Od ostatniej wygranej Tadeusza Truskolaskiego w wyborach samorządowych upłynęło już grubo ponad rok. Wraz ze swoim komitetem miał program, z którego realizacją obecnie, radzi sobie nie za dobrze. Dziś przypomnimy między innymi o Centrum Obsługi Inwestora, które wciąż nie powstało i pokusimy się o analizę, dlaczego najprawdopodobniej też i nigdy nie powstanie.
O tym, że Białystok nie jest specjalnie otwarty na nowych inwestorów pisaliśmy już wiele razy na naszych łamach. Z drugiej strony można mówić, że przecież Białystok jest otwarty na inwestorów, prezydent miasta zjeździł niemal cały świat w ich poszukiwaniu, że mamy tu dogodne warunki do inwestowania z racji niskich kosztów pracy i bliskości do granicy wschodniej. Tylko tak się składa, że słowa i czyny nie idą w parze w tym przypadku. Każdy, kto obserwuje gospodarkę naszego miasta widzi, że prowadzenie biznesu w Białymstoku łatwe nie będzie. Co gorsza, potencjalny inwestor widząc działania władzy, nie może być pewien czy biznes się tu powiedzie.
Dobrym przykładem jest choćby próba budowy krematorium na Marczukowskiej. O ile sama inwestycja jest kontrowersyjna dla okolicznych mieszkańców, o tyle dawałaby miejsca pracy i podatki w kasie miasta. Co niestety gorsze – inwestor już włożył spore środki w przygotowanie miejsca dla uruchomienia swojego biznesu, które będzie musiał teraz odzyskać. Powodem jest niewłaściwe działanie urzędu miejskiego. Prezydent Białegostoku oraz podlegli mu urzędnicy najpierw nie widzieli potrzeby informowania mieszkańców o tym, co powstanie w pobliżu ich domów. A wiedzieli od samego początku, co przedsiębiorca zamierza wybudować przy Marczukowskiej. Później, pod naciskiem społecznym, zaczęto wycofywać się rakiem z podjętych i wydanych wcześniej decyzji. I to do tego stopnia, że niewygodny temat z planowaną inwestycją musieli posprzątać radni.
- Prezydent Białegostoku wystąpił do Rady Miasta o podjęcie uchwały intencyjnej w sprawie uchwalenia planów zagospodarowania przestrzennego dla okolic Marczukowskiej i Rada taką uchwałę podjęła. Teraz urzędnicy będą musieli przygotować szczegółowe plany, które trafią do Komisji Zagospodarowania Przestrzennego. Wówczas będziemy decydować co dalej robić w tej sprawie – wyjaśniał nam ponad pół roku temu szef Komisji Zagospodarowania Przestrzennego – Konrad Zieleniecki.
Kilka miesięcy później Rada Miasta plan przyjęła. Inwestycji nie będzie. Mieszkańcy się cieszą, inwestor wprost przeciwnie. Zainwestował nie tylko pieniądze na przygotowanie niezbędnej dokumentacji, ale przede wszystkim czas. Kilka lat starań poszło na marne. Innym podmiotem, który doświadczył równie niedbałego zachowania ze strony władz Białegostoku była między innymi firma Pilkington. Działający od wielu lat zakład pracy, zatrudniający około 150 osób, mógł przenieść się daleko poza Białystok. Urzędnicy z prezydentem włącznie nie pomyśleli, że budowanie drogi przez środek jednej z hal produkcyjnych, to nie jest najlepszy pomysł na zatrzymanie tu zakładu pracy. Pracownicy musieli zwracać się w liście do mediów i radnych z prośbą o interwencję.
Podobnych przykładów można mnożyć. Zwłaszcza w stosunku do małych podmiotów gospodarczych. Przedsiębiorcy bardzo często muszą walczyć z magistratem, który przyjął, że on rządzi, a reszta ma się dostosować. Realia są jednak dokładnie odwrotne. To magistrat z prezydentem mają służyć przedsiębiorcom i zapewniać im jak najlepsze warunki do prowadzenia biznesu. Z ich podatków otrzymują przecież swoje wynagrodzenia i z płaconych przez nich podatków w końcu mają możliwość dopasowywania inwestycji służącej rozwojowi miasta. Niestety, opinia o traktowaniu przedsiębiorców przez władze miasta, niesie się dalej. I być może jest to główny powód, dla którego nowi inwestorzy nie przybywają tu hurtem.
W programie Komitetu Truskolaskiego i samego Tadeusza Truskolaskiego było między innymi stworzenie w Białymstoku Centrum Obsługi Inwestora. Ten zapis jest jednak niezmiennie w programie prezydenta od 2006 roku. Minęło ponad 9 lat i zapis jak był, tak jest. Nic się w tej sprawie nie ruszyło. Być może nie ruszyło dlatego, że zwyczajnie nie ma tu inwestorów i nie ma kogo obsługiwać. Plany jednak były nieco inne. To Centrum miało powstać we współpracy z sąsiednimi gminami.
„Nasze najważniejsze priorytety dla Białegostoku: (…) powołanie wspólnie z sąsiednimi gminami Centrum Obsługi Inwestora BOF, którego zadaniem będzie wspólne promowanie naszych terenów jako atrakcyjnych do inwestowania i tworzenia nowych miejsc pracy dla naszych mieszkańców” – czytamy w programie wyborczym Komitetu Truskolaskiego.
I tylko tyle, że poczytaliśmy. Przez ponad rok, bo tyle minęło od ostatnich wyborów samorządowych, prezydent nie pomyślał nad rozwojem miasta w kierunku promocji terenów inwestycyjnych i podjęcia współpracy w tym zakresie choćby z Supraślem czy Wasilkowem. Możliwe, że zajęty był realizacją swojego dekalogu, który niczego nie poprawił oprócz dostępności parkingów dla klientów urzędu.
- Jak możemy zauważyć dalekie i kosztowne podróże Pana Prezydenta Truskolaskiego nic miastu nie przyniosły, żadnego inwestora. Moim zdaniem są to pieniądze wyrzucone w błoto, tak jak zresztą zwiększenie liczby doradców w urzędzie z jednego do trzech. Teraz nie ma ani jednego i jak pokazała rzeczywistość – ani jeden nie był tam nigdy potrzebny. Moim zdaniem w magistracie brakuje przede wszystkim profesjonalnie przygotowanej i doświadczonej kadry, która zajmowałaby się kompleksową obsługą firm zainteresowanych lokowaniem inwestycji na terenie miasta. Obsługa ta polegałaby na przygotowaniu wizyt ewentualnych inwestorów w naszym mieście, opracowaniem ofert inwestycyjnych, wsparciem w procesach administracyjnych, opieką poinwestycyjną, współpracą z sąsiednimi gminami, pomaganiem w znalezieniu partnerów biznesowych, a także doradztwem w zakresie projektów unijnych, czy też ulg z jakich inwestor mógłby skorzystać – uważa Artur Kosicki, ekspert od inwestycji budowlanych.
- Przy przyjmowaniu inwestorów do miasta reguły powinny być dla każdego jasne i przejrzyste. Najważniejsze, aby dla wszystkich były one takie same. Każdy przedsiębiorca też powinien wiedzieć co go czeka. Skoro czeka na decyzję, ta musi zostać wydana. Nie można mu odmawiać lub przeciągać sprawy, kiedy nie ma takiej konieczności. Działalność gospodarczą i to dowolną powinien móc realizować każdy, kto spełnił warunki, kiedy prawo oraz zasady pozwalają na jej prowadzenie. Jeśli jest inaczej to trzeba się liczyć z tym, że miasto może mieć opinię nieprzyjazną inwestorom – mówił naszej redakcji Zbigniew Sulewski z Centrum im. Adama Smitha już ponad pół roku temu.
Przez ten czas nikt nie wziął sobie takich słów do serca. Nie przyszły żadne refleksje. Bo gdyby przyszły, nie mielibyśmy kolejnych, co najmniej dziwnych spraw, wokół atrakcyjnych terenów pod zabudowę wielorodzinną. Nie byłoby kolejnych skarg do Komisji Rewizyjnej od przedsiębiorców na działania Prezydenta Białegostoku. W końcu urząd miejski, nie przegrywałby spraw w sądach o odszkodowania i naprawę szkód wyrządzonych swoimi działaniami. To należy bezwzględnie poprawić, jeśli miasto miałoby tu kiedykolwiek ściągać jakiś biznes i ludzi przedsiębiorczych. Ale można robić coś jeszcze.
- Należałoby się poważnie zastanowić nad obniżeniem podatku od nieruchomości, tak abyśmy byli bardziej konkurencyjni oraz nie zapominać o naszych rodzimych przedsiębiorcach, wobec których należałoby wykazać zainteresowanie, czy dają sobie radę w obecnych warunkach – uważa Artur Kosicki, ekspert od inwestycji budowlanych.
Białystok leży wystarczająco blisko granicy, aby mógł tu się rozwijać i handel, i usługi. Głównym powodem, dla którego nie mamy tu zbyt wielu chętnych do prowadzenia biznesu jest taki, że żaden przedsiębiorca nie może czuć się bezpiecznie. Nie ma więc żadnego Centrum Obsługi Inwestora i żadnego nie będzie, dopóki polityka gospodarcza nie będzie prowadzona w sposób jasny, a co jeszcze ważniejsze – przewidywalny. Szkoda, że Prezydent Białegostoku od ponad dziewięciu lat zapomina, że tego rodzaju działania są ważniejsze od kolejnych biur i nic nie wnoszących dla gospodarki ogłaszanych dekalogów.
Komentarze opinie