Czas nowalijek , o czym wiem z pierwszej ręki, to doskonały czas dla osób na dietach. Nieważne czy powodowanych religią, ideologią, czy zdrowiem. To też doskonały moment, by przemyśleć, co się je i wzbogacić swoją kuchnię. A jeśli już pytać, co dobrego przynosi sezon na świeże warzywa, to najlepiej tego, dla kogo nie są one dodatkiem, a absolutną podstawą.
Jest kilka stopni wtajemniczenia. Od radykalnego mięsożercy, który je tłusto i niezdrowo, przez jarosza, który je ryby, wegetarianina – ten nie je ryb i owoców morza, ale je produkty pochodzenia odzwierzęcego, przez weganizm, gdzie rezygnujemy ze wszystkich produktów odzwierzęcych. Kończy się to na frutarianizmie (jedzenie wyłącznie owoców i warzyw, których zerwanie nie powoduje śmierci rośliny – red.), czy breatharianizmie (odżywianie się energią kosmiczną, co wśród naszych celebrytów miał praktykować Stachursky, przyłapany jednak tydzień po owej deklaracji na jedzeniu sznycla – red.) – wyjaśnia Anna Błachno z inicjatywy Vegan Sisters.
To nierzadko bardzo trudna droga, bo nawet i do niektórych win potrafi się przebiegle zakraść składnik odzwierzęcy. Na przykład w postaci barwnika, koszenili (E120 kwas karminowy – red.), uzyskiwanego ze sproszkowanych suszonych pluskwiaków kaktusowych.
Weganizm warunkują zwykle powody etyczne – ogólna chęć, by organizmom odczuwającym jak najbardziej zmniejszyć ilość cierpienia. I nie mówimy o bardziej, lub mniej brutalnym uśmiercaniu na mięso, czy skóry, ale też o hodowaniu w warunkach, które ze środowiskiem naturalnym i wolnością nie mają nic wspólnego.
Ograniczanie mięsa w diecie coraz (jednak) częściej wynika z przyczyn zdrowotnych. Albo po prostu ze znudzenia tradycyjną dietą, na którą składa się poranna bułka z wędliną i ciężkostrawny kotlet z górą doprawianych nabiałem ziemniaków na obiad.
– Nie chodzi o jakąś ekstremalną radykalizację, żeby zamiatać przed sobą drogę co by nie skrzywdzić żadnego robaczka – zapewnia nasza rozmówczyni. – Jeśli ktoś tak robi i to jego droga, to super, że się w tym odnajduje. Dla mnie to za dużo. Ale rezygnacja z mięsa to coś, co dzisiaj jest bardzo proste. Nie wymaga praktycznie żadnego wysiłku, poza zwalczeniem przyzwyczajeń, których wbrew pozorom łatwo i szybko można się wyzbyć w kilka tygodni.
Od strony kulinarnej rezygnacja z mięsa nie musi łączyć się z drakońskim reżimem i skazywaniem się na kilka ciągle powtarzających się produktów. Wszak różnych rodzajów mięsa jemy znacznie mniej, niż roślin. Opinie w środowisku medycznym są podzielone, a za badaniami naukowymi w segmencie spożywczym często stoją producenckie lobby, które – nie oszukujmy się – wywierają finansowy wpływ na ich wyniki.
Z reguły jednak wszystkie ewentualne braki w diecie (słynna witamina B12) możemy z powodzeniem suplementować.
– Niedawno robiłam sobie badania, włącznie z obecnością konkretnych pierwiastków, mikroelementów. Wszystko mam w normie – kontynuuje Anna. – Podstawą jest jedzenie różnorodne. Weganizm to nie buła i makaron. Na tym długo nie pożyjesz. Ale podobnie na frytkach i schabowym. Warto patrzeć, co nam służy i regularnie się badać. Ale badać się wypada także jedząc mięso, które z kolei przynosi choćby ryzyko chorób miażdżycowych, uszkodzeń wątroby, czy nadwyżki cholesterolu.
Pokutujące do niedawna przekonanie, że dieta wegetariańska nie jest wskazana w przypadku dzieci odeszło już do lamusa. Czy taki samo los czeka weganizm?
– Znam wiele rodzin, które mają wegańskie dzieci. W różnym wieku. I wiadomo, jeśli jada się świadomie, to także bada – podkreśla Anna. – Więc te dzieci są pod stałą kontrolą i rozwijają się prawidłowo, z medycznego punktu widzenia wszystko jest w porządku. Jest to więc jakiś argument. Na pewno lepsze to niż codzienny kotlet i sterta cukierków.
I tu należałoby zapytać: co jeść? Dawniej, kiedy mięso było drogie, nasi przodkowie musieli sobie wszak jakoś radzić.
- Cenię sobie makrobiotykę. To znaczy, że m.in. powinniśmy się opierać na tym, co możemy lokalnie dostać. Nie musimy się zajadać pomarańczami, możemy korzystać z tego, co rośnie wokół nas. Sto lat temu jadło się ziemniaki, cebulę, kaszę i to była baza – tłumaczy Błachno.
– Mięso było od święta. I z niewiadomych przyczyn w starszym pokoleniu pokutuje przekonanie, że jak nie zjesz kotleta, to zginiesz. Jak zjesz brokuł, to po dwóch godzinach dostaniesz anemii. Tylko, że dzisiaj z perspektywy kalorycznej żyjemy inaczej. Widzę po sobie, że jem częściej, ale za to mniej, co jest zdrowe.
Warto więc korzystać z warzyw i owoców sezonowych, które mają najwyższą jakość. Z minimalną ilością soli i przypraw, niewielką obróbką, kroplą oleju. Powinniśmy cenić proste smaki. Po jakimś czasie przyzwyczajamy się do minimalizmu i smak się wyostrza.
Zaczynamy czuć różnicę między ogórkiem z własnego zagonka, a takim przemysłowym, z dyskontu. Doceniać naturalny smak produktu samego w sobie, a nie zaprawionego górą przypraw. Smaki sezonowe, bo na nie się czeka. A więc i bardziej docenia, kiedy można ich zaznać.
Jak najczęściej na surowo i najprościej. Teraz na przykład czekam na podstawy: rzodkiewka, szczypiorek, sałata. To wszystko można sobie wysadzić do doniczki. Zioła, rukolę, rzeżuchę…
[box]
Moim zdaniem
Dzięki wegetarianizmowi i weganizmowi poznaje się mnóstwo nowych produktów, a człowiek uczy się z nich korzystać, uczy się gotować. Wbrew pozorom, taka kuchnia jest częściej ciekawsza, bardziej urozmaicona i pachnie lepiej, niż powtarzający się zestaw tych samych mięsnych dań. Nawet fast foody, jeśli unikać w nich mięsa, staną się całkiem zdrową i interesującą przygodą.
Nie, nikt nie wymaga od Was natychmiastowej rezygnacji z mięsa. Jedzcie je, jeśli lubicie – choć nasza rozmówczyni pewnie nieźle połajałaby mnie za te słowa. Ale dostrzegajcie też wielość produktów, które na co dzień Wam umykają. Popatrzcie na ryby. Na nieznane dotąd warzywa.
Odeślijcie do lamusa trzy solidne posiłki, jedzcie lekko. Daje głowę, że na korzystne zmiany nie będziecie musieli długo czekać. A wracając do ideologii… Na poprawie Waszego zdrowia i kondycji skorzystają dziesiątki zwierząt. Nas zainteresowało, zaciekawiło, zainspirowało.
Komentarze opinie