Coś najwyraźniej nie zgadza się w zeznaniach. A już na pewno nie zgadza się z tym, co widać na zarejestrowanym przez mieszkańców filmie. Chodzi o ekrany akustyczne, które były i zniknęły. Sprawę musi zbadać prokuratura, a tymczasem przedstawicielka urzędu miejskiego twierdzi, że nigdy ich nie było w miejscu, z którego zostały wymontowane.
Zaledwie wczoraj pisaliśmy o tym, że urząd miejski nie działa ani logicznie, ani zgodnie z rozsądkiem. Na dodatek panuje w nim raczej spory bałagan. Sądząc po tym, co usłyszeliśmy w sądzie, gdy rozpatrywana była sprawa zniknięcia ekranów akustycznych, to zgromadzony materiał dowodowy, nijak nie pasuje to do tego, o czym mówiła kilka dni później dyrektor Zarządu Dróg Miejskich. Pojawiła się na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej i próbowała wyjaśniać co się stało z ekranami.
Przypominamy w tym miejscu, że mowa jest o inwestycji drogowej – przedłużeniu ulicy Piastowskiej. Wybudowano tam między innymi ekrany akustyczne. Widać je bardzo wyraźnie na niemal całej trasie. I właściwie wszystko przebiegało sprawnie i zgodnie z wydanymi decyzjami, zarówno uwarunkowań środowiskowych, jak też pozwoleniami na budowę, do czasu… Prace wykonano, więc odebrano inwestycję w całości. Krótko później jednak pojawili się ponownie pracownicy firmy MIPA i część ekranów została rozebrana. W sumie chodzi aż o 16 przęseł. Ekrany te miały chronić przed hałasem głównie mieszkańców ulicy Szmaragdowej w Białymstoku. Ale skoro zniknęły lub jak kto woli – zostały zdemontowane, to nie chronią.
- Decyzję, żeby ekranów nie było wydała Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która w tym zakresie zmieniła decyzję Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Tego zresztą chcieli mieszkańcy. Na tej lokalizacji ekrany nie są potrzebne, bo poziom hałasu był badany i stwierdzono, że nie jest za głośno – wyjaśniła na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej Bożena Zawadzka, Dyrektor Zarządu Dróg Miejskich Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
Tyle, że badania przeprowadzono po zakończeniu inwestycji i oddaniu jej do użytku. Z tym jednak można jeszcze się zgodzić, ponieważ czasami padają takie zalecenia, żeby za jakiś czas przyjrzeć się poziomowi hałasu. Jednak już zupełnie z sensem i kompetencjami do zajmowanego stanowiska mija się tłumaczenie, że ekrany wymontowano, zanim decyzję w tej sprawie podjął jeszcze Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. To potwierdzają dokumenty, w posiadaniu których obecnie jest Prokuratura. Bo okazało się, że dopiero miesiąc po demontażu ekranów akustycznych pojawiła się decyzja o uwarunkowaniach środowiskowych, która ewentualnie pozwalałaby na rozbiórkę ekranów. Jednak i tu jest problem, ponieważ ani decyzja wydana przez RDOŚ, ani GDOŚ nie określa zakresu prac budowlanych. A montaż czy też demontaż konstrukcji ekranowych, takich decyzji wymagał.
- Wnioskujemy o przekazanie sprawy do Prokuratury celem przeprowadzenia ponownie całego postępowania. Nie zgadzamy się na patologie i walczymy z nimi. Tu chodzi o inwestycję wartą około 2 mln 200 tys. złotych. Przynajmniej taką wyceną dysponujemy. Nie zgadzamy się, aby publiczne pieniądze były tak marnotrawione. Prokuratura powinna dokładnie zbadać temat i ustalić, kto nakazał rozbiórkę ekranów i gdzie są rozebrane ekrany akustyczne – argumentowała przed sądem stanowisko „Niepokonanych 2012” szefowa struktur regionalnych – Maria Bzura.
Stowarzyszenie „Niepokonani 2012” w imieniu mieszkańców powiadomiło prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez urzędników w związku ze zniknięciem ekranów akustycznych. Prokuratura sprawę umorzyła i dlatego skargę rozpatrywał sąd. Pisaliśmy niedawno, że sąd dopatrzył się licznych zaniedbań ze strony postępowania prokuratorskiego i dlatego sprawę zdemontowanych ekranów, śledczy będą musieli przeprowadzić od początku. I tu zaczynają się dość dziwne schody. W trakcie rozprawy przed sądem odczytano zeznania ówczesnego dyrektora Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich – Janusza Ostrowskiego, który potwierdził rozebranie ekranów na przedłużeniu ulicy Piastowskiej i wykorzystanie części ich elementów do montażu ekranów w innych częściach miasta.
- Nigdy nie montowaliśmy tam ekranów. Ustawiliśmy tylko słupy betonowe, ale pleksi nie były zamontowane – to już tłumaczenia na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej ówczesnej zastępczyni Ostrowskiego, a obecnie szefowej Zarządu Dróg Miejskich.
Nawet gdyby tych ekranów faktycznie nie było, to i tak powstaje pytanie – po co montować drogie słupy potrzebne zupełnie do niczego? Ani to ozdoba, ani nic, co jakkolwiek służy przy inwestycji drogowej. Inna sprawa, że mieszkańcy dołączyli do akt sprawy nagranie, na którym widać, jak ekrany są demontowane przez pracowników firmy, która odpowiedzialna była za ich montaż.
Na dodatek odnalazła się część zdemontowanych ekranów akustycznych. Pozostałych, które powinny gdzieś być, jak dotąd, nie udało się znaleźć. Nikt nie potrafił wskazać, gdzie się podziały. Z informacji przedstawionej przez specjalistę, który wyliczał koszt brakujących elementów wynika, że zniknęły gdzieś części warte ponad 300 tysięcy złotych. I urząd miejski, który teoretycznie powinien nimi dysponować, albo wiedzieć przynajmniej, gdzie są – nic w tej sprawie nie wie. Jeśli to nie jest bałagan, to już nie wiadomo, jak określić zaistniały stan rzeczy. Jest to też sytuacja co najmniej dziwna, że władze Białegostoku nie zgłosiły sprawy same do Prokuratury celem ustalenia co się stało z tymi elementami, bowiem za inwestycję zapłacili zarówno mieszkańcy Białegostoku jak też i Unia Europejska.
- Nie jest wiadome co się stało z częścią materiałów po rozebraniu ekranów akustycznych. Biegły powołany przez prokuraturę odniósł się bardzo lakonicznie do zagadnienia. Dyrektor Ostrowski z Urzędu Miejskiego wyjaśnił, że część z nich zamontowano w innym miejscu jako ochronę akustyczną, ale nadal brakuje informacji, co się stało z resztą elementów po demontażu ekranów akustycznych – uzasadniała wniosek o ponowne zbadanie przez Prokuraturę pełnomocnik mieszkańców i Stowarzyszenia „Niepokonani 2012” – mecenas Marta Rybnik.
No, ale skoro tych ekranów w ogóle nie było, to faktycznie może i nie ma powodów, żeby czegokolwiek tu szukać. Niemniej w tej sprawie mamy słowo przeciwko słowu i to wypowiadane przez urzędników jednego urzędu. Mało tego – przeczą sobie na dodatek ówczesny Dyrektor Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich oraz jego zastępca. To raczej będzie już kolejny wątek, który będą musieli zbadać śledczy.
Nas tylko zastanawia, dlaczego Prezydent Białegostoku jeszcze nie przeprowadził żadnej kontroli wewnętrznej w tej sprawie. Przecież chodzi o inwestycję wartą ponad 2 miliony złotych, która nie została zrealizowana i nie wiadomo, gdzie są elementy za których montaż lub demontaż zapłacono wykonawcy robót.
Komentarze opinie