
Ponad 100 tysięcy złotych oraz częściowe zamknięcie stadionu w najbliższym meczu Ligi Konferencji - to reakcja UEFA na zachowanie kibiców Jagiellonii w domowym meczu przeciw Molde FK. Zamknięcie stadionu ma dotyczyć jego części czyli sektora za bramką zajmowanego przez ultrasów Jagi. Komisja dyscypliny europejskiej federacji piłkarskiej nałożyła tak surową karę na żółto-czerwonych za przerwanie meczu z norweskim klubem, do którego doszło 7 listopada. Po strzeleniu pierwszego gola przez Jagę kibice odpalili żółto-czerwone świece dymne i tak zadymili Stadion Miejski, że sędzia musiał przerwać mecz na kilka minut.
To nie jest wprawdzie najwyższa kara jaka została nałożona na białostocki klub, ale 50 tysięcy euro oraz zamknięcie niemal jednej piątej stadionu, z którego tradycyjnie prowadzony jest zorganizowany doping to dotkliwa sankcja. Na szczęście dla fanów nie oznacza to, że w najbliższym domowym meczu Ligi Konferencji przeciwko Olimiji Ljubljana (zaplanowany jest na 19 grudnia) ta część stadionu będzie bezwarunkowo zamknięta.
UEFA zawiesiła wykonanie kary na okres próbny trwający 2 lata. Jeżeli kibice w tym okresie nie zorganizują żadnej akcji narażającej ich na sankcję UEFA ta część kary nie zostanie wykonana. Klub z pewnością jednak straci 50 tysięcy euro kary finansowej, bo tutaj sankcja ma charakter bezwarunkowy.
Przypomnijmy: w 6 minucie Amifico Pululu strzelił gola dla żółto-czerwonych i stadion oszalał. Już wcześniej w sektorze za bramką pojawiły się wielkie napisy "We are here to make magic!", a zaraz po strzeleniu gola na całą wysokość trybun powędrowała gigantyczna sektorówka z Babą Jagą w koronie. Niestety wraz z tymi atrakcjami kibice odpalili race świetlne i dymne, a te są surowo zabronione na meczach piłkarskich.
UEFA zawsze reaguje na nie surowymi karami finansowymi, zaś w tym przypadku doszło jeszcze do przerwania meczu. Dym, który zasnuł całe boisko spowodował, że serbski arbiter przerwał mecz na kilka minut czekając aż na boisku będzie cokolwiek widać. Spiker kilkakrotnie wzywał kibiców do przerwania tej formy dopingu, ale bez większych efektów.
Żółto-czerwone świece paliły się przez kilka minut, a zawodnicy zgromadzeni w okolicach stref technicznych czekali aż sędzia zdecyduje co dalej. Spiker uprzedzał zaś, że kolejne odpalenie rac spowoduje, że sędzia zawiesi mecz nakazując zawodnikom zejście do szatni. Na szczęście do tego nie doszło, ale i tak arbiter doliczył kilkanaście minut do I połowy straconego na oczekiwanie aż na boisku będzie cokolwiek widać.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: DDP)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie