
Możliwe, że trzecia kadencja prezydenta Tadeusza Truskolaskiego będzie jego ostatnią kadencją w białostockim samorządzie. Jeśli w życie wejdą nowe przepisy, nie będzie mógł już ubiegać się o fotel na Słonimskiej. Aktualnie trwają dyskusje nad nowymi rozwiązaniami, które mają ograniczyć kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów – tylko do dwóch.
Dość duże zmiany mogą dotknąć wszystkie samorządy w Polsce. Chodzi o nową ordynację wyborczą, która jeśli wejdzie w życie, ograniczy kadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów. To oznacza w przypadku takiego miasta jak Białystok, że z dotychczasowym prezydentem trzeba będzie się pożegnać na zawsze. Propozycje są takie, aby włodarze nie mogli zajmować stanowisk dłużej niż przez dwie kadencje, więc maksymalnie przez osiem lat.
- Pomysł, który zmierza lub zmierzać będzie do poprawy usług publicznych jest propozycją godną rozwagi i zastanowienia. Włodarze gmin, który dobrze sprawowali swoje funkcje mogą uznać to za niesprawiedliwe. Z drugiej strony zmiany mają swoje uzasadnienie w przypadku tych, u których wytworzył się w gminach układ. Jest ich sporo – komentuje naszej redakcji były zastępca prezydenta Białegostoku i senator Tadeusz Arłukowicz.
Kiedy mówimy o poprawie usług publicznych należy pamiętać przede wszystkim, że sprawowanie władzy jest służbą publiczną, więc usługami na rzecz mieszkańców. Niestety wielu włodarzy kompletnie o tym zapomniało. Zaś my, jako społeczeństwo, często dajemy im przyzwolenie na takie zapomnienie oraz niewłaściwe zachowanie. I nie tylko chodzi o to, że godzimy się na instrumentalne wykorzystywanie nas do swoich potrzeb, ale warto również poszukać przyczyny w ordynacji wyborczej.
Być może sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdybyśmy liczniej brali udział w wyborach samorządowych. Ale jeśli do urn chodzi nieco ponad 40 proc. uprawnionych, sytuacja wyrastania układów lub wręcz dworów w urzędach miejskich lub gminnych, zaczyna przybierać na sile. I z tego stanu rzeczy tworzą się kolejne patologie w życiu publicznym, do których sami się przyzwyczajamy.
- Nawet w Białymstoku, gdzie do wyborów chodzi 80-90 tys. wyborców, z czego chodzą aktywnie urzędnicy, ich rodziny i znajomi, na wybór władz mają oni ogromny wpływ, a tym samym też i na ostateczny wynik – mówi Tadeusz Arłukowicz.
Urzędnicy, ale także ich rodziny czy znajomi często głosują zwyczajnie za swoim miejscem pracy. Bo wraz ze zmianą wójta, burmistrza lub prezydenta, idą w dużej mierze zmiany kadrowe. Dobre i stabilne posady za publiczne pieniądze są zatem w zainteresowaniu urzędników. Są również w zainteresowaniu członków ich rodzin oraz innych osób, które z tego korzystają. Z tym, że taki stan rzeczy w niektórych gminach tworzy niedobre warunki, z których korzystają „uprzywilejowani”. Powstają lokalne układy i sitwy tworzące patologie.
Zmiany w ordynacji wyborczej, zakładające m.in. wprowadzenie kadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów mają wejść w życie od razu. Choć najprawdopodobniej nowymi przepisami zajmie się Trybunał Konstytucyjny. Ustawa budzi tak duże kontrowersje i emocje, że trudno dziś przewidzieć, które rozwiązanie byłoby właściwe. Na pewno, niezależnie od tego czy dwukadencyjność władz w samorządach przyniesie więcej korzyści dobrego niż złego, warto przeprowadzić dyskusję publiczną. Rozważyć wszelkie „za” i „przeciw”, choć dziś wydaje się, że więcej głosów jest za zmianami, bo patologii w polskich samorządach jest coraz więcej.
- Jest to ciekawa propozycja, która umożliwi zmiany w samorządach gminnych. W wielu gminach burmistrzowie, wójtowie i prezydenci, nie radzą sobie lub wytworzyli lokalne sitwy. Państwo nie może na to patrzeć bezczynnie. Zaproponowane zmiany muszą być jednak zgodne z konstytucją – komentuje dr Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.
- Przykładów na powiązania personalne w samorządach jest bardzo wiele. Rozumiem doskonale osoby, które próbują zwrócić uwagę na ten problem. Jeżeli nowe zapisy będą zgodne z konstytucją, należy bardzo poważnie wziąć je pod uwagę. Choć też trzeba zaznaczyć, że nie jest to rozwiązanie, które będzie miało zastosowanie tylko w Polsce. Kadencyjność władz obowiązuje w wielu krajach – mówi naszej redakcji były samorządowiec, Tadeusz Arłukowicz.
Wielokrotnie nasza redakcja zwracała uwagę na edukację obywatelską i staraliśmy się uświadamiać mieszkańców Białegostoku o tym, czym jest samorząd. A jest to zarówno władza ustawodawcza, jak i wykonawcza. Wójt, burmistrz lub prezydent tylko wykonuje pomysły rad gmin. Zatem istotą samorządu nie jest – w przypadku Białegostoku prezydent miasta – ale wszystkie jego organy. Tadeusz Truskolaski przyzwyczaił mieszkańców, że to on zarządza Białymstokiem, ale faktycznie jest tak, że wykonuje tylko to, co zleciła mu Rada Miasta. Nie można też tu zapominać, że prezydent posiada własne kompetencje, przypisane wyłącznie jego stanowisku, ale Rada Miasta ma możliwość kontrolowania ich niemal na każdym etapie.
Ustawa samorządowa dała mieszkańcom gmin, miast i powiatów możliwość wpływania na lokalne decyzje. Teoretycznie otrzymaliśmy bardzo dobre narzędzie do wyboru ludzi, którzy będą nas godnie reprezentować i zarządzać naszym, wspólnym majątkiem. W praktyce okazało się, że polityka wdarła się na lokalne podwórka i ugruntowała się tam na tyle mocno, że niekiedy nie ma szans na rozbicie układów, jakie powstały. Dwukadencyjność władz może przywrócić samorządy obywatelom.
- Trzeba pamiętać, że prezydent jest tylko organem wykonawczym. To Rada Miasta jest tym ciałem kreatywnym, który stymuluje działania, zaś prezydent ma je tylko wykonać – kwituje Arłukowicz.
W całej dyskusji nie można też zapominać, że są włodarze miast lub gmin, którzy właściwie wykonują swoje obowiązki i mimo upływu lat, nie wytworzyli wokół urzędów żadnych dworów, ani sitw. Ludzie chętnie w kolejnych latach oddają na nich głos, ponieważ faktycznie dbają o interesy mieszkańców. Tych jednak jest coraz mniej. Bo lokalne samorządy coraz częściej przypominają państwa w miastach z władcami, zamiast ludzi, którzy wiedzą czym jest służba publiczna.
W tym miejscu tylko zastanawiamy się, czy takie przepisy ograniczające służbę publiczną nie powinny dotyczyć także parlamentarzystów? Bo prezydenta Polski przecież dotyczą. Na razie jednak nowymi przepisami zapewne zajmie się Trybunał Konstytucyjny, a my do tego czasu zachęcamy do dyskusji. Czy w samorządach, takich jak nasz, prezydent powinien sprawować swój urząd wyłącznie dwie kadencje? Czy lepiej, jeśli ma możliwość zarządzania miastem dłużej?
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Może i dobra zmiana. Na pewno kadencyjnością powinno się też objąć Sejm.