Reklama

Skandal czy cyrk w białostockim USK: Pacjencie, pieluchy kupuj sobie sam!

16/09/2015 13:15


Przywieziony w złym stanie do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku pacjent miał nie otrzymać podstawowych wyrobów medycznych niezbędnych do hospitalizacji. Zszokowana rodzina twierdzi: "Musieliśmy sami kupować i przywozić pampersy." Placówka nie jest w stanie zweryfikować, czy problem był, czy może go nie było. To specjalnie akurat nie dziwi, bo w takich sytuacjach jak zwykle winnych brak.


Do naszej redakcji zgłosiła się pani Karolina, córka pacjenta (ich dane pozostają do naszej wiadomości). Była nie tyle zrozpaczona, co wściekła za to, jak potraktowany został jej ojciec. Relacjonuje, że 20 sierpnia został przyjęty na SOR z podejrzeniem krwawienia wewnętrznego z układu pokarmowego. Tam potwierdzono diagnozę – owrzodzenie i pęknięcie. Przewieziono go więc na oddział gastroenterologii i chorób wewnętrznych.

- Brak słów, co tam się działo. Przy tym schorzeniu wiadomo, że chory w danym momencie nie panuje nad wydalaniem. Ojca ponoć umyto przed oddaniem ze szpitalnego oddziału ratunkowego na oddział, ale dziwnym trafem na nogach, udach i części brzucha była tylko rozmazana breja z wody, kału i krwi. Tata źle się czuł, było po 22 i musiałyśmy opuścić oddział. W stresie i pośpiechu nie miałyśmy nawet nic, by same go umyć. Postanowiłyśmy z mamą to zrobić rano - opowiada nasza rozmówczyni.

Następnego dnia (21 sierpnia) przed godziną 8 rano pacjent obudził rodzinę telefonem, prosząc, by kupić mu pampersy do szpitala. Pani Karolina zadzwoniła do podlaskiego NFZ. Tam usłyszała, że zgodnie z prawem wyroby medyczne jak pieluchy - w takich przypadkach - powinny być dla pacjenta dostępne.

- Chciałam tam ze zdenerwowania roznieść pół oddziału jak przyjadę, razem z tymi pielęgniarkami, które kazały się tak zaopatrzyć mojego ojcu. Jeśli człowiek jest unieruchomiony w łóżku lub ma niekontrolowane problemy gastryczne, to pieluchy muszą być podstawą. Sama sytuacja i tak jest niekomfortowa, urąga godności człowieka. Tata jednak chwalił sobie opiekę pielęgniarek, były faktycznie bardzo uprzejme, otoczyły go opieką i porządnie umyły - dodaje córka pacjenta.

Twierdzi też, że podczas rozmowy z pielęgniarką usłyszała, że nie ma pieluch, bo dyrektor szpitala nie podpisał umowy na ich dostawy dla pacjentów. Zatem jedyne co jest w dyspozycji pielęgniarki to... lignina.

Zbulwersowana pani Karolina chciała się spotkać z dyrektorem USK i zapytać go, dlaczego szpital nie posiada tak podstawowych środków higienicznych dla pacjentów w trakcie hospitalizacji. Co też w przypadku, jeśli pacjent nie ma rodziny lub możliwości kupić sobie pieluchy? Z relacji wynika, że dyrektor nie miał czasu, a sekretarka zbyła rodzinę datą spotkania za cztery dni. Również telefoniczne próby wyjaśnienia zdarzenia spełzły na niczym - zainteresowani mieli być zbywani i przekierowywani od jednej do drugiej osoby. I tak pięciokrotnie.

Redakcja Dzień Dobry Białystok postanowiła zainterweniować. Wysłaliśmy pytania i prośbę o komentarz do rzeczniczki prasowej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego Katarzyny Malinowskiej - Olczyk. Była na urlopie za granicą, odpisała, że po powrocie zajmie się tym. Zgodziliśmy się, ponieważ to rzecznik prasowy jest od odpowiadania na zapytania dziennikarzy, nie tylko te radosne i mające promować daną instytucję.

Powyższą historię opisaliśmy przedstawicielowi Podlaskiemu Oddziałowi Wojewódzkiemu Narodowego Funduszu Zdrowia.

- Zgodnie z art. 35 ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, świadczeniobiorcom przebywającym w szpitalu lub innym przedsiębiorstwie podmiotu leczniczego wykonującego działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne, placówka ma obowiązek zapewnić świadczenia zdrowotne rzeczowe. Świadczenia zdrowotne rzeczowe, określone w art. 5 § 37, obejmują leki, wyroby medyczne, w tym wyroby medyczne będące przedmiotami ortopedycznymi oraz środki pomocnicze, w tym pieluchomajtki. Podstawą do zaopatrzenia w refundowane wyroby medyczne jest prawidłowo wystawione zlecenie przez osobę uprawnioną zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia z dnia 6 grudnia 2013 r. w sprawie wykazu wyrobów medycznych wydawanych na zlecenie i zarządzeniem nr  90/2013/DSOZ Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z dnia 24 grudnia 2013 r. w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju zaopatrzenie w wyroby medyczne - odpowiada Rafał Tomaszczuk, pełniący obowiązki rzecznika.

Sprawę przedstawiliśmy również Rzecznikowi Praw Pacjenta. Krystyna Kozłowska potwierdza: - Treść artykułu 35 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, na który Pan się powołuje, obejmuje leki i wyroby medyczne, które są konieczne do leczenia pacjenta. Tak było również w opisanym przez Pana przypadku. Dlatego sprawa wzbudziła moje zaniepokojenie.

Kozłowska przywołuje przy tym artykuł z 27 sierpnia, który ukazał się w dzienniku "Polska – Gazeta Krakowska", pt. „Czy muszę sama kupić leki, idąc do szpitala?” W tekście rzecznik prasowy Małopolskiego Oddziału NFZ Aleksandra Kwiecień informuje, że takie środki szpital powinien opłacić. Zgodnie z przedstawioną w artykule opinią – każdy pacjent szpitala ma prawo mieć zapewnione bezpłatnie wszystkie niezbędne leki dotyczące bezpośredniej hospitalizacji, ale też leki niezbędne dla podtrzymania zdrowia i życia.

- Całkowicie zgadzam się ze stanowiskiem NFZ. Ocena, czy dane leki lub wyroby medyczne są niezbędne dla
potrzeb hospitalizacji, należy do lekarza - mówi Krystyna Kozłowska. - Biorąc powyższe pod uwagę wskazuję, że szpital powinien udzielać świadczeń zdrowotnych w sposób kompleksowy, co obejmuje także odpowiednią opiekę pielęgnacyjną przy zastosowaniu określonych produktów leczniczych i wyrobów medycznych. W tym wypadku, ze względów higienicznych, powinien zapewnić pacjentowi wspomniane
pieluchomajtki.

Rzecznik Praw Pacjenta podkreśla, że jeśli Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku nie zapewnił pieluchomajtek, skargę w tej sprawie należy kierować w pierwszej kolejności do Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ. Do zadań dyrektora oddziału należy właśnie kontrola i monitorowanie realizacji umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Ponadto, zgodnie z art. 20 ust. 1 oraz art. 22 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności, w szczególności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych. W celu realizacji tego prawa, osoba wykonująca zawód medyczny ma obowiązek postępować w sposób zapewniający poszanowanie intymności i godności pacjenta. W opisanej sytuacji pacjent miał prawo czuć się niekomfortowo i uważać, że jego prawa w tym zakresie zostały naruszone.

- Okoliczności sprawy mogły dotyczyć nie tylko sytuacji opisanego pacjenta, lecz większej liczby przypadków. W związku z powyższym wystąpiłam do dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku o wyjaśnienie - zapewnia Krystyna Kozłowska.

USK był ostatnią instytucją, która wypowiedziała się w temacie domniemanych praktyk u siebie. Przedstawicielka placówki, Katarzyna Malinowska - Olczyk, wyjaśnia, że w okresie od 1 stycznia do 2 września Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku zakupił 24 660 pieluchomajtek, z czego Szpitalny Oddział Ratunkowy OIT wykorzystał 2 700 sztuk, zaś Szpitalny Oddział Ratunkowy Ambulatorium 300
sztuk.

- Z przekazanych mi informacji wynika, że nie ma żadnego problemu z pieluchomajtkami, są one dostępne we wszystkich oddziałach i na bieżąco w magazynie. Z racji, że nie podał Pan danych tego pacjenta, nie jestem w stanie potwierdzić przebiegu wydarzeń, ani ustalić także, która pielęgniarka poinformowała nieprawdziwie, że szpital nie ma umowy na dostawę pieluchomajtek - stwierdza przedstawicielka USK.

- Bzdura! - oburza się pani Karolina, kiedy cytujemy jej tę odpowiedź. - Żart jakiś, bo sama zostawiłam osiem pieluch na wszelki wypadek dla innych pacjentów, bo na oddziale nie było.

Niestety, my danych pacjenta nikomu - na prośbę rodziny - nie mogliśmy podać. Zresztą to nie miałoby sensu. Nie powinno być to też trudne do ustalenia dla reprezentujących USK, skoro 21 sierpnia rodzina chciała umówić się przez sekretariat z dyrektorem placówki, podając przy tym swoje nazwisko, było też kilka rozmów telefonicznych. Chyba że nagle wszyscy stracili pamięć, a próby kontaktu nie są nigdzie i przez nikogo odnotowywane.

Zadziwia także, że Malinowska - Olczyk w wiadomości e-mail napisała: - W imieniu dyrekcji szpitala mogę jedynie przeprosić pacjenta i rodzinę za zaistniałą sytuację. Postaramy się również, by w przyszłości nie doszło do takiej sytuacji.

Pozostaje zapytać, za co są to przeprosiny, skoro przecież "nie ma żadnego problemu z pieluchomajtkami"? Skoro są dostępne we wszystkich oddziałach i magazynie, to nie ma powodu do przeprosin! Czyżby jednak było coś na rzeczy i szpital nie chce się przyznać?

Przy okazji - dobrze się stało, że dane pacjenta nie zostały podane, bo oberwałoby się pewnie pielęgniarce, która co nieco opowiedziała rodzinie. Nawet jeśli mówiła nie do końca prawdę, to faktem jest, że ojciec naszej Czytelniczki koniecznych do hospitalizacji wyrobów medycznych nie otrzymał.

Do tematu wrócimy. Rodzina bowiem prawdopodobnie złoży skargę do NFZ. Pani Karolina potwierdziła, że całą historię wraz z matką chętnie opowie przedstawicielom Funduszu i nie będzie to już anonimowa opowieść.

(Piotr Walczak / Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do