Metafory wojenne były najczęściej używane w odniesieniu do epidemii. Wirus nazywany był zabójcą, groźnym przeciwnikiem, natomiast personel medyczny określany był jako bohaterowie toczący walkę na pierwszej linii frontu – podkreśliła językoznawczyni prof. Władysława Bryła z Instytutu Filologii Polskiej UMCS.
Prof. Władysława Bryła z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie stwierdziła, że kiedy pojawiła się na świecie pandemia, to w kontekście językowym trzeba było przede wszystkim nazwać to, co dotąd nie istniało. Jak wyjaśniła, stąd „covid” na nazwanie choroby wywołanej wirusem SARS-CoV-2, który z kolei potocznie był po prostu określany „koronawirusem”.
- Te dwa słowa stały się również takimi gniazdami słowotwórczymi. Pojawiło się dużo określeń z nimi związanymi, jak np. koronawakacje, koronabiznes, pacjent covidowy, szpital covidowy – podała ekspertka.
Podkreśliła, że podczas epidemii nazwy już istniejące nabierały nowych znaczeń, tworząc tzw. neosemantyzmy. Jako przykład podała wyraz „odległość”.
- W czasie pandemii każdy wiedział, że nie chodzi tu o odległość np. z Lublina do Warszawy, a konkretnie o 2 metry, jeśli ktoś zwracał się z apelem: zachowaj odpowiednią odległość – wyjaśniła prof. Bryła.
Językoznawczyni zaakcentowała również potrzebę upowszechnienia, zdefiniowania niektórych nazw, terminów, które dotąd istniały, ale nie były powszechnie używane. W tym przypadku jako przykład wskazała wyrazy: kwarantanna, izolatorium, pulsoksymetr, respirator.
- Tak samo jest ze „szczepionką”; już wiemy, że są różnego typu: żywe, inaktywowane, DNA, RNA. Te wyrazy weszły podczas epidemii do ogólnego języka współczesnej polszczyzny – zwróciła uwagę badaczka.
W jej ocenie jako językoznawcy, powtarzające się wyrażenie „nowa normalność” jest absurdalnym zestawieniem. Jak wyjaśniła, za „normalne” uznawane jest to, co jest teraz zgodne z normą, prawidłowe.
- Niektórzy mówili: „nowa normalność się dopiero wykrystalizuje”. Chodziło o nowy stan rzeczy, stąd nieuprawnione jest odwoływanie się do słowa „normalność – podkreśliła prof. Władysława Bryła.
Zwróciła uwagę, że metafory wojenne były najczęściej używane w odniesieniu do epidemii np. przez polityków, ekspertów, lekarzy. Wyjaśniła, że metaforyka wojenna od zawsze była powszechnie stosowana w odniesieniu do chorób, szczególnie, gdy wykryto bakterie.
- Metafora wojenna w medycynie upowszechniła się po raz pierwszy w latach 80. XIX wieku, kiedy mikrobiolog polskiego pochodzenia Ludwik Fleck twierdził, że pojęcie zaraźliwej choroby opiera się na koncepcji zamkniętego organizmu i wrogich najeźdźców, którymi są właśnie bakterie, wirusy dokonujące inwazji, ataku. Zaś ludzki organizm odpowiada na nie obroną. Fleck twierdził, że cała immunologia jest przesiąknięta takimi prymitywnymi obrazami wojny – powiedziała językoznawczyni.
Zwróciła uwagę, że także podczas ostatniej epidemii, wirus nazywany był zabójcą, sprawcą, groźnym przeciwnikiem, natomiast personel medyczny określany był jako bohaterowie toczący walkę na pierwszej linii frontu.
- Powtarzane były określenia typu: wszyscy musimy walczyć; walka z koronawirusem; jesteśmy na wojnie z koronawirusem – wyliczyła.
Jak zaznaczyła językoznawczyni, używanie terminologii wojennej w odniesieniu do koronawirusa z pewnością wpływało na mobilizację społeczeństwa, ale niosło też ze sobą niebezpieczeństwa.
- Wojna kojarzy się z głodem, cierpieniem. Wojna to też poczucie przegranej w której są ofiary. Takie metafory mogą nasilać strach i stres, a zamiast solidarności budzić niskie instynkty – oceniła prof. Bryła.
Podkreśliła, że podczas trwania epidemii używane były również w tym kontekście odniesienia do sportu, np. maraton, gramy do jednej bramki, gra zespołowa, walczymy o zwycięstwo itd.
Kolejną grupą metafor stosowaną do opisywania epidemii były określenia związane z różnego typu zjawiskami przyrodniczymi. Jako przykłady wskazała: burza cytokinowa, ognisko epidemiczne.
- Jednak wiodącym wyrazem była „fala” w odniesieniu do opisywania etapów epidemii. To jest dobra metafora, bo kojarzy się z przypływem i odpływem, a jednocześnie wznosi się i opada – oceniła badaczka.
Podkreśliła również, że fala ruchu powietrza sama w sobie jest niewidzialna, dopiero po jej skutkach np. połamanych drzewach, drżących liściach widać efekty.
- Dlatego to też bardzo dobra metafora dla niewidzialnego wirusa, którego widać dopiero skutki – dodała prof. Bryła.
Według niej, po pandemii w języku zostanie sporo słownictwa z nią związanego. Jak podkreśliła, nie chodzi tylko o słowo „zdalny”. Przypomniała, że w 2020 r. słowem roku został „koronawirus”, a w 2021 r. – „szczepionka”.
- Z pewnością bardziej upowszechnią się terminy medyczne, takie jak: pacjent covidowy, post-covid, odporność, pulsoksymetr, respirator, kardiomonitor. Kto przed epidemią słyszał na przykład o amantadynie, a teraz większość z nas ma na jej temat zdanie – podkreśliła językoznawczyni.
Prof. Władysława Bryła i dr Agnieszka Bryła-Cruz są autorkami książki „Retoryka okołokoronawirusowa. Szkice językowo-kulturowe” wydanej w 2021 r. przez Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej.
(Źródło: PAP/ Nauka w Polsce, Gabriela Bogaczyk/ Foto: pixabay.com/ coronavirus)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie