
Nowy rok zaczął się bardzo nerwowo w białostockiej spółce transportowej. Komunalne Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej musi zacisnąć pasa w związku z ogromnym długiem, jaki pojawił się na koniec roku. Sięga prawie 9 milionów złotych. Zarząd przygotował już plan naprawczy, ale wątpliwości co do tego czy zadziała mają przede wszystkim pracownicy tej spółki.
Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia informowaliśmy o złej kondycji finansowej w Komunalnym Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej w Białymstoku. Choć w naszym mieście działają trzy spółki komunikacyjne, które ze sobą nie konkurują, to tylko w jednej z nich pracownicy nie otrzymali premii świątecznych. Powodem jest między innymi bardzo zła kondycja finansowa w KPKM, która objawiła się blisko 9 milionowym długiem na zakończenie roku.
Prezydent polecił przygotowanie planu naprawczego w związku z tą sytuacją. I już wiadomo, że z tego planu nie są zadowoleni pracownicy, choć szczegółów nie znają, a jedynie wyrywkowe dane. Bowiem pomysł opiera się – jak przekazali naszej redakcji kierowcy – między innymi na likwidacji możliwości dowożenia i odwożenia kierowców przed i po rozpoczęciu pracy. Tym sugestiom zaprzecza natomiast prezes Dariusz Ciszewski, który powołuje się na zapisy Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy i twierdzi, że kierowcy wciąż będą dowożeni do pracy i odwożeni po zakończeniu pracy. Ale z czterech kursów nocnych został już tylko jeden i wiadomo, że nie wszyscy pracownicy będą mogli z niego skorzystać.
Prezes zapewnia również, że nie będzie cięć w etatach, ale jedynie zamrożenie etatów w administracji. Co oznacza, że jeśli ktoś przejdzie na emeryturę, na miejsce takiej osoby nie będzie nikt zatrudniany.
- Na emeryturę odejdzie też pracownik KPKM stacji paliw przy ulicy Składowej. W jego miejsce też nikogo nie zatrudnię, bo wprowadzę nocny system samoobsługowej płatności za tankowanie paliwa. W przyszłym roku nie będzie też żadnych wydatków na reklamę stacji – przekazał Kurierowi Porannemu Dariusz Ciszewski, prezes KPKM.
Pracownicy jednak poinformowali naszą redakcję, że mimo takich zapowiedzi, ruchy kadrowe, jak też i zmiany w dowożeniu i odwożeniu pracowników, zostały ustalone jeszcze przed nowym rokiem. Winą za ten stan rzeczy obarczają nie tylko prezesa, ale także główną księgową oraz jej syna, który jest zatrudniony w KPKM. Dziwią się także, że Marcin Moskwa, radny miejski, który do niedawna był jeszcze wiceprezesem spółki, milczy na temat złej kondycji finansowej firmy, w której jest zatrudniony i którą na dodatek współkierował przez wiele lat. Jak przekazali, to między innymi on, ale także i syn księgowej, mieli być głównymi autorami nietrafionych pomysłów.
- Prawdopodobnie od 1 stycznia pan Mateusz Stankiewicz (zastępca kierownika DET, syn głównej księgowej) zmieni stanowisko pracy. Zostanie przeniesiony do biurowca gdzie ma być utworzone dla niego nowe stanowisko. Tak by nie rzucał się w oczy kierowcom – to on jest głównym pomysłodawcą wprowadzenia w firmie asystenta pracy kierowcy, którego kierowcy tak nienawidzą (asystenta). Co to za stanowisko i na jakich zasadach finansowych jest to na razie tajemnicą – przekazali pracownicy KPKM naszej redakcji tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
- Marcin Moskwa – kierownik DET i radny miasta. O całej sytuacji milczy jak grób. Zarówno w firmie jak i w Radzie Miasta. Prawdopodobnie milczenie spowodowane jest tym że to za czasów kiedy był wiceprezesem i członkiem zarządu zaczęło się robić źle – dodają kierowcy tej samej spółki komunikacyjnej.
Sam prezes swojej winy w kierowaniu spółką nie widzi. Nie widzi również błędów, które być może zostały popełnione – jak zakup nieużytecznego i wspomnianego przez pracowników urządzenia – asystenta pracy kierowcy. Ostatnio – jak przekazali nam pracownicy – zakup także stacji pogodowej. Wymieniają jeszcze szereg innych rzeczy, które być może były powodami pogarszającej się sytuacji finansowej w KPKM. W każdym razie, tak dramatyczny wzrost zadłużenia pojawił się dopiero w obecnym roku, choć trzeba dodać, że już poprzednie lata zamykały się bilansem ujemnym. Ale nie był on liczony w milionach złotych.
- Będę się zwracał do przewodniczącego Komisji Budżetu i Finansów z prośbą o zajęcie się tematem i wyjaśnienie sytuacji w KPKM-ie. Uważam też, że zasadna byłaby również kontrola przeprowadzona przez Najwyższą Izbę Kontroli, która powinna porównać dane z zadłużonej spółki z danymi pozostałych dwóch spółek komunikacyjnych, w których problemy finansowe nie występują – mówi naszej redakcji szef klubu radnych PiS, Henryk Dębowski.
Na ostatniej sesji Rady Miasta radni Koalicji Obywatelskiej, w której jest także Marcin Moskwa, nie zgodzili się na debatę w sprawie sytuacji w KPKM, o co wnioskował właśnie radny Dębowski. Ale informacji i to dość precyzyjnych być może dostarczy szef Komisji Budżetu i Finansów, bo jest nim nie kto inny jak Marcin Moskwa, do niedawna wiceprezes w KPKM, a obecnie jeden z kierowników tej spółki. Powinien chyba znać decyzje, które sam podejmował lub współpodejmował razem z prezesem Ciszewskim. Najpierw jednak musi wpłynąć taki wniosek do kierowanej przez niego komisji w Radzie Miasta.
Sami pracownicy zastanawiają się co będzie dalej. Niektórzy rozważają odejście z pracy, bo atmosfera jest delikatnie mówiąc nienajlepsza. Dość wspomnieć, że już odczuli tę złą kondycję na własnej skórze, bo nie otrzymali premii świątecznych, kiedy pracownicy pozostałych spółek, takie premie otrzymali. Podkreślają, że nie są winni tej sytuacji i nie chcą więcej ponosić konsekwencji za działalność prezesa.
Przygotowany program naprawczy trafił do urzędu miejskiego i był tam analizowany. Jest w nim między innymi mowa o zmianach w przeliczniku wozokilometrów oraz wskazano na różnicę w trasach poszczególnych linii. Zdaniem prezesa KPKM to przede wszystkim liczba i długość tras, które obsługuje kierowana przez niego spółka, przyczyniły się do tak dużego zadłużenia. Nasza redakcja wkrótce jeszcze wróci do tej sprawy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie