Mimo powstających w Białymstoku galerii handlowych, tuż obok nich doskonale rozwijają się sklepy z odzieżą używaną. Nie brak w nich klientów i klientek, którzy zostawiają tam coraz więcej pieniędzy. Obecne popularnie zwane „lumpeksy” nie wyglądają już obskurnie. A można tam kupić odzież zachodnich marek, nawet z oryginalnymi metkami.
Jeszcze do niedawna sklep z odzieżą używaną kojarzył się z koszami, w których wrzucone na kupę były ubrania. Rozdzielone kolorami albo częściami garderoby. Dziś po takich sklepikach prawie nie ma śladu. W większości tego rodzaju punktów handlowych wszystko jest wyeksponowane na pojedynczych wieszakach, ułożone pod kątem asortymentu i kolorystyki. Dlatego coraz częściej przychodzą tam kupować nawet ludzie o niezłym statusie materialnym.
Second handy kuszą również coraz częściej bogatą ofertą innych towarów. Znaleźć w nich można markowe torebki, paski, zasłony, firany, buty, a nawet zabawki. Wygląd sklepów, ale także i oferowane do sprzedaży produkty, sprowadzają do nich coraz częściej nawet zamożniejszą część mieszkańców naszego miasta. Już nie jest wstydem kupowanie używanych ubrań czy innych towarów.
- Te czasy, kiedy ludzie bili się i szarpali przy koszach już minęły. Raz w miesiącu, czasem nawet częściej chodzimy z sąsiadką poszperać. Zawsze coś się znajdzie. Wydamy po 10 czy 20 zł, ale zawsze jest coś nowego – mówi nam Wioletta Żuk.
- Przychodzę tutaj, bo w galeriach nie dość, że jest dużo drożej to wszystko jest takie samo. Po co mam chodzić w spodniach czy bluzce, w jakich będzie można zobaczyć pół miasta. Lubię coś innego – mówi z kolei Marzena Ignaciuk.
Małe sklepiki, które niegdyś były oblegane jeszcze przed otwarciem zastępują coraz częściej większe obiekty, a przynajmniej o znacznie większej powierzchni handlowej. Klienci mają możliwość przymierzenia ubrań, pomocna jest obsługa na miejscu. Zaś wewnątrz słychać przyjemną muzykę, która jak wiadomo – nastraja do pozostawiania większej ilości złotówek w kasie sprzedawcy.
- Miałem kupić sobie kurtkę. W sklepie zapłaciłbym ponad 200 zł. Za tę cenę będę miał aż cztery i wcale nie gorsze. Latem kupiłem sobie całe wyposażenie na ryby. Mam masę ubrań roboczych. Po co mam wydawać dużo, jak tutaj po 5, po 8 zł kupię to samo, co i tak się zniszczy lub poplami – mówi nam Tomasz Prus.
- Moja była teściowa miała taki mały sklepik z ciuchami. I narzekała, że ją te duże wykończyły. I pewnie, bo proszę zobaczyć – tu jest porządek. A u niej wszystko po staremu było. Wrzucone do koszy i byle co. Każda kobieta wie, że największą atrakcją zakupów jest oglądanie, macanie, przymierzanie – dodaje Joanna Bartnicka.
- Dlaczego przychodzę kupować na szmatach? Bo mam specyficzny gust. W sklepach nie ma takich kamizelek, albo ponczo czy tunik. Tutaj mam wybór tego, czego nie ma nigdzie indziej. Jak dla mnie to jedyne miejsce, gdzie mogę sobie ubrać się tak jak lubię, po swojemu – skomentowała Monika Rutkowska.
Wkrótce w Białymstoku otwarty zostanie outlet z odzieżą z końcówek kolekcji. Białostoczanie będą mogli kupić markowe ubrania znacznie taniej. Ale patrząc na ilość kupujących w sklepach z używaną odzieżą, klientów im raczej outlet nie odbierze. Można śmiało powiedzieć, że kupujących w second handach – nie zabraknie. Zresztą tego rodzaju sklepy cieszą się ogromną popularnością także w krajach zachodnich. W niektórych miejscach są nawet całe sieci z kartami lojalnościowymi.
W naszym mieście second handy ostatecznie prowadzą lokalni przedsiębiorcy. Zyski trafiają do miejscowego budżetu. Większy wydaje się być też z nich pożytek. Pomału także w takich sklepach pojawiają się przyjezdni kupcy zza wschodniej granicy. Ta gałąź handlu w Białymstoku wydaje się być stabilna. I oby tylko naszemu rządowi nie przyszło do głowy zmieniać przepisów, które skutkowałyby zamykaniem tętniących życiem punktów handlowych.
Komentarze opinie