
Żenia - Eugene Green - od lat mieszka w Polsce. Tu pracuje, zarabia na życie. Jest wokalistą kapeli Brave Grave. To muzyka z nurtu szeroko pojętego punk rocka - hardcore. Dziś mężczyzna nie ma wątpliwości, że musi zostawić wszystko i wracać na Ukrainę. Jak przekonuje, nie widzi innego wyjścia, tam jest jego rodzina. Byłby gotów walczyć, ale przyznaje, że nie ma żadnego przeszkolenia wojskowego, prócz półrocznego epizodu w szkole kadetów. Obiecuje, że będziemy w kontakcie. Kończąc rozmowę nie mam pewności, czy jeszcze się usłyszymy. To kolejny materiał przedstawiający historię zwykłych ludzi, którzy muszą mierzyć się z koszmarem wojny.
Poznaliśmy się dzięki Darkowi Tkaczykowi ze Śląska. Mamy się w "znajomych" na Facebooku. Dariusz jest wokalistą Castetu. Swego czasu prowadził sklep i firmę wydającą kasety zespołów, które nazwać można alternatywnym podziemiem. Na Facebooku zamieścił wpis: "Nasz człowiek - Żenia Eugene Green z Brave Grave wraca do Ukrainy. Potrzebuje wsparcia. Nie zostawiamy swoich w tych ciężkich chwilach".
Odezwałem się do Darka. Ostatnio korespondowaliśmy prawie że 20 lat temu, listownie: pisany odręcznie list, koperta, znaczek. Dziś nie do pomyślenia, a tak właśnie było - ja, mały wydawca papierowego newslettera dedykowanego środowiskom wolnościowym (nie mylić z politycznymi pseudo wolnościowcami z różnych partii politycznych), a tam prężny wydawca Enigmatic. Darek przekazał kontakt do Żeni. Zadzwoniłem. Po to, by przekazywać głos zwykłych Ukraińców. Po to, by jakkolwiek przynajmniej u nas, w Dzień Dobry Białystok, walczyć z fake newsami i sianiem bzdur.
Żenia w Białymstoku nigdy nie był. Dobrze dogaduje się w języku polskim. Rozmawiamy swobodnie, aczkolwiek wyczuwam zdenerwowanie w jego głosie. Bynajmniej nie chodzi o to, że się nie znamy. Mężczyzna jest w trakcie pakowania. Ma wkrótce ruszać. Póki co wszystko w rozsypce.
Trudno to skomentować. Jest sobie mały człowieczek, chory gość (Władimir Putin - przyp. red.), który wymyślił sobie wielką Rosję i sądzi, że ma prawo odbierać ludziom dom i wyznaczać tam swoje rządy - mówi Żenia. - Chcę zrobić wszystko, żeby odeprzeć ten atak na mój kraj. Agresorów, a właściwie ich przywódcę, ciężko mi nawet nazwać człowiekiem.
Żenia na Ukrainie ma rodzinę. Nie chce, byśmy publikowali, w jakim konkretnie rejonie i podawali nazwę miejscowości. Z wiadomych względów, tu nie trzeba za wiele wyjaśniać. Zaznacza tylko, że jego region jest odcięty, nie widzi póki co szans, by tam dojechać.
Będę próbował się do nich dostać, ale jeśli się nie uda, zostanę tam, gdzie będę potrzebny, robiąc to, co trzeba - zapowiada mój rozmówca.
W Polsce Żenia jest od ponad pięciu lat. Przyjechał tu w lutym 2017 roku. Nie wie, czy jeszcze tu wróci, choć to właśnie tutaj liczył, że ułoży sobie życie. Opowiada mi historie swoich znajomych.
Odebrałem koleżankę, która musiała uciekać i dostała się do Polski. Jedną noc spała w metrze, przez Kijów trafiła do Lwowa, ostatecznie udało się przekroczyć granicę. Trwało to trzy dni - opowiada Żenia.
I dodaje:
Nie wierzcie kłamstwom, że rosyjskie ataki prowadzone są tylko na obiekty wojskowe. Tak nie jest. Oni atakują ludność cywilną - podkreśla.
Stwierdza też, że Putin się przeliczył, bo Rosjanie nie zajęli do tej pory i nie kontrolują żadnego większego miasta.
Spotkali się z oporem, na który nie byli przygotowani. Chyba nie tak to sobie zaplanowali - ocenia.
Ale Żenia też podkreśla, że kontakt z rodakami, bliskimi, ma utrudniony.
Umówiliśmy się, że zdzwonimy się za parę dni. Żenia podsumowuje: - Będziemy walczyć do końca.
(Piotr Walczak / Foto: Castet)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie