Tak się stało, że życie najczęściej pisze własne scenariusze i nawet najlepiej przygotowany plan zawsze ustąpi miejsca właśnie życiu. W tym konkretnym przypadku urzędowy pesel minął się z rzeczywistością.
Jeśli jeszcze ktoś nie wie, to rzeczony pesel nadawany jest w danym roku urodzenia. I jeśli popatrzymy dokładnie, to w dowodach osobistych najpierw mamy rocznik urodzenia, następnie miesiąc i dzień. Reszta numeru jest urzędowym rejestrem. Kiedy moi rodzice rejestrowali mnie w centralnym systemie nadano mi pesel zgodnie z rokiem urodzenia. Minęło trochę lat i jakby ten system mało się sprawdza. A ściślej mówiąc w moim przypadku w ogóle nie działa. Po pierwsze pesel mi się starzeje z upływem lat - a to już samo w sobie jest denerwujące. A po drugie, jakoś inne osoby z tego samego rocznika i teoretycznie z podobnym przodem numeru pesel żyją zupełnie inaczej. Coś musiało się popsuć, skoro mój pesel po prostu nie funkcjonuje, co do zgodności z przednimi cyframi.
Nie wiem, czy tylko ja tak mam, czy jeszcze są inne gdzieś na świecie osoby, którym pesel się nie zgadza. Nie czuję na sobie tego upływu czasu, który za to odczuwa mój numer ewidencyjny. Jakim cudem uciekło mi gdzieś z 10 a może i 15 lat, które odnotował pesel, a organizm jakoś niekoniecznie? Pytają mnie jakim cudem daję radę w sytuacjach, które moi rówieśnicy przeżywali w czasach wolnej miłości i szaleństw dorastania? Pytają mnie, jak to teraz można spać pod namiotem? Pytają mnie jakim cudem daję radę ogarniać koncerty kilka dni z rzędu, śpiąc po kilka godzin albo wcale? Pytają mnie, kiedy w końcu będę miała dzieci? Pytają mnie wreszcie, jak to jest żyć tak, jakby nadal na studiach, choć magistra obroniłam kilkanaście lat temu?
A ja… Dziwię się tymi pytaniami. Patrzę w lustro i albo mi się popsuło (co jest bardzo możliwe), albo ciągle widzę siebie taką samą. Taką jaką byłam z 10 czy 15 lat temu. Dziwię się, co w tym nadzwyczajnego, że lubię koncerty i uwielbiam zajmować się sceną, zespołami i współpracą z ekipami technicznymi? Chyba to świetnie, że można robić to co się kocha. Gdyby ktoś lubił dziergać na drutach, też nie spałby nocami, czy poświęcał swojej pasji tyle czasu, ile się da. Dziwię się, że namiot to jakieś wyzwanie. Przecież ma dach, jeśli jest w miarę nowy lub zadbany to nie przecieka, chroni przed wiatrem, więc o co chodzi? Przecież można się w nim przespać. Dziwię się, że już mam mieć dzieci. Już? No nie. Jeszcze nie! Przecież nie jestem jeszcze gotowa. Teraz to się nie da. Za dużo jeszcze rzeczy w przygotowaniu. A w sumie… po co mi dzieci? Dziwię się w końcu pytaniem o studia. A co szkodzi skończyć studia i dalej pozostać w środowisku akademickim? Grzech jakiś? Czy może nie wypada? Nie rozumiem.
Z tej prostej analizy wywiodłam tezę, że zwyczajnie coś nie jest inaczej ze mną, a z moim peselem. Nie zgadza mi się z trybem życia jaki prowadzę w stosunku do tych co urodzili się w tym samym lub podobnym roczniku. Planowałam chyba inaczej. Z tego co pamiętam, to miałam już być stateczną panią. Ale życie napisało mi scenariusz po swojemu. Ciekawe, czy na świecie są jeszcze inne osoby, którym tak samo jak mi pesel się nie zgadza? Jedno jest pewne, oby się nie zgadzał jak najdłużej!
Komentarze opinie