Reklama

Białostocki self-esteem

19/07/2013 18:00
Pewien bardzo znany koncern produkujący kremy i żele pod prysznic upublicznił ostatnio fascynujący eksperyment.

Polegał on na tym, że zawodowy rysownik zajmujący się na co dzień przygotowywaniem portretów pamięciowych dostał zadanie namalowania dwóch portretów tej samej kobiety - z założeniem, że do momentu narysowania drugiego nie będzie jej znał ani widział tej osoby na oczy.

Pierwszy portret został namalowany na podstawie tego, jak ta kobieta postrzegała samą siebie. Siedząc za parawanem, opowiadała o tym, jakie ma włosy, usta, nos itd. Drugi portret sporządzono na podstawie „zeznań” innej uczestniczki eksperymentu, która poznała naszą „bohaterkę” przelotem, w poczekalni.

W ten sposób powstało kilkanaście par rysunków kilkunastu kobiet. Jeden przedstawiający to, jak widzi ona siebie sama. Drugi to, jak widzą ją inni.

Nie wiem, czy łatwo, czy też trudno domyśleć się, jakie były rezultaty tej zabawy. Oczywiście wszystkie panie widziały siebie zdecydowanie gorzej, niż widziało je obiektywne, bo praktycznie nieznajome, otoczenie. Bohaterki testu wyolbrzymiały swoje defekty, opisywały się jako niższe, grubsze, z mniejszymi niż w rzeczywistości oczami. Słowem - oceniały siebie gorzej.

Dlaczego o tym wszystkim piszę Szanownym Czytelnikom? Kilka dni temu oprowadzałem moich przyjaciół ze Śląska po centrum Białegostoku. Szliśmy ulicą Spółdzielczą, wzdłuż rozstawianych gorączkowo ogródków, by po chwili wejść w rynek. Już chciałem powiedzieć o tym, że rynek jest trójkątny, że tam jest ratusz, a na wprost socrealistyczny gmach Delikatesów.

Już zaczerpnąłem powietrza do standardowej gadki, jaką moim zdaniem „należało”, odbębnić, gdy Janek (ten ze Śląska) wykrzyknął do Patrycji (też ze Śląska): - Patrz, jaka przestrzeń! A te murale w „a” na pierzei po prawej, fenomenalne! I strasznie dużo ludzi, u nas we Wrocławiu rzadko kiedy jest tyle narodu.

Następnie poszliśmy w kierunku Plant, gdyż chciałem uzmysłowić gościom, jak małe jest to nasze centrum. Na nich jednak większe wrażenie zrobił fakt, że wychodząc praktycznie z rynku, można parkami wyjść poza miasto!

Ewidentnie dostrzegamy nasze zalety nie tam, gdzie trzeba. Niepotrzebnie wierzymy, że lotnisko czy opera zmienią to miasto na lepsze. Takie sny o wątpliwej potędze tylko jeszcze bardziej zniechęcają dzieciaki do pozostania w Białymstoku i skazują na słoikowe katusze.

Moi znajomi, przyjeżdżający do Białegostoku, mówią zazwyczaj, że to fajne miasto do życia: bezpieczne, czyste, dobrze skomunikowane, z przepięknym dworcem i dobrym połączeniem ze stolicą (2.40 w porównaniu z czasami dla Katowic, Wrocławia, Szczecina czy Gdańska to jest świetne osiągnięcie). Dysponujące niezłą bazą edukacyjną, kulturalną i rozrywkową, a na dodatek: relatywnie tanie.

I, last but not least, Białystok to miasto, w którym wiele jeszcze można zrobić.

(tekst: Radek Oryszczyszyn, foto: Karol Rutkowski)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do