Reklama

Straż Graniczna znów musi dementować kłamstwa aktywistów. Kongijka, która miała się utopić w Świsłoczy – żyje [WIDEO]

03/10/2022 15:39

Po raz kolejny aktywiści publicznie przekazują niesprawdzone i niewiarygodne informacje. Przy tym wszystkim po raz kolejny szkalują dobre imię polskich służb granicznych. Kilka dni temu publikowali informacje o obywatelce Konga, która w wyniku interwencji Straży Granicznej mogła utopić się w rzece Świsłocz. Tymczasem kobieta odnalazła się cała i zdrowa na Białorusi.

Pierwsza sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę to mniejsze zainteresowanie opinii publicznej sytuacją nielegalnych migrantów na granicy polsko – białoruskiej, mimo że cały czas trwa wojna hybrydowa Białorusi i Rosji przeciwko Polsce. W związku z tym do aktywistów, którzy działają pod granicą z Białorusią, płyną zdecydowanie mniejsze pieniądze z różnego rodzaju zbiórek społecznych. Do niedawna konta aktywistów zasilane były setkami tysięcy złotych, więc mogli oni działać w terenie przygranicznym całymi miesiącami, nawet kosztem rezygnacji z pracy etatowej.

Od kilku tygodni pojawiają się już wyraźne prośby aktywistów o wpłacanie pieniędzy. Jak sami twierdzą, mniej pieniędzy na ich działalność wynika wprost z mniejszego zainteresowania opinii publicznej sytuacją na granicy polsko – białoruskiej. Z tym, że tam dzieje się dokładnie to samo co działo się miesiąc temu, pół roku temu i rok temu. Nielegalni migranci starają się przedostać do Polski z pomocą białoruskich służb używając niekiedy w tym celu przemocy fizycznej wobec polskich żołnierzy i funkcjonariuszy. I tylko dlatego, że chcą dostać się nie do Polski, tylko na zachód Europy, głównie do Niemiec. I być może z tego powodu, aby wzbudzić zainteresowanie potencjalnych darczyńców, w sieci pojawiła się informacja o rzekomej śmierci obywatelki Konga w rzece granicznej Świsłocz.

- Według wersji aktywistów jedna z kobiet w grupie Kongijczyków przekraczających nielegalnie granicę przez rzekę graniczną Świsłocz utonęła. Oczywiście obwiniali za to służby ochraniające granicę naszego państwa twierdząc, że to wszystko stało się w związku z podjętymi działaniami przez polskie patrole. Mimo mało prawdopodobnych informacji Straż Graniczna i Policja rozpoczęły poszukiwania. Dziś aktywiści poinformowali, że Kongijka żyje, znalazła się i z grupą swoich rodaków przebywa na terytorium Białorusi – przekazała jeszcze w miniony wtorek (27 września) Straż Graniczna.

Trzeba tu koniecznie wyjaśnić, że cała historia dotyczy zdarzenia, jakie miało miejsce z minionej niedzieli na poniedziałek (25 – 26 września). Jak przekazały polskie służby graniczne, po stronie białoruskiej na odcinku ochranianym przez Placówkę Straży Granicznej w Bobrownikach, zauważono kilkuosobową grupę. Osobom cały czas towarzyszyły służby białoruskie.

- Kilka osób weszło do rzeki Świsłocz. Jednak na widok polskich patroli i bez ich ingerencji osoby, które próbowały nielegalnie przekroczyć granicę, wycofały się z powrotem na Białoruś. Po drugiej stronie czekały służby białoruskie, aby w przypadku nieskutecznej próby przekroczenia granicy przewieźć cudzoziemców na inny odcinek. Z obserwacji i monitoringów prowadzonych wobec tych osób przez polskie służby wynika, że cała grupa wraz z Białorusinami oddaliła się w głąb Białorusi – wyjaśniają strażnicy graniczni z podlaskiego oddziału.

Niestety, w dalszym ciągu aktywiści działający pod granicą polsko – białoruską, usiłują przekonać w mediach społecznościowych swoich odbiorców, że do Polski próbują się przedostać uchodźcy. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistością. Biorąc choćby pod uwagę fakt, że uchodźcy mogą złożyć wnioski o ochronę międzynarodową wyłącznie do Straży Granicznej, nie uciekaliby przed funkcjonariuszami, a wręcz powinni ich szukać. Tymczasem tylko z zamieszczonego nagrania na górze strony internetowej wynika – i co wyraźnie też widać – że cudzoziemcy sami wycofali się z linii granicy, jak tylko zobaczyli polskie patrole. Do kogo więc mieliby złożyć ewentualne wnioski o ochronę międzynarodową?

Brak zaufania aktywistów i aktywistek do służb to efekt licznych push-backów, których nielegalność potwierdzają wyroki sądu. To też wynik brutalności działania @Straz_Graniczna, którą pokazują liczne zeznania osób uchodźczych oraz mieszkańców i mieszkanek Podlasia. Od początku apelujemy do służb o transparentne działanie zgodnie z polskim i międzynarodowym prawem, zaprzestanie wywózek i niesienie pomocy humanitarnej. Pomocy udzielają aktywistki i aktywiści, podczas gdy powinna być odpowiedzialnością państwa” – napisali aktywiści z Grupy Granica w miniony poniedziałek na swoim profilu na Twitterze.

Tyle tylko, że zeznania zatrzymanych nielegalnych migrantów, a nie uchodźców, tudzież osób uchodźczych, nie są i nie mogą być podstawą do wpuszczania do Polski wszystkich jak leci. Inną sprawą jest to, że Straż Graniczna nie ma w tej chwili potrzeby stosowania tak zwanych pusk-backów, które stosują wszystkie służby graniczne na całym świecie walczący z nielegalną migracją. W przypadku Polski, nielegalni migranci sami wycofują się na Białoruś od dłuższego czasu, ponieważ wiedzą, że przedzierając się przez granicę w miejscach do tego nieprzeznaczonych, popełniają przestępstwo.

- Kolejny raz aktywiści swoimi działaniami wpisują się w retorykę służb białoruskich szkalując dobre imię Straży Granicznej – kwituje sprawę Straż Graniczna.

I sytuacja wygląda tak, że Straż Graniczna pomaga, nawet nielegalnym migrantom, jeśli ich zdrowiu lub życiu zagraża niebezpieczeństwo. Obowiązkiem zaś jest strzeżenie granic państwa polskiego i tego, aby osoby, które nie mają prawa przebywać na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, tu nie przebywały. Odrębną zaś sprawą jest, że skoro cudzoziemcy sami sobie wybrali Białoruś lub Rosję, jako bezpieczny kraj, nie ma żadnego powodu, aby Polska udzielała ochrony międzynarodowej takim osobom. Tym bardziej, że nielegalni migranci płacą tysiące dolarów za przerzucenie ich na zachód Europy, bo nawet nie do Polski. O czym powszechnie wiadomo od ponad roku.

(Cezarion/ Foto: SG)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do