Reklama

Nagła troska o niepełnosprawnych

28/02/2017 15:40

Po nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Miasta, na skrzynki redakcyjne zaczęły wpływać listy. Zresztą o tym, że tak właśnie będzie wiadomo było jeszcze w trakcie debaty, która miejscami była bardzo burzliwa. Największe spory poszły o edukację uczniów niepełnosprawnych. Każdy chciał i nadal chce forsować swoje racje, a my wyjaśniamy o co tak naprawdę chodzi i dlaczego dopiero teraz ktokolwiek zaczął się tym tematem zajmować.

Największe boje radni z urzędnikami, prezydentami, rodzicami, nauczycielami i dyrektorami szkół toczyli w miniony piątek. I to nie jest tak, że wszyscy byli przeciwko radnym. Do gardeł skakali sobie wszyscy, w zależności od podnoszonego problemu i grupy zwolenników, która towarzyszyła obok. Wyjaśniamy, że chodziło o podejmowane uchwały w sprawie sieci szkól w Białymstoku w związku z nową reformą w edukacji, która będzie obowiązująca od nowego roku szkolnego.

Tu jednak przedstawiamy jeden z problemów, który już zaczął żyć własnym życiem, a listy trafiają do poszczególnych redakcji. Chodzi o nową szkołę, która ma przysposabiać osoby niepełnosprawne do pracy. O taką placówkę dopominają się stowarzyszenia, rodzice i przedstawiciele edukacji. Jak dotąd bez powodzenia. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej, skoro dotychczas jedyna placówka działająca przy ulicy Zwycięstwa dawała radę? Warto dodać, że też nie cierpiała na przepełnienie. Można śmiało powiedzieć, że szkoła w pełni realizuje zapotrzebowanie miasta Białegostoku na kształcenie szczególne, bo przysposabiające osoby niepełnosprawne do pracy.

- Ważni, wybrani przez ludzi radni, decydowali o edukacji. Zamknęli w getcie osoby niepełnosprawne intelektualnie. Konstytucja RP gwarantuje swobodny dostęp do edukacji i możliwość dokonywania wyboru i podejmowania decyzji o własnym życiu. Nie w Białymstoku i nie dotyczy to osób niepełnosprawnych intelektualnie i ich rodzin – pisze w liście Anna Żeszko – Majewska ze Stowarzyszenia „Aktywni”, które włączyło się w walkę o powołanie do życia owej placówki dla uczniów niepełnosprawnych.

Gdzie taka szkoła miała by być? I dlaczego nie miałaby być gettem? Otóż padł pomysł, aby nową placówkę, która wdroży uczniów do zawodu utworzyć przy Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Białymstoku. Czyli w placówce, która już zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi, kształci je i zapewnia fachową pomoc. I jeśli już ktoś martwi się o prawo do wyboru szkół, to w tym miejscu powinien zadać sobie pytanie, czy nowa szkoła w starej szkole, z tą samą kadrą, to na pewno jest jakiś inny wybór? Dzieci musiałyby przecież być w tym samym miejscu, z tymi samymi pedagogami. Istniejąca, inna, a jak mówią niektórzy – jedyna szkoła – przeszła niedawno duży remont, doposażyła salce lekcyjne, by zapewnić jak najlepsze warunki do kształcenia.

- Nie ma takiej potrzeby, żeby tworzyć kolejną szkołę w Białymstoku. Ta, która jest, w zupełności wystarcza. Dzieci mają tam bardzo dobre warunki do nauki, pracuje fachowa kadra, a rodzice bardzo chwalą zajęcia. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy stać nas na ewentualne kolejne etaty, pracowników pedagogicznych i administracyjnych, być może stanowiska dyrektorów i zastępców – komentuje radny Jacek Chańko, członek Komisji Edukacji w Radzie Miasta.

- Sytuacja jest skomplikowana i bardzo trudna. Bacznie przyglądamy się i monitorujemy potrzeby dzieci i młodzieży w szkolnictwie specjalnym. Dlatego w najbliższym okresie dojdzie do spotkania pomiędzy rodzicami podopiecznych, a radnymi komisji edukacji. Zastanawia mnie tylko to nagłe zamieszanie wokół jednego problemu, kiedy przed wszystkimi jest trudna i ciężka reforma dotycząca całego szkolnictwa i na tym w pierwszej kolejności skupiają się dziś wszyscy w Polsce – mówi radny Piotr Jankowski.

Nie tylko to jest dziwne, że temat wypływa nagle, kiedy w całej oświacie białostockiej panuje zamieszanie. Bo dziwnie jest jeszcze, że Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Białymstoku, ale też i Stowarzyszenie „Aktywni” siedzieli cicho, kiedy dwa lata temu było wiadomo, że z opieką nad osobami niepełnosprawnymi w naszym mieście dobrze nie jest. Dyrektorce z Domu Pomocy Społecznej prokuratura postawiła zarzuty, później jej winę orzekł sąd karny. W tym samym czasie Miejski Ośrodek pomocy Rodzinie okazało się, że prowadził prawidłowy nadzór nad placówką dla osób niepełnosprawnych. I nie tylko to się nie zgadzało. Okazało się, że nauczyciele pracujący w różnych miejscach z dziećmi niepełnosprawnymi wykonywali swoją pracę w różnych szkołach, w tym samym czasie. To zresztą wciąż jest przedmiotem dochodzenia prokuratorskiego. Wówczas wszyscy siedzieli cicho jak mysz pod miotłą.

Temat wypłynął na światło dziennie po aresztowaniu Barbary R., dyrektorki Policealnej Szkoły Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku. To ona między innymi była zatrudniona w DPS-ie na Baranowickiej, w szkole na Krakowskiej, inni nauczyciele wypracowywali godziny w innych szkołach, w tym w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Białymstoku. A z naszych informacji wynika, że niejednokrotnie ci sami nauczyciele musieli być w dwóch, albo i trzech miejscach naraz, w kompletnie innych częściach Białegostoku. Tak się troszczyli o właściwą edukację niepełnosprawnych dzieci, że byli wręcz niczym duch święty, bo w wielu miejscach naraz. Teraz prokuratura ustala, gdzie i jak byli pozatrudniani i jak realizowali swoje obowiązki zawodowe i opiekę nad uczniami.

Dlatego teraz trzeba się poważnie zastanowić, jak poradzą sobie, kiedy w Białymstoku powstanie jeszcze jedna placówka edukacyjna dla osób niepełnosprawnych. W ilu miejscach jednocześnie nauczyciele będą musieli się pojawić? Czy w ogóle nasze miasto ma wystarczająco dużo takich pedagogów?

- Zwykle dążymy do tworzenia nowych szkół i krytykujemy tych, którzy likwidują istniejące. Nie w Białymstoku. Tutaj linczuje się tych, którzy chcą rozwoju i mówią stop dla monopolu. Bo dotychczasowa „szkoła średnia dla upośledzonych” jest jedyną w naszym mieście. Każdy, nawet dziecko, wie, że jeżeli nie ma konkurencji, nie ma poprawy jakości. W Białymstoku próbę stworzenia nowych możliwości dla niepełnosprawnych, silniejsza władza, depcze w zarodku. Dwie szkoły do wyboru w 300-tysiecznym mieście to nie szaleństwo, to niezbędne minimum – pisze w liście Anna Żeszko – Majewska ze Stowarzyszenia „Aktywni”.

Tylko nikt nie wyjaśnił, że konkurencja i wybór będzie dotyczyła wciąż tego samego miejsca, z tymi samymi ludźmi i tym samym poziomem kształcenia co obecnie, bez możliwości zmiany otoczenia. I dziwne, że osoby zajmujące się opieką nad niepełnosprawnymi nie zwracają uwagi, choć powinny wiedzieć, że proponowana przez nich tak zwana zmiana, najlepszym rozwiązaniem nie jest. Uczniowie mają wejść w życie zupełnie inne i obce im środowiska. Jak mają to zrobić będąc cały czas w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym?

Do tematu z pewnością będziemy wracać, ponieważ najprawdopodobniej radni jeszcze raz zdecydują się wysłuchać przede wszystkim rodziców. Kadra pedagogiczna ma swoje powody, by troszczyć się o etaty, co nie musi iść w parze z faktyczną troską o osoby niepełnosprawne, czego Białystok był już świadkiem w Domu Pomocy Społecznej, szkole z Ogrodowej i kilku innych miejsc.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do