
Wielka radość miała zapanować w całym grodzie nad Białą, bo oto nadeszła wieść, że nasze łąki kwietne się okazały być takie cenne. Raz, że pomysł łąk kwietnych podsunęło wcześniej Stowarzyszenie Miasto Mieszkańców, a dwa – cenność łąk liczona już w ponad milionie złotych, też będzie kosztowała ponad milion. Gdyby ekonomia w Białymstoku była rośliną, nieźle musiałaby się postarać, aby w ogóle wykiełkować.
Białostoczanie polubili łąki kwietne, to fakt. Dlatego chętnie się z nimi i na nich fotografowali. Warto dodać, że chętnie przede wszystkim dlatego, bo z centrum miasta zniknęło tyle zieleni, że choć odrobina trawy już cieszy oko. Jeszcze gorzej jest w pasach drogowych, które najczęściej z zielonych pasów dzielących jezdnie stały się betonowo-kostkowo szarym traktem bez wyrazu. Ale przecież łąki kwietne to nie jest pomysł władz miasta.
Jeszcze latem 2018 roku Stowarzyszenie Miasto Mieszkańców przesłało petycję do prezydenta Białegostoku oraz do radnych Rady Miasta, w której prosiło o utworzenie łąk kwietnych zamiast trawników. I już kilka miesięcy później, prezydent Białegostoku w trakcie kampanii wyborczej zapowiedział tworzenie łąk kwietnych – jako punkt swojego programu wyborczego. Cud! Po prostu cud! O Stowarzyszeniu Miasto Mieszkańców nie zająknął się nawet jedną literą. Bywa. Są pewne priorytety. W każdym razie na początku 2019 roku hucznie ogłoszono, że Miasto Białystok będzie realizowało łąki kwietne. Umowa zawarta z wykonawcą na okres od kwietnia 2019 r. do listopada 2021 r. opiewała na kwotę 1,6 mln złotych. Co w prostym rachunku daje koszt około 600 tys. złotych rocznie na realizację i utrzymanie łąk.
„Fundacja „Kwietna” podliczyła, jakie korzyści wizerunkowe przyniosły miastu #Białystok łąki kwietne. Wartość tzw. ekwiwalentu reklamowego wyniosła (słownie: 1 mln 300 tys. zł). A my za tę kwietną reklamę zapłaciliśmy 0 zł I jeszcze dbamy o środowisko” – ogłosił dumnie na twitterze Rafał Rudnicki.
Ciekawe, kiedy i czy w ogóle doszedł do wniosku, że tak zwany ekwiwalent reklamowy jest zyskiem kompletnie wirtualnym, nie mającym odzwierciedlenia w żadnych pozycjach budżetowych. Za to wydatki na łąki kwietne są realnym wydatkiem opiewającym, jak wskazywaliśmy około 600 tys. rocznie. I gdyby nie ten wydatek z cudzego zresztą pomysłu, wirtualny zysk wyniósłby kwotę zapisaną w liczbie doskonałej – czyli 0 złotych. To dokładnie tyle, ile magistrat wydał na reklamę łąk kwietnych i dokładnie tyle samo, ile z tej reklamy wyjął. Słabo coś było widać turystów, którzy przyjechali do Białegostoku zrobić sobie zdjęcie z łąkami, albo choć na nie chwilę popatrzeć. Szczycenie się wydaniem ok. 600 tys. złotych rocznie, żeby uzyskać zysk wirtualny? Jak to się ma do ekonomii i policzenia czegoś zgodnie z logiką i matematyką?
Jedno musimy dodać. Łąki są bardziej potrzebne niż ładne. I to z powodów, o których pisaliśmy powyżej. Plus do tego pochłaniają deszczówkę, która w beton ani asfalt nie wsiąknie. Jeszcze 20 lat temu za takie łąki w Białymstoku nie trzeba było płacić ani złotówki, ponieważ znajdowały się na każdym osiedlu. Teraz w Białymstoku brakuje zieleni i to bardzo mocno. Gdyby nie działania obecnych władz, nie trzeba by było wydawać pieniędzy na łąki i liczyć wirtualnych zysków, których nie ma. A łąki niech zostaną i niech mieszkańcy się z nimi fotografują. I oby tych łąk wręcz było więcej, skoro kiedyś inne zaorano i zalano je asfaltem. Natomiast za obecne łąki warto także w końcu podziękować inicjatorom – Stowarzyszeniu Miasto Mieszkańców.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie