
Tyle było biadolenia, tyle było ostrzeżeń, tyle było krytyki. Bo to już Erdogan, Kaczyński i Orban powyłączają wszystkim internety i skończy się demokracja. I fakt, demokracja się skończyła. Tyle, że nie w Turcji, ani na Węgrzech, ani w Polsce. Na razie internety są wyłączone daleko od nas. I co? I cisza jak po śmierci organisty.
Czerwona lampka powinna się wszystkim na całym świecie zapalić co najmniej wiosną 2018 roku. Mogła się zapalić też nieco wcześniej. Ale wiosną, a dokładniej w kwietniu 2018 roku, po raz pierwszy przed komisjami senackimi Stanów Zjednoczonych do spraw wymiaru sprawiedliwości oraz do spraw handlu, nauki i transportu stanął niejaki Mark Zuckerberg. Ktoś pamięta jeszcze skandal z wyciekiem danych z Facebooka do Cambridge Analytica? Nie? To pora sobie przypomnieć.
Twórca i szef Facebooka Mark Zuckerberg był grillowany wówczas przez republikańskich polityków amerykańskich w związku z działalnością swojej firmy. Przez jakiś czas zawrzało, pohuczało i rozeszło się po kościach. Nikt w zasadzie nie poniósł konsekwencji za potężny wyciek danych. Tych danych, które z każdej strony wszyscy każą nam chronić. W normalnych warunkach Mark Zuckerberg powinien oglądać świat w kratkę, bo nie wiadomo dokładnie ile danych wyciekło, do kogo i do czego zostały użyte, albo do czego jeszcze będą użyte. W międzyczasie okazało się, że Facebook wpływał na wyniki referendum między innymi w Irlandii, na wewnętrzne wybory w poszczególnych państwach. I co? I dalej nic. Wystarczyło powiedzieć: Biorę za to odpowiedzialność, zadbam o bezpieczeństwo danych, poprawimy standardy… I oczywiście guzik to wszystko dało.
Od dłuższego czasu wielu użytkowników Facebooka w Polsce informowało i alarmowało o bezprawnych kompletnie działaniach giganta, o licznych nadużyciach i o tym, że trzeba w końcu to uregulować. Nie zrobiono nic. Tak samo jak nie zrobiono nic nigdzie indziej. I nic, kiedy całkiem niedawno duże platformy społecznościowe zamknęły konto prezydentowi USA pod wydumanymi pretekstami, nie mającymi potwierdzenia w faktach. Było jakieś światowe oburzenie? No było. Niektórzy wyrażali je na tych właśnie platformach społecznościowych. Ważniejsze jednak jest to, czego nie zrobiono. Żadne państwo nie zdecydowało się wywalić na zbity ryj ze swojego państwa platform społecznościowych, które uzurpują w praktyce prawo do tego, kto może zabierać publicznie głos, a kto nie.
W tym przypadku wszystkie państwa powinny jak jedno zablokować na swoim terenie dostęp do Facebooka i Twittera. Tak samo, jak i do Google, które także weszło w porozumienie w sprawie blokady Donalda Trumpa na platformie Youtube. Po prostu. Powinno być najdalej 24 godzinne ultimatum do kilku panów uważających się za panów świata. Jeśli nie przywróciliby konta Trumpowi, powinny zostać zablokowane we wszystkich państwach po kolei. Choć wcześniej, jak wspomniałam, Zuckerberg powinien już od ponad dwóch lat w zasadzie oglądać świat zza murów więziennych.
Tymczasem całkiem niedawno swoje orędzie wygłosił marszałek senatu Tomasz Grodzki, który martwił się wolnością mediów w Polsce, które postanowiły wyłączyć się same. Nie chcę odnosić się do tych pierdoletów, które wygłaszał nadęty jak wrzód przed pęknięciem marszałek. Szkoda mi na to prądu. Ale padło tam znów zdanie, że Kaczyński i PiS wyłączą nam internet i się skończy. Te! Marszałek! A może tak jakieś orędzie w związku z tym, co się stało w Australii, co? Może choć pierdniesz coś dla orientacji za to, co zrobił Facebook na antypodach? Zresztą… do kogo ja to piszę. Nadęty goguś jest tak zajęty walką z rządem, że być może nawet nie wie, że istnieje taki kraj i kontynent, jak Australia.
Ale to właśnie tam, daleko od Polski, stała się rzecz, która kolejny raz powinna spowodować, że Facebook powinien zostać zablokowany we wszystkich państwach świata. Kto dał Zuckerbergowi prawo do ustanawiania prawa w Australii, ha? Od kiedy to jakiś Marek, nawet najbogatszy na świecie, dostał mandat do podejmowania decyzji w imieniu obywateli jakiegokolwiek kraju? Ktoś go do czegoś kiedykolwiek wybrał? W ogóle startował w jakichś wyborach do czegokolwiek? Nie? No przykro w ch...j! Ale z jakiegoś powodu ten koleżka uzurpuje sobie prawo do podejmowania decyzji w takich sprawach. I dziwię się tylko, że premier Australii w ogóle zdecydował się na jakiekolwiek negocjacje. W tym przypadku, a także w wielu innych, w ogóle nie powinny mieć one miejsca.
Internet w dużej mierze w Australii został de facto odłączony. Choć nie całkiem, to jakaś tam sobie firma z jakimś Markiem na czele zdecydowała za rząd, sejm i senat, o tym, do jakich informacji i czy w ogóle do informacji będą mieli dostęp mieszkańcy Australii. Następna w kolejce jest Kanada. I najpewniej stanie się to samo. Wielkie BBC, CNN czy polskie TVN-y popatrzą sobie, pokiwają głowami i wydukają coś w stylu: Jacyś ludzie nie mają gdzieś dostępu do informacji? No przykro w ch…j! Trzeba było przestrzegać standardów Facebooka. Tak było zawsze do tej pory. Ale jak im się mówi, że Facebook, ani Twitter, nie mają żadnych standardów, tylko bliżej nawet nie sprecyzowane widzi mi się, to następuje ponownie cisza jak po śmierci organisty.
I owszem, można nie zakładać konta ani na Twitterze, ani na Facebooku. Tylko tak się składa, że dziś nawet kupując nowy telefon mamy od razu zainstalowane ich aplikacje. No, ciekawe dlaczego? Te wszystkie duże media, które od środy nie powinny mówić o niczym innym, jak tylko o tym, co się stało w Australii i przypominać od rana do nocy wszystkie grzechy i grzeszki oraz afery wielkich koncernów technologicznych, wyją nad podatkiem. Ej! Drodzy państwo! A czemu nie zrobicie tak jak Facebook i nie przestaniecie publikować informacji o tym co robi polski rząd? Ale tak kompletnie do zera? Przecież rządowi zmiękłaby chyba rura, co nie? Podjąłby wtedy dialog, tak jak premier Australii zdecydował się na dialog z szefem Facebooka.
Nie, to nie w Polsce demokracja jest zagrożona, ani na Węgrzech. To nie w Polsce zagrożona jest wolność słowa, ani na Węgrzech. Największym zagrożeniem dla demokracji i wolności słowa są wielkie koncerny medialne i platformy społecznościowe. To nie Kaczyński ani Orban odciął internet. Internet odcięli ci, co szafują tym, że mają standardy, kiedy w rzeczywistości prezentują postawę totalnego zniewolenia i podporządkowania sobie wszystkich. I powiem więcej, jak w każdym przypadku, tak i w tym, rewolucja zje własne dzieci. Nawet taka technologiczna. I chciałabym zobaczyć do kogo pobiegnie TVN czy Wyborcza, kiedy Facebook z dnia na dzień po prostu któregoś dnia odłączy im możliwość informowania społeczeństwa. Czy przypadkiem nie do polskiego rządu, który zabierał już tyle razy internet, że go nie ma? A jeśli myślicie, że nie znikniecie, to zapytajcie australijskie ABC Australia, Australian Media News, The Australian Financial Review, Seven News Online, The Sydney Morning Herald, Guardian Australia, Radio Adelaide i wiele innych, jak im się obecnie powodzi na Facebooku.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie