliśmy wcześniej, lotnisko będzie tylko z nazwy, ponieważ nie jest przewidziana żadna infrastruktura do obsługi pasażerskiej. Wiadomo też, że rozbudować lotniska na pewno się nie da. A to oznacza, że nie polatają z niego podróżni.

Prezydent zaplanował, że otworzy nowy pas startowy we wrześniu przyszłego roku. Zupełnie przypadkiem będzie wówczas trwała kampania prezydencka oraz kampania do Rady Miasta. I pewnie tylko przy okazji będzie można się pochwalić nową inwestycją. Niestety, z realnego punktu widzenia, pochwalić się za bardzo nie będzie czym. I nie chodzi o to, że pas startowy nie powstanie, bo najprawdopodobniej powstanie. Jeśli po drodze nie wystąpią jakieś nieprzewidziane problemy, powstanie o czasie. Jeśli problemy się pojawią, powstanie nieco później. Niezależnie od tego, kiedy powstanie, będzie to inwestycja, z której białostoczanie nie skorzystają.

Pisaliśmy już, że tak zwane lotnisko na Krywlanach będzie lotniskiem bardziej z nazwy. Na miejscu nie powstanie żadna infrastruktura do obsługi pasażerskiej. To tak zwane lotnisko będzie posiadało pas startowy dla małych samolotów, które zabrać na pokład mogą nie więcej niż 50 osób. Czyli w zasadzie samolotów prywatnych, na których przelot będzie stać pojedyncze osoby – głównie ze świata biznesu. Prezydent chciałby w przyszłości rozbudować pas, aby w Białymstoku mogły lądować i startować samoloty pasażerskie. Mówi, że co prawda dziś jeszcze za wcześnie na takie plany, bo najpierw trzeba wybudować pas startowy, na który Białystok czeka już od 10 lat.

- Technicznie jest to możliwe. Natomiast w tej chwili tego nie rozważamy, dlatego że w tej chwili chcemy wybudować jeden pas. Chcemy zobaczyć jak to będzie wyglądało. Natomiast jest możliwość techniczna rozbudowy pasa startowego, tak około do 2 tys. metrów długości – mówił niedawno Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.

Technicznie faktycznie jest to możliwe, praktycznie natomiast zupełnie nie. Prawdą jest to, co pisała nasza redakcja jeszcze kilka tygodni temu. Istniejąca zabudowa skutecznie blokuje rozbudowę pasa startowego w taki sposób, aby był on w stanie przyjąć większe samoloty rejsowe. To zresztą potwierdza zastępca prezydenta Białegostoku i niejako studzi rozpęd swojego szefa oraz jego marzenia o porcie lotniczym w Białymstoku.

- Wydłużenie pasa musi być połączone z polepszeniem innych parametrów. I one głównie dotyczą obniżenia kąta nachylenia. A to oznacza, albo duże ograniczenia w zabudowie, czy też w przeszkodach potencjalnych lotniczych, ale przede wszystkim – jakbyśmy spojrzeli na las w okolicach stadionu – to by przestał istnieć w całości do ulicy Wiadukt – wyjaśnił zastępca prezydenta Adam Poliński.

Zatem nie ma co marzyć o normalnym lotnisku na Krywlanach. Kto zatem będzie korzystał z tak zwanego lotniska na Krywlanach? Przede wszystkim biznesmeni. Bo ich stać będzie na prywatne przeloty niewielkimi samolotami. Brak lotów rejsowych oznacza przecież nic innego jak wykupienie prywatnych przelotów do różnych miast w Polsce lub za granicę. Może w tej sytuacji już tylko dziwić, że za tę inwestycję zapłacą wszyscy mieszkańcy Białegostoku, zaś biznes, który będzie głównie z inwestycji korzystał, nie wykłada własnych środków. Zupełnie inaczej wygląda to w Suwałkach, gdzie akurat prywatne podmioty włączają się z finansowanie budowy pasa startowego. Mało tego, pasa o połowę tańszego od tego na Krywlanach, choć mającego identyczne parametry.

Zatem w Białymstoku buduje się tak zwane lotnisko, z którego przeciętny Kowalski nigdzie nie odleci. Ale prezydent jest zadowolony, że inwestycja doszła w zasadzie do skutku. Przy okazji mocno skrytykował wydanie około 4 milionów złotych na referendum w sprawie lotniska regionalnego. Uważa, że pomysłodawcy powinni ponieść polityczne konsekwencje wyrzucenia tych pieniędzy w błoto. Ani słowem nie wspomina jednak, że nie trzeba było wydawać tak ogromnych pieniędzy, gdyby o przeprowadzenie referendum nie trzeba było się zwracać do sądu. Bo można je było przeprowadzić w tym samym terminie, co wybory parlamentarne. To obniżyłoby około ¾ kosztów poniesionych na ten cel. Niestety, koalicjanci prezydenta z urzędu marszałkowskiego, woleli nie dawać ludziom możliwości wypowiedzenia się w sprawie lotniska regionalnego.

A jak już jesteśmy przy lotnisku regionalnym, to warto przypomnieć, że wydano ponad 6 milionów złotych na jego budowę. Efekt? Brak lotniska! Były doradca prezydenta Truskolaskiego i poprzedni marszałek województwa podlaskiego, tak przez kilka lat budował duży port lotniczy, z którego mogliby korzystać wszyscy, a nie tylko biznes, że wydał pieniądze, zaś lotniska jak nie było, tak nie ma. W tym Tadeusz Truskolaski akurat nie widzi niczego złego.

- Jeżeli chodzi o budowę czegokolwiek, to jest takie pojęcie ryzyka inwestycyjnego. I takie ryzyko występuje na wielu etapach. I każdy kto zaczyna coś robić, musi się liczyć z określonym ryzykiem, że coś się może nie powieść. Powiem dla przykładu tyle, że na 20 spalarni, które rozpoczęto w Polsce, wydano bardzo dużo pieniędzy, a wybudowano 6. Czyli 14 nie powstało – wyjaśnił Tadeusz Truskolaski.

W normalnych warunkach są osoby odpowiedzialne za inwestycje. I w przypadku nieudanego ryzyka inwestycyjnego odpowiedzialność ponosi ten, kto dokonał niewłaściwych kalkulacji. W Białymstoku odpowiedzialności za błędy i wyrzucenie ponad 6 milionów złotych nie poniósł nikt. Na dodatek, jeszcze jest taką postawę komu pochwalić. Zrobił to właśnie prezydent Truskolaski broniąc nieudolności Jarosława Dworzańskiego, którego przyjął nawet jakiś czas temu na swojego doradcę.

Niestety, bardzo złe decyzje owego doradcy, skutkują dziś budową wyłącznie pasa startowego na Krywlanach. To przecież inwestycja, która de facto lotniskiem nie będzie ani teraz, ani nigdy. Na normalne lotnisko, z którego każdy mógłby odlecieć lub przylecieć, straciliśmy unijne pieniądze bezpowrotnie. Teraz za to budujemy infrastrukturę za pieniądze białostoczan, żeby kilku biznesmenów miało gdzie posadzić prywatne maszyny.

I oczywiście najważniejsze. Za nieco ponad rok z kawałkiem będziemy zapewne świadkami historycznego przecięcia wstęgi na Krywlanach. Wszyscy usłyszą, że mamy lotnisko, choć w zasadzie będzie to wyłącznie pas startowy, który można było zbudować jeszcze w 2008 roku. Bo wszystko, co było do tego niezbędne, było przygotowane, tak samo jak teraz – poza jednym wyjątkiem. Były też na to środki unijne. Teraz prezydent pas buduje z budżetu miasta. Ludzie, którzy uwierzą, że mamy lotnisko, z pewnością się ucieszą. Inni, którzy mają świadomość tej inwestycji, już teraz pukają się w czoło i pytają – po co wydawać pieniądze na miniaturki i atrapy lotniska właściwego.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: pixabay.com/ landing)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do