
Przyszły rok jest ostatnim, w którym będą jeszcze spływały środki unijne na inwestycje. Później niezbędne inwestycje trzeba będzie realizować już z własnych funduszy. Ta sytuacja niepokoi prezydenta Białegostoku, choć dotyczy wszystkich samorządów w całym kraju. W naszym mieście już padła zapowiedź, że nie będzie niczego nowego.
O tym, że pieniądze unijne kiedyś się skończą wiedzieli praktycznie wszyscy gospodarze miast i większość samorządowców. Perspektywa unijna, z której realizowana była większość dużych i mniejszych inwestycji obowiązuje tylko do 2020 roku. W kolejnych latach, środki, które trafią do Polski i innych państw UE, nie dość, że będą znacznie mniejsze, to można z nich będzie realizować zupełnie inne zadania. Będą to zadania, do których większość samorządów chyba nie przykładała należytej uwagi. To między innymi ochrona środowiska, bezpieczeństwo, edukacja, kultura i nauka oraz procesy migracyjne.
- Za rok i za dwa lata my za tym budżetem zatęsknimy, bo kolejne lata będą zwyczajnie gorsze. A dlaczego gorsze? A dlatego, że nie zapowiadają nam się dodatkowe wpływy, a kończy się perspektywa finansowa Unii Europejskiej. Tutaj mamy jeszcze grubo ponad 200 milionów dotacji z Unii Europejskiej. One w 2021 roku jeszcze trochę będą, a już w 2022, będą praktycznie na poziomie zerowym – mówił do radnych Tadeusz Truskolaski podczas pierwszego czytania budżetu miasta na przyszły rok.
Dodał, że kiedy skończą się środki unijne, Białystok z nowych inwestycji będzie mógł realizować praktycznie tylko te z budżetu obywatelskiego. Najbliższy rok oraz kolejne dwa lata, będą jednak musiały zmobilizować urzędników do nowych pomysłów i do nowych wyzwań, które się przed nimi pojawią. Ale sądząc po decyzjach, jakie już zapadły w ostatnich tygodniach, raczej trzeba się spodziewać, że za wiele rzeczy zapłacimy o wiele drożej niż płaciliśmy dotychczas. Miasto Białystok do tej pory bowiem zmieniało się i owszem, ale zmieniało się na kredyt.
Jeszcze trudniejsza sytuacja czeka nas nie tylko w związku z brakiem unijnych funduszy, ale w związku z brakiem możliwości zaciągania kolejnych zobowiązań i koniecznością spłacania zaciągniętych dotychczas kredytów. Wiele inwestycji także przestanie obowiązywać okres gwarancyjny i wszelkie naprawy oraz modernizacje spoczną w zasadzie na podatnikach. Jest jeszcze szereg pomniejszych trudności, z którymi przyjdzie nam się zderzyć, ale zastanawiające jest, dlaczego władze miasta i radni podchodzili chyba dość lekko do tego problemu. Przecież wiedziano, że perspektywa unijna kończy się na roku 2020 z możliwością finansowania rozpoczętych inwestycji co najwyżej dwa lata do przodu.
- Na pewno jest wiele miejsc, w których można było rozsądnie gospodarować środkami i myśleć o przyszłości, a nie krótkowzrocznie. Mamy pieniądze, to rozpuścimy je na cokolwiek. Dzisiaj są tego skutki. Trzeba zawsze myśleć rozsądnie i trzeba zawsze mieć pieniądze na czarną godzinę. Każdy z was tak robi, nie wydaje wszystkiego, myśli, że będzie może gorzej, trzeba być przygotowanym – to słowa radnej Agnieszki Rzeszewskiej, jakie wypowiadała z mównicy na ostatniej sesji Rady Miasta.
Wcześniej radna wymieniała szereg inwestycji, na które Białystok wydał pieniądze, choć nie ma z nich obecnie żadnego pożytku. To między innymi system do klikania biletami w autobusach, system do mandatowania kupiony do systemu zarządzania ruchem, jak i również sam system zarządzania ruchem, na który cały czas są skargi. Radna zwracała uwagę, że kosztowało to wszystko ogromne miliony złotych, które można było wydać na bardziej potrzebne rzeczy.
Najbliższe lata zapowiadają się chude i raczej nie ma co liczyć na jakieś szczególne udogodnienia. Ważne jednak aby Białystok był miastem bezpiecznym, czystym, ze sprawnie działającymi instytucjami publicznymi. I te rzeczy akurat prezydent obiecał z mównicy. Ale zapewne życie zweryfikuje czy przypadkiem nie przyjdzie nam za nie zapłacić drożej niż w tej chwili.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie