Reklama

Sześciolatki zostały w przedszkolach, a w żłobkach tłok. Magistrat jak zwykle czeka

20/09/2016 15:40


Rząd pozwolił rodzicom sześciolatków na decyzję w sprawie wysłania dzieci do szkoły lub przedszkoli. I... 82 procent pozostało w przedszkolach oraz zerówkach. Z 339 tysięcy dzieci tylko nieco ponad 70 tysięcy trafiło do pierwszych klas. Reszta rodziców uznała, że dla ich pociech rozpoczęcie szkoły w tym wieku, to za wcześnie.

Decyzja rodziców oznacza, że diagnoza PiS z okresu kampanii wyborczej, że rodzice nie chcą sześciolatków w I klasach jest prawdziwa. Efekt – w 2016 roku pierwszoklasistów jest dwukrotnie mniej niż przed rokiem.

Najwięcej dzieci urodzonych w 2010 trafia do podstawówek w dużych miastach. Rekordowo pod tym względem wygląda Warszawa, gdzie do pierwszej klasy trafiło 30 procent sześciolatków, czyli prawie 5 tysięcy dzieci. Podobny procent urodzonych w 2010 roku trafił do pierwszych klas także w Poznaniu. Sprawdziliśmy też jak pod tym względem wygląda Białystok?

Nasze miasto nie odbiega od średniej krajowej, a rodzice sześciolatków w stolicy Podlasia podeszli do wysyłania swoich pociech do szkół podstawowych znacznie bardziej ostrożnie niż warszawiacy. W Białymstoku do pierwszej klasy trafiło 634 dzieci urodzonych w 2010 roku – to jest niespełna 21 procent.

Mniejsza liczba dzieci w szkołach podstawowych stworzyła dla władz miasta kilka problemów. Po pierwsze oblężone są przedszkola (wiosenny nabór wykazał, że konieczne okazało się skorzystanie z ofert prywatnych placówek). Mimo to, w przedszkolach publicznych jest i tak spory tłok. Powód? Po prostu większość starszaków została w przedszkolnych zerówkach. To z kolei stworzyło kolejny problem w naszym mieście.



Oblężone są żłobki. Tych w Białymstoku nigdy nie było zbyt wiele i zawsze popyt przewyższał możliwości miasta. Dziwne, że magistrat wiedząc od jesieni ubiegłego roku o planach rządu nie zrobił niczego, żeby problem rozwiązać. A jest on poważny, bo o ile prywatne przedszkole to koszt około 250 złotych (publiczne jest mniej więcej o połowę tańsze), to już prywatny żłobek kosztuje miesięcznie od 500 do 800 złotych. A i tak na miejsca w nich bardzo często trzeba poczekać.

Rekordowo niewielki nabór w szkołach, to także dodatkowy problem zarówno dla władz miasta, jak i dyrektorów szkół. Mniej klas pierwszych tworzy problem pracy dla nauczycieli, choć w zasadzie trzeba powiedzieć konkretniej – groźbę ich zwolnień. W innych miastach zdarzały się sytuacje przenoszenia nauczycieli do przedszkoli, świetlic i zerówek. W Białymstoku – póki co – działania takie obywają się w bardzo niewielkiej skali. Sporo pedagogów skorzystało z prawa do rocznego urlopu dla podratowania zdrowia.

Czy magistrat wyciągnie wnioski z decyzji rodziców? W przyszłym roku próżno oczekiwać, że dzieci z rocznika 2011 w większej liczbie, niż obecnie, trafią do pierwszych klas. Może zamiast dyskusji nad budowaniem kolejnych dróg i obwodnic warto przemyśleć sens powołania do życia kilku nowych żłobków? Bo bez tego wyludniający się już powoli Białystok nie ma co marzyć o tym, aby nadrobić demograficzny deficyt. I nawet program 1000+ nic tu raczej nie pomoże.

Jak dotąd o planach otwarcia nowych żłobków nic nie wiadomo. Prezydent musi przenalizować ten temat przygotowując nowy budżet, bo aby uniknąć masowych zwolnień w szkołach, trzeba będzie radykalnie obniżyć liczbę dzieci w klasach. Szacunkowo koszt kształcenia dziecka w klasie złożonej z 20-25 uczniów to około 9 tysięcy złotych. Mniejsze klasy oznaczają wzrost tych kosztów przy utrzymaniu dotacji oświatowej na identycznym poziomie. O plany budowy żłobków w Białymstoku będziemy się dowiadywać. Zbyt wielu rodziców już teraz na to czeka.

(Adam Remy/ Foto: )
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do