Do tematu lotniska, którego nie ma, a na które wydano grube miliony złotych będziemy wracać jeszcze dość często. Głównie za sprawą wyroku, jaki zapadał niedawno w związku z raportem środowiskowym. Cała sprawa wyłania bardzo ciekawy obraz tego, jak działały władze województwa, organizacje tak zwane ekologiczne oraz instytucje państwowe. Dziś skupimy się na pewnym dokumencie, który w całości został uznany jako błąd pisarski. Tego numeru, to jeszcze nie grali.
Wszystkich aspektów związanych z procesem pomiędzy urzędem marszałkowskim, a konsorcjum firm Arup-Ekoton, opisać nie sposób w jednym miejscu. Wszelkich wątków jest tak wiele, że postanowiliśmy je opisywać oddzielnie. Jeszcze przed świętami wielkanocnymi informowaliśmy o tym, że urząd marszałkowski przegrał proces w pierwszej instancji, z czego akurat zadowolony był prezes Ekotonu. To on musiał przez cztery lata stawiać przede wszystkim czoła złej opinii, jaką wystawił mu i jego firmie poprzedni zarząd województwa podlaskiego, kierowany jeszcze przez marszałka Jarosława Dworzańskiego.
W tym miejscu chcemy skupić się nad dość ciekawym przebiegiem postępowania odwoławczego od decyzji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku. Sprawę rozpatrywał oczywiście Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. I tam miało dojść do dość kuriozalnej sytuacji polegającej na ocenie raportu konsorcjum Arup/Ekoton za pomocą dokumentu biegłego, na który powołał się GDOŚ, a którego brak w aktach sprawy.
- Na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej, jeszcze w dniu 3 czerwca 2011 roku sygnalizowaliśmy problem – możliwość podmiany dokumentacji w GDOŚ w trakcie procedury administracyjnej. Zwracaliśmy uwagę na absurdy zarzutów ze strony przeciwników lotniska. Pokazaliśmy, że decyzja GDOŚ opiera się na nieistniejącym dokumencie biegłego. Wykazywaliśmy również konkretne inne błędy po stronie samego GDOŚ, które stały się podstawą uchylenia korzystnej decyzji środowiskowej – wyjaśnia Grzegorz Chocian, prezes Zarządu firmy Ekoton.
Krótko mówiąc chodzi o dokument zawierający odpowiednie analizy przelotu ptaków. Konsorcjum odpowiedzialne za raport środowiskowy, wbrew powielanym opiniom, wykonało takie analizy, jak też inne analizy dotyczące prawdopodobieństwa kolizji ptaków z samolotami. Przy czym, dodatkowe analizy miały być wykonane dopiero po ustaleniu ścieżek startu i lądowania samolotów. To zupełnie naturalny harmonogram prac, na który zgodził się Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska, o czym mówił nam również dr Grzegorz Chocian. Niestety, Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska uległ namowie "zielonych organizacji" i postanowił takich analiz wymagać, wbrew prawu. Bo analizy kolizji samolotów i wypadków lotniczych są wyłączną kompetencją Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Co wcale nie przeszkadzało urzędom zajmować się badaniem tego, do czego nie miały uprawnień. Co więcej, marszałek nigdy nie przekazał konsorcjum, wszystkich procedur lotniczych, przez co nawet gdyby uznać wymóg za właściwy, konsorcjum nie miało żadnych możliwości wykonania prac dodatkowych. W takich okolicznościach, w tej sprawie, pojawiły się dokumenty dołączone przez innych autorów. Jednym z takich dokumentów była opinia biegłego GDOŚ o zupełnie innym tytule niż zawarty w uzasadnieniu negatywnej dla lotniska decyzji. Ten dokument biegłego z Gdańska zawierał wiele dezinformacji i nieuprawnionych wniosków, ale przeciwnych utrzymaniu korzystnej decyzji RDOŚ w Białymstoku o budowie lotniska.
- Kluczowy dla sprawy dokument konsorcjum Arup/Ekoton okrojono i pozbawiono naszych znaków, przez co w GDOŚ nie traktowano go jako ważny. Inny dokument biegłego sporządzony dla potrzeb RDOŚ w Białymstoku, korzystny dla inwestycji, przepadł w procedurze odwoławczej. Opinie "zielonych organizacji" i wcześniej wymieniony dokument innego biegłego z Gdańska, przeciwne inwestycji, wykorzystane przez GDOŚ, zawierały oczywiste bzdury, które za dobrą monetę i w złej wierze, jak się później okazało, przyjmował Marszałek i Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. W efekcie zmyślono informacje o rzekomym braku oceny na obszary chronione, wymyślono brak oceny Natury 2000, podczas gdy taka analiza istniała – wyjaśnia prezes Chocian.
Stąd wynikła również negatywna ocena Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wobec uwarunkowań środowiskowych dla całości raportu środowiskowego lotniska regionalnego. Bo w efekcie zbadano i ten dokument, który w żaden sposób nie został stworzony przez Ekoton. Sprawę tę badał także Naczelny Sąd Administracyjny, który uznał na dodatek, że totalna zamiana dokumentów biegłego nie nastąpiła, a to wszystko był "błąd pisarski" w decyzji. Można tylko się zastanawiać od kiedy całkowita zmiana jednego dokumentu na inny jest "błędem pisarskim"? Można zapytać też – czym jest w ogóle zaginięcie dokumentu? Chociaż w naszym mieście dokumenty z urzędów już ginęły, i te które się nie odnalazły, nie wzbudzały szczególnie zainteresowania szefów urzędu – jak to miało miejsce w przypadku finansowania Jagiellonii. Za to inne, znajdowały się cudownie w urzędzie, ale szefostwo urzędu dla odmiany, domagało się uznania sprawstwa kradzieży – jak w przypadku zaleceń konserwatorskich dla Lipowej 41.
W każdym razie, kwestię zamiany dokumentów, która nastąpiła w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, próbował wyjaśniać jeszcze poseł Jacek Żalek. Niestety w odpowiedzi na interpelację poselską otrzymał wyjaśnienie, że w uzasadnieniu decyzji GDOŚ pojawił się omyłkowo jedynie tytuł roboczy i ten oczywisty błąd pisarski nie ma znaczenia dla całości postępowania. Tylko ów "błąd pisarski", a zdaniem przedstawiciela Konsorcjum – podmiana dokumentacji, nastąpiła już po tym, gdy przedstawiciel Konsorcjum Arup-Ekoton przedstawił dyrektorom GDOŚ i Ministrowi oczywiste błędy dokumentacji autorstwa krytyków inwestycji oraz zwrócił uwagę, że pewne informacje mogły w GDOŚ zaginąć. To samo ministerstwo ale już na zapytanie poselskie, ustami ówczesnego Ministra Środowiska odpisało, że minister nie będzie w ogóle na to pytanie odpowiadał.
Dodamy, że przygotowany raport przez Konsorcjum Arup-Ekoton zawierał informacje o możliwych kolizjach z ptakami. Jednak z uwagi na to, że nad bezpieczeństwem lotów nie czuwa ani konsorcjum opracowujące uwarunkowania środowiskowe, ani RDOŚ, ani GDOŚ, tylko Polska Agencja Żeglugi Powietrznej, dokumentację szczegółową w tej sprawie przygotowywała zupełnie inna firma, także związana umową z urzędem marszałkowskim. W charakterze konsultanta lotniczego pieniądze za analizę kolizji z przeszkodami lotniczymi otrzymało inne konsorcjum – Sener/Polconsult i to na tym dokumencie jako bazowym pracowało dopiero konsorcjum Arup-Ekoton.
- GDOŚ popełnił też wiele innych kompromitujących go błędów merytorycznych i proceduralnych, które w zagadkowy sposób Marszałek przemilczał. Nie bronił swojej inwestycji. Stchórzył przed "zielonymi organizacjami" i nakazami politycznej centrali – komentował nam po korzystnym już dla siebie orzeczeniu sądu pierwszej instancji Grzegorz Chocian, prezes Zarządu firmy Ekoton.
Przypomnijmy już na koniec, że raport środowiskowy przygotowany na potrzeby budowy lotniska regionalnego, został oprotestowany przez "zielone organizacje". I gdy negatywnie ocenił go GDOŚ, zarząd województwa podlaskiego wystąpił do sądu z żądaniem zwrotu pieniędzy od konsorcjum za rzekomo źle przygotowany dokument. Bo w jego ocenie doszło do nienależytego wykonania umowy. Przy czym należy podkreślić, że ani GDOŚ, ani Marszałek, nigdy nie potrafili wskazać, na gruncie których przepisów prawa, lub którego punktu umowy, miało dojść do nienależytego wykonania raportu lotniskowego. Dlatego również sąd nie dopatrzył się takich błędów po stronie wykonawcy raportu środowiskowego. My natomiast do sprawy będziemy jeszcze wracać. Jest jeszcze wiele wątków do omówienia, między innymi ten, dlaczego i w jakim celu opóźniano rozpoczęcie inwestycji, przez co dziś nie mamy lotniska.
Komentarze opinie