
Od niedzieli, 1 marca 2020 r., w Białymstoku funkcjonuje nowy cennik biletów komunikacji miejskiej. Oprócz tego, że podwyżki są drastyczne - np. papierowy bilet jednorazowy normalny kosztuje 4 zł w miejsce 2,80 zł, to najpopularniejsze rodzaje zostały zlikwidowane - nie ma już choćby najchętniej kupowanego w 2019 r. biletu 20-minutowego. Jak informowali nas w poniedziałek mieszkańcy Białegostoku, mają duże problemy z kupieniem nowych biletów. Nie ma ich w sklepach czy salonikach prasowych. A starsi ludzie narzekają, że nie umieją nabyć biletu elektronicznego, wolą tradycyjne formy.
Panie redaktorze, zeszłam całe osiedle. Nigdzie nie ma biletów papierowych. Podwyżki podwyżkami, ale żeby w żadnym sklepie nie można było kupić biletu? To jakiś żart! - bulwersuje się pani Ewa, mieszkanka bloku przy ulicy Piastowskiej. - Kłopot był już z dostaniem starych biletów i to na kilka dni przed zmianą cennika. Do punktu sprzedaży BKM nie dojadę, bo niby czym. Miesięcznych nie kupuję od lat, bo jeżdżę po mieście sporadycznie, jutro mam wizytę u lekarza, to chyba kursem na gapę. Przechodząc obok przystanku widziałam już kolejkę u kierowcy, a ja nie mogę długo stać. Zresztą, kierowcy marudzą, gdy nie ma się wyliczonej dokładnie kwoty. Słyszałam o jakiejś elektronicznej portmonetce i tym, że bilety elektroniczne są tańsze (normalny jednoprzejazdowy elektroniczny kosztuje 3 zł, o złotówkę mniej niż papierowy - red.), ale proszę zrozumieć, ja nie jestem już młoda, nie potrzebowałam mieć karty miejskiej, nie znam się na rzeczach elektronicznych. Korzystam z laptopa do przeglądania stron internetowych i tyle - przekonuje.
To głos naszej czytelniczki, rencistki (nazwisko do wiadomości redakcji), która prosi, aby otworzyć oczy urzędnikom, iż coś nie zagrało, a cierpią na tym białostoczanie.
Sprawdzamy. W markecie sieci Stokrotka przy kasie wisi kartka: "tymczasowy brak biletów". Sklep spożywczy na osiedlu Piasta, gdzie bilety zwykle były: ekspedientka tłumaczy, że nie ma od zeszłego tygodnia, nowe jeszcze nie dojechały, może we wtorek. Ale nie obiecuje. Żabkę omijamy, tam nie prowadzi się sprzedaży biletów. Dalej spory market Lewiatan i salonik prasowy w galerii handlowej - nie ma. Na końcu zachodzimy jeszcze do jednego osiedlowego spożywczaka: są tylko jednoprzejazdowe normalne, po 4 zł. Inne, np. nowe 30-minutowe, może będą w środę, ale kasjerka nie daje gwarancji. Trudno zgodzić się w takiej sytuacji z argumentami magistratu, że podwyżka nie będzie odczuwalna, bo pensje rosną i ludzie zarabiają coraz więcej.
Oczywiście sklepy nie mają obowiązku prowadzić sprzedaży biletów, co wytknął nam w komentarzu pod jednym z artykułów o braku dostępności starych, już na kilka dni przed wprowadzeniem nowego cennika, jeden z internautów (oficjalnych punktów sprzedaży jest w mieście zaledwie 17). Nie zmienia to faktu, że logistyka gdzieś zawiodła. Bo sklepikarze mówią nam, że chcą sprzedawać, że zamówili i że czekają, a przed klientami rozkładają bezradnie ręce.
W tym wszystkim pojawiają nieprawdziwe stwierdzenia. Na przykład jeden z naszych czytelników napisał: "Bilety papierowe są już od dawna rzadko kasowane".
To akurat dezinformacja. Z Urzędu Miejskiego w Białymstoku otrzymaliśmy twarde dane, które jasno wskazują, jak kupują pasażerowie. I nie ma co chyba z nimi dyskutować: w ubiegłym roku sprzedanych zostało 8 990 060 biletów papierowych, w tym 4 728 800 20-minutowych i 3 858 800 jednoprzejazdowych. Wszystkich elektronicznych sprzedano 842 212 sztuk - trzeba przy tym jednak wziąć pod uwagę, że w liczbie tej są również bilety miesięczne, których posiadacze wielokrotnie podróżowali w ciągu miesiąca. Ci jednak, którzy jeżdżą okazjonalnie, chcą kupować bilety papierowe, dla porównania: elektronicznych jednorazowych w 2019 r. sprzedano jedynie... 372 563 sztuk.
Przypomnijmy, że rada miasta, głosami Koalicji Obywatelskiej, przeforsowała propozycję prezydenta Tadeusza Truskolaskiego o podwyżce cen biletów w Białymstoku. Oburzonych było wiele środowisk, w tym będących po przeciwnych sobie stronach sceny politycznej. Na nic zdały się głosy, że podwyżka jest drastyczna i mocno uderzy po kieszeniach pasażerów.
Dziś papierowy bilet jednorazowy jednoprzejazdowy normalny kosztuje 4 zł, wcześniej płaciliśmy za niego 2,80 zł (bilety ulgowe są o połowę tańsze). Nie ma już biletów 20-minutowych (kosztowały po 2 zł) i 40-minutowych (2,80 zł), za to wprowadzony został bilet 30-minutowy za 3,60 zł. 60-minutowy podrożał z 3,60 zł na 5 zł, 24-godzinny z 10 zł na 12 zł, a trzydniowy weekendowy z 16 zł na 24 zł. Podwyżki dotyczą też wszystkich biletów okresowych imiennych i na okaziciela.
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie