Reklama

Crust&Dust

28/04/2014 11:59


Magda i Adam Gendźwiłłowie są młodzi, mądrzy, zdolni, przebojowi i kreatywni - typowi podlascy emigranci w stolicy. Wyróżnia ich jednak pasja do gotowania i sukcesy, które odnoszą na tym polu. Niedawno miałam przyjemność spędzić z nimi wieczór i zjeść kolację. Niemały to przywilej zwłaszcza, że zostałam ugoszczona po podlasku – babką ziemniaczaną z prażonymi jabłkami i wędzonym boczkiem oraz białysami. W takich okolicznościach nasza rozmowa niemal od razu zeszła na jedzenie.

Kiedy odkryliście, że Waszą wspólną pasją jest gotowanie?
M: Jeść i gotować lubiliśmy od zawsze. Każde z nas od czasu do czasu gotowało różne przysmaki. Kiedyś dostałam w ramach prezentu samodzielnie wykonane przez Adama praliny. Przesłał mi je do Barcelony.
A: To, że jest to nasza wspólna pasja uświadomiliśmy sobie podczas wyprawy do Ikei po specjalne naczynie do zapiekania. Byliśmy wtedy jeszcze na studiach, a to nie jest wyposażenie typowego studenta.

Kiedy odczuliście pierwsze sukcesy?
M: Myślę, że wraz ze zwycięstwem w konkursie na najlepszego bloga kulinarnego 2012 roku.
A: Tak. Zwycięstwo było ogromnym sukcesem, ale już pierwsze pozytywnie ocenione zadania przyniosły nam dużo miłych emocji. Konkurs trwał przez rok i cały ten czas musieliśmy wykonywać zadania. Było to duże wyzwanie ale się udało. Później podczas audycji „Dzień Dobry TVN”, w której gotowaliśmy na żywo z Piotrem Bikontem, usłyszeliśmy od niego miłe słowa. Po spróbowaniu jednej z naszych potraw przeprosił nas, że nie głosował na to danie. To było niezwykłe.

Kiedy uświadomiliście sobie, że prowadzenie bloga to nie tylko pasja?
M: Dla nas to jest przede wszystkim pasja. Chociaż znam blogerów, którzy się z tego utrzymują.
A: Z drugiej jednak strony coraz częściej dzięki blogowi mamy zlecenia. Jest w tym duża zasługa Magdy, która bardzo profesjonalnie zajęła się organizacją. Wciąż na pierwszym miejscu pozostaje hobby - przyjemność z gotowania, ale doceniamy wpływy finansowe. Często odkładamy zarobione w ten sposób pieniądze na książki kulinarne, wizyty w restauracjach i degustacje.

Czy można powiedzieć, że reprezentujecie jakąś filozofię gotowania lub jakiś określony rodzaj kuchni?
M: Raczej nie. Przy dzieciach i szybkim tempie życia jesteśmy zmuszeni do ograniczenia czasu poświęcanego na gotowanie. Staramy się jednak udowodnić, że nawet w takich warunkach możemy smacznie i zdrowo jeść.
A: Pokazujemy, że są potrawy, które da się przygotować w maksimum 30 minut i nie muszą pochodzić z mrożonek.
M: W naszej kuchni jest dużo przepisów międzynarodowych, coraz częściej jednak staramy się sięgać po rodzime potrawy.

Pochodzicie z Białegostoku, jednak na stałe mieszkacie w Warszawie. Jakich smaków, produktów i potraw najbardziej Wam brakuje w stolicy?
A: Całe szczęście, mamy blisko. Często zdarza nam się zabierać z domu własnoręcznie przygotowane przez rodziców wędliny.
M: Bogactwem Podlasia są oczywiście ziemniaki, ser koryciński, ogórki kiszone.... Jest to prosta kuchnia, ale my lubimy prostotę. Myślę, że wartością są naturalne składniki dobrej jakości, a takie właśnie możemy znaleźć w naszym regionie. Lubimy ser koryciński, naszym zdaniem jest równie cenny, co oscypek.

Magdo, w Warszawie często organizujesz wycieczki kulinarne dla obcokrajowców. Jeśli miałabyś poprowadzić taką wycieczkę w Białymstoku, co zjedliby Twoi goście?

M: Nie obeszłoby się bez babki ziemniaczanej. Z tego co wiem, dobrą można zjeść w Esperanto Caffe. Do tego oczywiście taka „jak przedwojenna” buza. Myślę, że punktem obowiązkowym byłyby również serniczki, moje wspomnienie z liceum, w barze mlecznym „Podlasie” – nazywanym przez mieszkańców Podlasiakiem. Nie jestem pewna czy to danie jest popularne gdziekolwiek, poza Białymstokiem. Na naszej trasie nie zabrakłoby również Łukaszówki. Gość musiałby spróbować pączków, które smakują dokładnie tak samo jak te robione przez moją babcię.

Jakie potrawy z regionalnej kuchni sami najczęściej przygotowujecie?
M: Z całą pewnością babkę ziemniaczaną.
A: Wydaje mi się, że przygotowujemy wiele potraw, które kojarzą nam się z Podlasiem, a które po prostu jedliśmy w domach. Oczywiście są podlaskie, ale są też po prostu polskie, litewskie, białoruskie.
M: Cepeliny zwane też kartaczami nie są przecież bardziej podlaskie czy bardziej litewskie? Podobnie z kumpiakiem czy kindziukiem. Naszym bogactwem jest stykanie się wpływów różnych kuchni.
A: Myślę, że nasza kuchnia też się zmieniła. Nasze babcie i rodzice doskonale pamiętali czym jest buza. Dla naszego pokolenia są to zupełnie egzotyczne smaki. Po wojnie zabrakło dawnych mieszkańców i zanikło wiele zwyczajów. Białusy odkryliśmy przez przypadek, będąc w Stanach Zjednoczonych. Ogromnym zaskoczeniem było dla nas pochodzenie tych bułeczek. Nie mieliśmy pojęcia, że ich nazwa wskazuje właśnie na Białystok.

Czy macie swoich ulubionych „mistrzów” kuchni, na kim się wzorujecie?
A: Na pewno jest nią Agata Wojda z Opasłego Tomu Piwu – bo jej kuchnia nie jest tylko eksperymentem. To potrawy ciekawe ale przygotowywane z prostych składników, takie, do których chce się wracać. Kasia Marcinkiewicz z Chilli Bite. Twardy Szparag z Białegostoku. Z aptekarską precyzją przygotowuje torty i inne słodkości. W jego wykonaniu są sztuką, o którą trudno w czasach przemysłowych cukierni.
M: No i Baked NYC – nowojorscy cukiernicy odtwarzający klasyczne amerykańskie przepisy z niezwykłą śmiałością eksperymentowania. Czasami przygotowują tę samą potrawę wiele razy, poszukując najlepszych proporcji i produktów.

Rozmowa trwała jeszcze długo, bo po babce nieoczekiwanie na stół wkroczyło ciasto czekoladowe z karmelowo-kokosową polewą. Niebo w gębie dla łasuchów. Polecam http://www.crustanddust.pl

(Joanna Sasinowska, foto: Crust & Dust)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do