
W Białymstoku w ostatnich latach przybyło ekranów akustycznych. Są budowane przy dużych arteriach. Jednak nie wszyscy się z nich cieszą. Są mieszkańcy, którzy uważają, że ekrany nie są potrzebne, a wręcz utrudniają normalne życie. Jeszcze dosadniej potrafią powiedzieć przedsiębiorcy, którzy zostali zabudowani ekranami.
Pisaliśmy już na naszych łamach, że życie za ekranami akustycznymi łatwe nie jest. Życie bez nich także nie należy do wymarzonych. I trudno się dziwić tym, którzy mieszkają przy ruchliwych trasach, bardzo blisko jezdni i chwalą ekrany. Tam hałas jest nie do wytrzymania. Ale już zupełnie innego zdania są osoby, które mieszkają nieco dalej od szerokich arterii, bo zabudowa ekranami akustycznymi utrudnia im dojazd do posesji, zaś widok za oknem kończy się na plastiku.
Otrzymujemy skargi od mieszkańców Białegostoku, którym nie podoba się życie za ekranami. Podkreślają, że wartość ich nieruchomości spadła mocno z uwagi na brak kontaktu ze światem zewnętrznym. Jeśli ekrany są przezroczyste, człowiek nie czuje się jak w klatce. Zupełnie inaczej ma się natomiast sytuacja, kiedy zza ekranów kompletnie nic nie widać. Tak jest między innymi przy Ciołkowskiego.
Na zabudowie ekranami akustycznymi najwięcej wydają się tracić przedsiębiorcy. Jeśli ktoś ma firmę zlokalizowaną za ekranem, stracił sporo klientów. Dość zapytać tych, którzy od kilku lat prowadzą biznes przy ruchliwej drodze, ale żeby do nich zjechać, trzeba wiedzieć jak. Duże firmy jakoś sobie radzą, bo tam prowadzi się biznes nastawiony na duże odbiory towarów. Małe firmy mają gorzej, bo klient indywidualny trafia się rzadko lub bardzo rzadko.
- Mogę powiedzieć, że dojeżdża do nas o wiele mniej klientów niż przed przebudową drogi. Szefostwo rozmawiało z innymi firmami przy naszej ulicy, ale chyba coś się nie dogadali na jakieś wspólne stanowisko, bo zostało tak jak jest – mówi naszej redakcji jedna z osób pracująca na stacji benzynowej przy wylotówce na Warszawę.
- Walczymy o demontaż ekranów, przynajmniej w części. Tym bardziej, że zbudowano je na podstawie decyzji, która została unieważniona. Idzie opornie, bo z tym naszym urzędem zwyczajnie nie da się porozumieć. To jest chore, żeby człowiek walczył z urzędem o stosowanie się do przepisów prawa – komentuje Józef Bzura, właściciel sali bankietowej przy Raginisa.
Najwyraźniej za chore uznał ekrany także ktoś inny, kto na konstrukcji przy drodze krajowej nr 8 na Augustów, wymalował dość wymowny napis. Widać go na zdjęciu zamieszczonym w tym artykule. Tam również ekrany ustawiono długim rzędem, choć zabudowy mieszkaniowej jest niewiele. Przedsiębiorcom prowadzącym biznes w takich lokalizacjach pracuje się gorzej, bo faktycznie duża część klientów omija wjazdy, którymi trzeba krążyć, albo nawet nie wiadomo jak wjechać i wyjechać.
Realizowane w tej chwili inwestycje, jak Trasa Niepodległości oraz i te, które dopiero powstaną przy węźle Porosły, odgrodzą mieszkańców i przedsiębiorców ekranami akustycznymi od świata. Tu nie ma dobrego rozwiązania, bo budowana droga przez osiedla mieszkaniowe będzie mocno hałaśliwa, podobnie jak i przebudowana wylotówka na Warszawę. Żyć bez ekranów się nie da, a z nimi – jak twierdzą niektórzy, życie jest „hore”.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Przemysław Kownacki)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie