
Około miesiąca temu mieszkańcy Białegostoku denerwowali się zakupami, zwłaszcza mięsa i produktów mięsnych. Okazało się, że do tutejszych sklepów trafiło mięso skażone niebezpiecznym fipronilem. Tymczasem sanepid odmówił udzielenia informacji o tych placówkach. Podszedł do tego tematu zupełnie nieprofesjonalnie.
„Podlaski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Białymstoku otrzymał z Punktu Kontaktowego systemu RASFF informację o dystrybucji filetów z kury mięsnej świeżej zanieczyszczonych fipronilem do zakładu pozostającego pod nadzorem Powiatowego Lekarza Weterynarii w Zambrowie. Mięso zostało rozdystrybuowane do 2 sklepów detalicznych zlokalizowanych w Białymstoku” – taki komunikat tutejszy sanepid zamieścił na swoich stronach internetowych.
Z dalszej części komunikatu można dowiedzieć się w zasadzie tyle, że mięso zostało sprzedane na paragony i że podmioty odpowiedzialne za ten fakt, powinny dołożyć wszelkich starań celem wyeliminowania z rynku sprzedanych produktów. Ani słowem sanepid nie wspomina, do jakich sklepów trafiły filety, kiedy dokładnie trafiły i co w związku z tym może lub powinien zrobić człowiek, który kupił takie mięso.
Jeden z mieszkańców Białegostoku próbował sam sprawdzić, do których sklepów trafiło skażone mięso. Chciał zwyczajnie wiedzieć, czy przypadkiem nie stał się klientem takiej placówki handlowej i tym samym konsumentem skażonego mięsa. Wystąpił zatem do Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Białymstoku z pytaniem o sklepy, do których zostało dostarczone mięso.
To, w jaki sposób został potraktowany, świadczy o głębokiej niekompetencji pracowników urzędu. Bo choć stwierdzony poziom fipronilu w mięsie drobiowym nie stanowił zagrożenia dla zdrowia konsumentów, konsument ma prawo wiedzieć, że mógł kupić i spożyć mięso z substancją, którą zwyczajowo stosuje się jako składnik w środkach do zwalczania mrówek czy karaluchów. Sam ten fakt już wystarczy, żeby zacząć obawiać się o swoje zdrowie. Tym bardziej sanepid powinien współpracować z mieszkańcami, jeśli ci obawiają się, że kupili mięso z fipronilem.
- Odpowiadając na Pana wniosek o udostępnienie informacji publicznej otrzymany pocztą elektroniczną w dniu 24 sierpnia 2017 r. informuję, że po przeprowadzeniu analizy prawnej, Podlaski Wojewódzki Lekarz Weterynarii doszedł do wniosku, iż informacja, o którą Pan wnosi, nie stanowi informacji publicznej w trybie ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. z 2016 r., poz. 1764 t.j.), a zatem organ nie może wydać decyzji merytorycznej tj. udostępnić informacji tudzież odmówić jej udostępnienia – odpisał mężczyźnie Zastępca Podlaskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii, Andrzej Bryczkowski.
Urzędnik napisał jeszcze w dalszej części, że nie trzeba było nikogo powiadamiać, ponieważ termin przydatności skażonego mięsa do spożycia minął wcześniej. Idąc tą logiką, pewnie zakładał, że nikomu nie przyjdzie do głowy wcześniejsze zużycie mięsa do przetworów garmażeryjnych, które można przecież by było kupić później. Albo, że wszyscy przedsiębiorcy są tak uczciwi, że nie przebiją daty ważności na późniejszy termin.
Takie sytuacje absolutnie nie powinny mieć miejsca. W tym przypadku nie chodziło bowiem o jakieś zwykłe niedopatrzenie, które nie ma żadnego wpływu na zdrowie konsumentów. Urząd zachował się nader nieodpowiedzialnie odpisując mężczyźnie, że nie udzieli mu żadnych informacji na temat sklepów, do których trafiło skażone mięso.
Tego rodzaju sytuacje wpływają na brak zaufania do urzędów, które powinny służyć ludziom pomocą, radą i informacją, której w danym momencie człowiek może potrzebować. Nasza redakcja postara się dowiedzieć, jakie gwarancje braku sprzedaży daje sanepid wszystkim konsumentom, skoro odmawia udzielenia informacji na temat placówek handlowych, do których trafiło mięso z fipronilem.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie