
Mimo wielkiej akcji odśnieżania, nie wszystko i nie wszędzie się udało. W walce ze śniegiem i lodem pomogła niedzielna aura, która pozwoliła na topnienie, przynajmniej na głównych drogach. Ulice osiedlowe w dużej części nadal pozostają w tragicznym stanie, więc mieszkańcy nie mając wyjścia, pracują w czynie społecznym.
Jeśli ktoś chce poczuć się odrobinkę jak za komuny, ma teraz taką możliwość. Miasto i firmy odśnieżające nie radzą sobie kompletnie z odśnieżaniem w tym roku. Chyba jeszcze nigdy nie było aż tak źle jak to ma miejsce w tym roku. Na podsumowanie powodów tego stanu rzeczy, jak i błędów popełnionych w trakcie, z pewnością będzie jeszcze czas, ale już wiadomo, że to co wyprawia się na białostockich ulicach i chodnikach od miesiąca, ostatni raz oglądaliśmy za komuny.
Mieszkańcy części osiedli, gdzie od początku opadów nie dotarły nawet żadne pojazdy do odśnieżania, musieli brać sprawy w swoje ręce. Identycznie jak w latach Polski Ludowej. Tak samo jak wtedy, tak i teraz, mimo że płacimy podatki, trzeba było samemu chwytać się za łopaty i pracować za innych. Za tych, którzy zainkasowali ogromne miliony złotych za pracę, którą mieszkańcy musieli wykonać sami. W czynie społecznym, jak za dawnych czasów, odśnieżali sobie ulice i chodniki. Ludzie skrzykiwali się albo przez internet, albo starą sprawdzoną drogą pantoflową.
„Mieszkańcy szeregówek przy ulicy Puchalskiego na białostockim osiedlu Bagnówka zorganizowali wspólną akcję oczyszczania jezdni. Od kilku dni borykają się z problemami z przejazdem po opadach śniegu. Nieodśnieżana ulica zamieniła się tu w lodowisko, więc wzięli sprawy w swoje ręce” – podawało zaledwie kilka dni temu na swoim nośniku w mediach społecznościowych Radio Białystok, prezentując jednocześnie filmik ze wspólnej sąsiedzkiej akcji odśnieżania w czynie społecznym.
Wcześniej to samo zrobili radiowcy pod swoją siedzibą. Zachęcali do takich akcji innych mieszkańców miasta. I czy zachęcili, czy nie, w niektórych sytuacjach nie było innej rady. Trzeba było chwycić za łopaty i „połopatować” w czynie społecznym, aby dało się przemieszczać jakkolwiek, pieszo lub autem. Na kilku osiedlach i ulicach, poza wspomnianą ulicą Puchalskiego udało się choć trochę udrożnić przejścia i przejazdy. Oprócz łopat w ruch poszły także inne sprzęty, które zbijały lód.
Na osiedlu Mickiewicza na kilku mniejszych uliczkach też mieszkańcy sprzątali śnieg i lód tym, co mieli. I praktycznie wszędzie wypychali zakopujące się samochody. W ciągu tylko godziny niektórzy bohaterowie pomagali wypchnąć od kilkunastu do nawet dwudziestu kilku samochodów. Tragicznie było między innymi na ulicy Wesołej, zaś Stroma praktycznie na całej długości jest nieprzejezdna niczym co nie jest wypychane lub popychane. Tam ludzie również na własną rękę próbowali cokolwiek odśnieżyć, ale problem stanowiło przede wszystkim to, że ulica jest wąska, zakopane są na parkingach samochody i śniegu nie było gdzie odrzucać.
W ostateczności wielu białostoczan miało okazję przypomnieć sobie lata komuny, gdzie po prostu musieli brać udział w czynie społecznym. Wówczas był on obowiązkowy. Teraz ten obowiązek wynikał bardziej z konieczności. Co też w zasadzie można uznać za przymus. Męczyć się tak będziemy musieli jeszcze około tygodnia, zanim nie przyjdzie ocieplenie. Z tym, że na bocznych, małych uliczkach, problem z poruszaniem się będzie występował raczej trochę dłużej niż tydzień.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Grzegorz Bera/ Facebook/ Kolizyjne Podlasie)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie