
Radni Prawa i Sprawiedliwości nie dali się przekonać do wyłożenia z kieszeni białostoczan dodatkowych 8 milionów złotych na budowę pasa startowego na Krywlanach. Swoje stanowisko wyrazili podczas drugiej części posiedzenia Rady Miasta. Uważają, że przetarg na tę inwestycję należy powtórzyć. Być może się okaże, że nie trzeba będzie dokładać tak dużych pieniędzy. Opozycja tymczasem grzmi o blokowaniu inwestorom dostępu do Białegostoku.
Radnych PiS nie przekonały zapewnienia o dobrej woli marszałka województwa, który zadeklarował dołożenie do budowy pasa startowego na Krywlanach 8 milionów złotych. Zdecydowali, że skoro pas startowy czekał już tyle czasu, to nic się nie stanie, jak poczeka nieco dłużej. Być może w kolejnym przetargu pojawią się inne, lepsze cenowo oferty.
- Biorąc pod uwagę wysoką wartość tejże inwestycji, my jako klub, stoimy na stanowisku, że nas w tym momencie nie stać na wydawanie tak dużych, olbrzymich środków publicznych. Pierwotnie ta inwestycja, biorąc pod uwagę przetarg, który państwo ogłosili, była określona na kwotę 28 milionów złotych – uzasadnia szef klubu radnych PiS, Henryk Dębowski.
I właśnie o tę kwotę się rozchodzi. Bo po otwarciu ofert okazało się, że najtańsza propozycja, jaka wpłynęła do Urzędu Miejskiego, opiewała aż na 44 miliony. Prezydent jednak nie zdecydował się unieważnić przetargu, tak jak miało to miejsce wielokrotnie przy innych inwestycjach, kiedy złożone oferty znacząco przekraczały zabezpieczone środki z budżetu miasta. Tym razem prezydent chce dołożyć do inwestycji, ale musi mieć zgodę radnych.
- Tutaj złożono oferty przeszacowane o około 60 procent, a nawet przeszło 60 procent. Także wydaje mi się, że powinniśmy się jeszcze wstrzymać – biorąc pod uwagę ten bum inwestycyjny, o którym mówił prezydent Truskolaski. Biorąc pod uwagę, że są to pieniądze publiczne, to już jako Rada Miasta dołożyliśmy dużo pieniędzy do inwestycji. (…) Być może ta oferta budowy pasa startowego została źle oszacowana, albo niedoszacowana i biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności stoimy na stanowisku, ażeby organ wykonawczy jeszcze raz powtórzył przetarg – dodał radny Henryk Dębowski.
Takie stanowisko nie spodobało się bardzo radnym z klubu Tadeusza Truskolaskiego i Platformy Obywatelskiej. Uważają, że w ten sposób PiS blokuje budowę lotniska. Z tym, że o budowie lotniska mowy nie ma, bo nie będzie żadnej infrastruktury do odprawy pasażerskiej. Pisaliśmy wielokrotnie, że budowa pasa startowego za pieniądze białostoczan, to pomysł o tyle dziwny, bo większość mieszkańców nigdy nie będzie miała okazji by z tej inwestycji skorzystać.
Jednak retoryka zarówno zastępcy prezydenta – Adama Polińskiego, jak i szefowej klubu radnych Komitetu Truskolaskiego – Anny Augustyn, wskazywała wyraźnie, że usiłują wmówić, iż po zrealizowaniu tej inwestycji, mieszkańcy Białegostoku zyskają lotnisko. Nie zyskają. Będą mieli dokładnie to samo lotnisko, które jest teraz. Zmieni się wyłącznie nazwa – z lotniska sportowego na publiczne. Jednak podobnie, jak i w tej chwili, nie ma żadnych szans na loty rejsowe do jakiegokolwiek kraju w Europie. Przynajmniej do tej pory nikt takiej informacji na udzielił, o czym przypomniał wszystkim radny Marcin Szczudło.
- To jest podniesienie atrakcyjności inwestycyjnej. Będzie można liczyć, że jakiś inwestor tutaj przyjedzie. Mamy szanse połączyć się ze światem, otworzyć się jako rynek na świat zewnętrzny. Myślę, że nie muszę przekonywać państwa, że lotnisko jest potrzebne – argumentowała radna Anna Augustyn z Komitetu Truskolaskiego.
- Nikt nie ma wątpliwości, że potrzebujemy lotnisko, ale musi to być taki obiekt, na którego nas stać. I to jest bardzo ważna kwestia w tej zabawie. Bo stać nas na to, żeby to wybudować i stać nas na to, żeby to utrzymać. Nie będzie to generowało gigantycznych kosztów, że będziemy mogli w późniejszym czasie mieć problemy – mówił z kolei radny Platformy Obywatelskiej i jednocześnie szef tego klubu – Maciej Biernacki.
Radny Biernacki jednak jest bardzo słabo zorientowany w inwestycji, odnośnie której się wypowiadał. Już wiele miesięcy temu prezydent Truskolaski i zastępca prezydenta – Adam Poliński – wyjaśniali, że po wybudowaniu pasa startowego na Krywlanach, obiekt przejmie w zarządzanie spółka Aero Partner. To ona będzie decydowała o tym, kto może latać, to ona będzie zajmowała się organizacją ewentualnych lotów, a jedyna dobra rzecz wynikająca z tego stanu rzeczy jest taka, że to spółka będzie odpowiedzialna w całości za utrzymanie obiektu, na który pieniądze wyłożą białostoczanie.
Wychodzi więc na to, że mieszkańcy naszego miasta wyłożą z własnych kieszeni grube miliony na pas startowy, żeby z własnej inwestycji skorzystać wyłącznie za zgodą innego podmiotu. On bowiem będzie decydował, czy na Krywlanach pojawią się samoloty wojskowe, sportowe, czy inne – na przykład prywatne. O tym zdecydowanie mało kto mówi, a jeszcze mniej osób w ogóle ma tego świadomość. To tak, jakby dostać dom w spadku, wyremontować go, po czym oddać do użytkowania komuś innemu – licząc na to, że może zamieszka w nim szejk arabski. A jak trzeba będzie dom rozbudować, to ten ktoś przyjdzie znów po pieniądze na rozbudowę i na tym w zasadzie rola właściciela domu się skończy.
Inna sprawa, że o milionowych wydatkach na inwestycję, o której jak słychać było w trakcie debaty, wiadomo niewiele więcej poza nazwą, radni mieli zdecydować w ciągu kilku godzin.
- Kiedy my jako radni, choć mogę powiedzieć o sobie, jako przewodniczący Komisji Budżetu i Finansów, otrzymałem projekt uchwały zmieniającej uchwałę budżetową z tymi autopoprawkami od państwa, który za chwilę mamy głosować? To jest taki dokument 50-stronicowy z wyjaśnieniami. Wie pan kiedy to dostałem? – zwracał się do zastępcy prezydenta Polińskiego radny Tomasz Madras. – Czy wie pan kiedy to dostałem? W trakcie sesji. Kiedy Przewodniczący Rady Miasta przez kolegę radnego Janczyło podał mi go, tak jeden przez drugiego – dodał Tomasz Madras.
Prezydent Białegostoku miał czas spotkać się z marszałkiem i radnymi województwa podlaskiego, zaś tego czasu zabrakło na rozmowy z radnymi miejskimi, którzy mają zdecydować o wydatku na inwestycję wartą łącznie około 44 miliony złotych. I na dodatek nikt nie wyjaśnił dokładnie co oznaczać ma dla mieszkańców taka inwestycja. Nie podano żadnych szczegółów, ani planowanych lotów z pasa startowego. Karmienie w tym przypadku wizją lotniska jest co najmniej nie na miejscu, skoro nie są znane żadne szczegóły oprócz sumy, jaką należy wyłożyć na ten cel.
Słowa o tym, że mieszkańcy Białegostoku czekają na pas startowy, z którego nie skorzystają, jest dość sporym nadużyciem. Bo białostoczanie owszem, czekają, ale na lotnisko, z którego będzie można się odprawić i odlecieć, później przylecieć. Na razie debata została odłożona na późniejszy termin, podobnie jak i cała inwestycja. Wkrótce jeszcze do tematu wrócimy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Flickr.com/ Theen)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie