Reklama

Dziecko nie chce chodzić do klasy sportowej, ale musi i już

25/11/2017 15:43

Wygląda na to, że niektórzy dyrektorzy szkół w Białymstoku będą mieli poważny problem. Utworzyli klasy sportowe, ale dzieci nie mają przeprowadzonych badań sprawnościowych. Mało tego, takich badań mieć nie będą, bo nie chcą się uczyć w klasach sportowych. I ich rodzice także nie chcą, aby dzieci uczyły się w klasach sportowych.

Pod koniec października informowaliśmy o problemie jaki się pojawił zaraz po rozpoczęciu bieżącego roku szkolnego. Urząd Miasta z Departamentem Edukacji zapewne problemu nie widzą, sądząc po dotychczasowych tłumaczeniach. Ale problem jest i to poważny. Nie wiadomo, czym się skończy. W zasadzie – powinien się skończyć dyscyplinarnym zwolnieniem dyrektorów szkół, którzy nie dopilnowali swoich obowiązków. Identycznie powinna się także zakończyć kariera szefowej departamentu edukacji, która pozwoliła na ten stan rzeczy.

Rekrutację do oddziałów sportowych przeprowadza komisja rekrutacyjna powołana przez dyrektora szkoły. Terminy testów sprawnościowych są ustalane indywidualnie przez szkoły. Testy muszą się odbyć przed zakończeniem rekrutacji. Testy sprawnościowe są również przeprowadzane dla kandydatów, którzy zgłoszą się do szkoły w trakcie roku szkolnego. Ponadto nauczyciele wychowania fizycznego mogą przeprowadzić testy dla uczniów oddziałów sportowych/ogólnych w celu zbadania poziomu kondycji fizycznej” – wyjaśnił jeszcze w październiku Komisji Edukacji w Radzie Miasta Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta odpowiedzialny za oświatę w Białymstoku.

Tak się składa, że w niektórych szkołach nie zostały przeprowadzone testy sprawnościowe, choć dzieci uczą się w klasach sportowych. Nawet te, które w ogóle nie mają żadnych predyspozycji ku temu. Rodzice podjęli walkę z dyrekcją o klasy normalne, ale wydaje się, że są bez szans. A przynajmniej szkoły, w których dzieci siłą wcielono do klas sportowych bez stosownych badań, zmuszają teraz rodziców do dostarczenia zaświadczenia lekarskiego, mającego potwierdzać, że dziecko może uczyć się z dodatkowymi godzinami zajęć sportowych.

- Kiedy zapisywałam córkę do szkoły, na długo przed wakacjami, nie było mowy o sportowej klasie. Teraz naciskają, żeby robić badania lekarskie. A ja nie chcę, bo to 6 godzin lekcyjnych więcej plus zawody i turnieje – mówi naszej redakcji jedna z mam, której córka uczęszcza do szkoły podstawowej nr 38 przy ulicy Porzeczkowej.

Kobieta nie jest jedynym rodzicem w szkole, który znalazł się w takiej sytuacji. W tej szkole jest więcej rodziców, którzy muszą biegać po zaświadczenia i to już ponad dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego. Niektórzy dali się przekonać dla świętego spokoju, ponieważ telefony ze szkoły były męczące. Inni, jak nasza rozmówczyni, nie ma zamiaru poddawać się szantażowi. Twierdzi, że placówka zaniedbała swoje obowiązki i teraz próbuje swoje zaniedbania przerzucić na rodziców.

Problem wypłynął około miesiąca temu, kiedy do radnych zaczęli się zgłaszać rodzice zdumieni tym, że dziecko zostało zapisane do klasy sportowej, bez ich wiedzy i zgody. Mało tego, szkoła nie pofatygowała się, aby właściwie przeprowadzić rekrutację, o której wspominał w piśmie Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta Białegostoku. Kiedy temat wypłynął szefowa departamentu razem z zastępcą prezydenta odpowiedzialnym za edukację, nabrali wody w usta. Pismo, które trafiło do radnych w odpowiedzi i które zacytowaliśmy wyżej, nie wyjaśnia i przede wszystkim nie załatwia sprawy.

- W szkole miała być klasa zwykła i druga sportowa. Nazbierało się jednak dzieci na jedną klasę i powstała o profilu sportowym. Ale mówiono nam, że można było napisać podanie, żeby dziecko miało 4 godziny wf, a nie 10. I tak zrobiłam. Teraz dowiaduję się, że klasa od nowego roku szkolnego będzie tylko sportowa, a normalnej w szkole nie ma. Dodam, że szkoła nie jest sportowa – mówi naszej redakcji mama uczennicy ze szkoły podstawowej nr 38 na Dziesięcinach.

- Mój syn został siłą wcielony do sportowej klasy, bez mojej wiedzy i zgody. Teraz na dodatek wydzwaniają do mnie ze szkoły, że mam przynieść badania lekarskie, że może uczyć się w klasie sportowej. A ja nie chcę, żeby on chodził do klasy sportowej. Nie wyrażałam na to zgody i nie mam zamiaru dostarczać żadnych badań. Tym bardziej, że dziecko często choruje i poza tym nie ma żadnych predyspozycji w tym kierunku. Nie lubi sportu i już. Chyba ma takie prawo? Chociaż sądząc po decyzji szkoły, ani dziecko, ani rodzic nie może decydować, ani nawet wiedzieć, co jest dla niego dobre. To skandal i tego tak nie zostawię – to już słowa innej z mam, tym razem ze szkoły podstawowej nr 47 przy ulicy Palmowej w Białymstoku.

Rodzice mają zamiar poszukać jeszcze innych rodziców z innych białostockich szkół, którzy znaleźli się w identycznej sytuacji i wspólnie napisać pismo do Kuratorium Oświaty. Uważają, że taka sytuacja jest niedopuszczalna. My natomiast sprawdziliśmy jak wygląda to z pozycji szkoły. Okazuje się, że kiedy nie wiadomo o co chodzi, to jak zwykle wiadomo o co chodzi. O pieniądze. Szkoły, które posiadają klasy sportowe, otrzymują zwyczajnie wyższą subwencję na swoją działalność. Mało tego, część nauczycieli pożegnałaby się z zatrudnieniem, gdyby na siłę nie tworzono klas sportowych. Dzięki temu nauczyciele w-f mają więcej godzin i albo utrzymali swoje zatrudnienie, albo wręcz szkoła zatrudniła nowych wuefistów. W innych jeszcze przypadkach, nauczyciele mają dodatkowe godziny i dodatkowe wynagrodzenie.

- Z mojej wiedzy wynika, że są dzieci, które tych testów nie przeszły, rodzice zgody nie wyrazili, a klasa sportowa funkcjonuje – mówiła w październiku radna Agnieszka Rzeszewska, kierująca Komisją Edukacji do szefowej Departamentu Edukacji w Urzędzie Miejskim i do zastępcy prezydenta Białegostoku, odpowiedzialnego za edukację.

My tę wiedzę możemy uzupełnić o opinię rodziców, którzy z nami się w tej sprawie kontaktowali. Wystarczy, że członkowie Komisji Edukacji przejdą się do szkoły podstawowej nr 38 oraz 47 i poproszą o wykaz zaświadczeń lekarskich, które szkoły powinny posiadać jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Wszystko co później należy zrobić, to już tylko wyciągnąć konsekwencje od osób odpowiedzialnych za zaniedbania. Niewykluczone, że takich szkół, które postąpiły niezgodnie z prawem, w Białymstoku jest o wiele więcej.

- Dyrekcja w piątek na zebraniu powiedziała, że w przeciągu 2 tygodni mamy zrobić badania w przychodni sportowej. Chyba im się mocno pod nogami pali, skoro tak naciskają. Niech naciskają, badań nie zrobię, bo zapisywałam córkę do normalnej klasy – dodaje nasza rozmówczyni.

W tej sytuacji zamiast szkoła na rodziców, to już radni powinni nacisnąć na dyrekcje szkół i departamentu edukacji. Sprawą na pewno powinno się również zainteresować Podlaskie Kuratorium Oświaty.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do