Reklama

Jeśli nie utoniemy w śmieciach to pewnie się potrujemy

30/12/2019 15:37

W miniony weekend kolejny raz trzeba było gasić sortownię śmieci w Studziankach. Instalacja ta bowiem cały czas działa, choć od miesięcy leży wniosek o jej zamknięcie. Problem jest poważny, ponieważ brakuje miejsca do składowania odpadów w różnych gminach, inne nie mają sortowni, ani spalarni, natomiast recykling nie do końca działa jak należy. I to dotyczy nie tylko naszego województwa, ale całego kraju.

Temat z pewnością będziemy jeszcze omawiać szczegółowo z uwagi na jego wagę i powagę. Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakim są płonące co chwila sortownie lub wysypiska śmieci. I to nie dzieje się gdzieś daleko w Polsce, ale prawie tuż pod naszymi drzwiami. Ostatnia sesja Sejmiku Województwa Podlaskiego odsłoniła problem bardzo wyraźnie. Bo niby wszystko działa, zgodnie z prawem, a jak się bliżej przyjrzeć, to prawie nic nie działa. Począwszy od ustanowienia przepisów, przez funkcjonowanie gospodarki odpadami, po wykonanie coraz bardziej restrykcyjnych norm utylizacji i odzyskiwania odpadów. I nie piszemy tego wyłącznie w kontekście województwa podlaskiego, ale całego kraju.

Jeśli chodzi o województwo podlaskie, to jako pierwszy na listopadowej sesji Sejmiku Województwa Podlaskiego temat podjął radny PSL Cezary Cieślukowski. Mianowicie, zwrócił on uwagę na bardzo istotny problem, który już się pojawił w naszym regionie. Faktem bowiem jest, że Białystok spalarnię śmieci ma i jeśli nie pojawią się po drodze żadne problemy, odpady nadające się do spalania będzie gdzie i jak utylizować. Zdecydowanie większym problemem są gminy, które ze śmieciami tego rodzaju muszą sobie radzić same. Jak też z innymi śmieciami, które nie są poddawane recyklingowi. Te śmieci składowane są na wysypiskach i w sortowniach, które przecież mają swoją określoną pojemność.

Dość wspomnieć, jak wolne miejsce na kolejne odpady, może się nagle pojawiać – to widzieliśmy już wielokrotnie w Studziankach pod Białymstokiem, w gminie Wasilków. Co chwila wybuchają tam pożary, po których zwalnia się nieco miejsca i znów można przyjmować więcej śmieci. Zaledwie kilka dni temu strażacy znów musieli interweniować, kiedy zapaliła się nowa hałda śmieci. I możliwe, że było to podpalenie. Sprawców natomiast nie znaleziono ani razu, choć liczba pożarów w ostatnich tylko latach dobije za chwilę okrągłej dziesiątki.

- Takie sytuacje są badane przez Prokuraturę, przez stosowne służby. Niedawno, parę miesięcy temu, dostaliśmy informację z Prokuratury o umorzeniu postępowania w sprawie podpalenia z czerwca ubiegłego roku. Tak więc Prokuratura po kolei zajmuje się tymi sprawami, prowadzi rozległe badania, bo to nie jest tak, że oni od razu to umarzają, bo faktycznie oni tam prowadzą bardzo zaawansowane procedury. Ale póki co, przestępcy prawdopodobnie bardzo dobrze się wyspecjalizowali w swoich działaniach – mówiła Anna Krysztopik pełniąca obowiązki dyrektora departamentu ochrony środowiska w urzędzie marszałkowskim.

- W piątek i w sobotę, a potem w sobotę i niedzielę, gasiłem to składowisko w Studziankach. Określenie, że nie było to groźne – to dzięki Bogu dla mieszkańców. Ale dla uczestniczących w akcji nie było to najłatwiejsze. Udało się to stłumić, chociaż dwa razy. Po pierwsze, nie ma tam stwierdzenia, że na pewno było to podpalenie, bo może być różnie. Ale temat jest i tu się zgodzę. Prośba jest do Zarządu, aby wzmocnić głos w ministerstwie środowiska również o skuteczność zablokowania tej inwestycji, ponieważ od pożaru sprzed dwóch miesięcy, wjeżdżając na ten plac, zobaczyłem – ku swojemu zdziwieniu – że na tym co gasiliśmy dwa miesiące temu i co zostało zasypane, są kolejne dwa piętra bloku. Tak to trzeba powierzchniowo określić. To nowe hałdy, które płoną. W takim żargonie strażackim, w którym sobie żartujemy, że pewnie święta Bożego Narodzenia spędzimy w pięknym zapachu, znowu na wysypisku. Bo mróz i chemia zrobi swoje, a generalnie rzecz biorąc przypuszczalnie zwiększone hałdy muszą spłonąć, żeby zrobić miejsce na kolejne piętra, które się pojawią – to słowa radnego wojewódzkiego Macieja Żywno, który jest także strażakiem.

Jego zdaniem, trzeba podjąć działania, aby takie instalacje były skutecznie zamykane. W sprawie Studzianek wniosek o zamknięcie jest złożony od dawna, ale właściciel instalacji złożył odwołania w tej sprawie i do czasu zakończenia procedur, może legalnie prowadzić swoją działalność. Mówił o tym również wicemarszałek województwa podlaskiego Marek Olbryś. Dlatego trzeba czekać.

- Robimy wszystko co można w tej dziedzinie, włącznie z powiadomieniem wszystkich posłów, interpelacji do premiera. Powstała też policja środowiskowa, która pracuje 24 godziny na dobę. Ma różnego rodzaju możliwości. I to wszystko wskazuje na właściciela – nie czarujmy się – tego składowiska. I żadne organy nie są w stanie udowodnić mu winy i skazać, ani skutecznie nakazać. Myśmy skutecznie zrobili co trzeba, zamknęliśmy to składowisko, ale nie powiodło się – wyjaśniał radnemu Żywnie wicemarszałek województwa podlaskiego Marek Olbryś.

Bo jak wspominaliśmy, pomimo wydanej decyzji o zamknięciu składowiska w Studziankach, wpłynęło odwołanie od właściciela, które wciąż nie zostało jeszcze rozpatrzone. Więc decyzja nie może podlegać wykonaniu. Dziwić może chyba tylko to, że poprzedni zarząd województwa podlaskiego, po tylu pożarach, takiej decyzji nie wydał ani razu, bo gdyby wydał, być może dziś składowisko byłoby skutecznie zamknięte i skończyłby się problem z pożarami.

Co można zrobić? Wydaje się, że niewiele. Choć jest tu bardzo istotna sprawa – związana właśnie z białostocką spalarnią. Bo jeśli ta najbliższa spalarnia nie będzie w stanie spalać śmieci z regionu, to tego rodzaju instalacje jak w Studziankach, prawdopodobnie będą płonąć częściej. Wszak śmieci gdzieś z miast trzeba wywieźć. A wywozi się tam, gdzie jest miejsce.

I tu dochodzimy do kwestii najważniejszej w całym problemie. W spalarni utylizuje się śmieci w sposób ekologiczny, bez zatruwania powietrza, bez zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Pożary wysypisk natomiast zatruwają powietrze, lasy, wody, pola uprawne i wszystko dookoła. Płonie na nich bowiem wszystko co jest, także substancje szkodliwe. Do tego problemu na pewno będziemy wracać, bo jest poważny.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Facebook/ OSP Jurowce)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do