
Bo ten efekt „wow” to on dopiero ma jeszcze być. A dokładniej w przyszłym tygodniu. Wtedy zostanie jeszcze około sześciu tygodni na nacieszenie się widokiem kolorowych parasolek, bo później znikną, wraz z końcem wakacji. Mieszkańcy bardzo różnie podeszli do instalacji na ulicy Kilińskiego, ale chyba ciężko znaleźć kogoś, komu się podoba, że cień z parasolek pada na… samochody.
Już sam koszt instalacji z parasolkami na ulicy Kilińskiego w Białymstoku zrobił duże wrażenie na mieszkańcach Białegostoku. Niestety, nie było to w większości pozytywne wrażenie. Z budżetu miasta zapłaciliśmy za to 150 tys. złotych, choć można to było zrobić o wiele taniej. Tak jak zrobiła to Pszczyna na Śląsku. Tam zakup i powieszenie kolorowych parasolek zamknął się kwotą 8 tysięcy złotych. Łatwo policzyć różnicę – bo to aż 142 tys. złotych. I może mieszkańcy nie byliby tak oburzeni, gdyby nie fakt, że prezydent Białegostoku potrafi lekką ręką przepłacić aż tyle i jednocześnie narzekać na brak pieniędzy w budżecie.
Z tym, że ta różnica kosztów dwóch podobnych instalacji – to jedno. Drugie to tak naprawdę sam wygląd. Białostoczanie zwracają uwagę na ustawiony stelaż, który sprawia wrażenie ciężkości całej tej konstrukcji, która w założeniu ma być lekka i przyjemna. Ta w Białymstoku taka nie jest. W innych miastach w Polsce, czy za granicą parasolki są zawieszone bez tego rodzaju stelaży ustawionych na ziemi, bo są zamontowane na linach rozwieszonych od ściany do ściany budynków.
„Słabo to wygląda, dekoracja jak na festyn. Myślałem że to będzie na linkach rozpiętych od jednego budynku do drugiego” – skomentował na promocyjnym fanpage miasta Odkryj Białystok pan Maciej.
„Ogolnie bardzo ładny pomysł, tylko te stelaże....nie ma to klimatu jak w innych miastach” – skomentowała tam Anna.
„Matko święta, ale amatorszczyzna. No, ale focie na IG i TT na oficjalny profil miasta na pół roku będą” – podzielił się opinią Michał.
„Chciałabym być tam w czasie deszczu. Trzeba też przyznać, że rusztowanie odbiera sporo z uroku. Powinno być jak najlżejsze, niewidoczne. Parasolki powinny zdawać się wisieć w powietrzu. Ktoś spieprzył fajny pomysł. Ale i tak chce zobaczyć jak to będzie w deszczu się sprawować” – napisała swój komentarz Beata.
„Super ale myślałam że to będzie od budynku do budynku. Mam nadzieję że ta uliczkę wyłącza dla samochodów” – podzieliła się opinią Ewa.
I to, na co zwróciła uwagę Pani Ewa było kolejną rzeczą, o którą mieszkańcy mieli i mają pretensje. Bo stelaż, na którym są zamontowane parasolki, znajduje się nad ulicą. Rzuca cień na samochody. Piesi przechodzący chodnikiem nie mają szans przejść pod osłoną parasolek, za to samochody i owszem. I tu są kolejne dwa problemy. Bo ruch na ulicy Kilińskiego nie został wstrzymany na czas prezentacji instalacji z parasolek. Natomiast z uwagi na ustawienie stelażu musiało zniknąć kilka miejsc parkingowych. I to jest właśnie ta jedna sprawa. Druga, to brak możliwości podziwiania instalacji z parasolek, bo jeśli już ktoś wchodzi, by nawet zrobić zdjęcie, to co chwila trzeba schodzić z drogi. Jak to w praktyce wygląda zarejestrował świadomie lub nie, ale sam Tadeusz Truskolaski na swoim profilu na Twitterze.
Parasolki w @WBialystok ul Kilińskiego pic.twitter.com/RF17gbRyd0
— Tadeusz Truskolaski (@TTruskolaski) July 11, 2021
„Dobre chęci acz bezsensowne wykonanie. Ciężki stelaż, parking samochódów pod. Proszę porównać inne miejsca w PL i na świecie” – komentuje pod filmikiem pani Katarzyna.
„Sympatycznie, ale bez sensu. Albo parasolki i ławeczki/ogródki, żeby spacerować i podziwiać, albo bez i parking dla samochodów. Jaki sens było robienie tego - ludzie schodzą na bok, a samochody pod parasolkami zaparkowane?” – zwraca uwagę użytkownik Brzęczyszczykiewicz.
„Po co tam te auta? Dużo fajniej byłoby gdyby byla to uliczka z kawiarniami,lody,stoliki, restauracje. Niby fajnie ale jednak nie” – to komentarz kolejnej pani Katarzyny.
„Parasolki nad ulicą pełną samochodów zamiast dla przechodniów nad deptakiem? Nowe, nie znałem” – skomentował Paweł.
„zamknąć ulice bo w tym momencie jest tam istna masakra nie dość że zawalona samochodami to co chwila jakieś auto przejeżdża ...” – pisze Luiz.
To i tak tylko niewielki wycinek komentarzy, których pod nagraniem Tadeusza Truskolaskiego pojawiło się całe mnóstwo. W zasadzie mało kto chwali wykonanie instalacji i fakt, że parasolki wiszą nad przejeżdżającymi lub zaparkowanymi samochodami. Przede wszystkim słabe jest coś innego. Masa komentarzy, szczególnie z oficjalnego profilu Miasta Białystok na Facebooku, jest usuwana. Białostoczanie skarżyli się naszej redakcji jeszcze w weekend, że ich komentarze i wcale nie wulgarne, czy niegrzeczne, ale po prostu krytyczne, są kasowane, usuwane czy ukrywane, a oni sami często dostają tak zwanego bana i już pisać nic nie mogą. Nawet zadawać pytań nie mają jak.
Tymczasem zastępca prezydenta Białegostoku twierdzi, że w magistracie słuchają głosu mieszkańców i że nawet biorą pod uwagę ich opinie. To, że nikt mieszkańców nie zapytał przed instalacją z parasolek, to oczywiście drobiazg. Tak samo jak przedstawienie rzeczywistego projektu przed jego realizacją okazało się być ponad możliwości urzędników. Gdyby pokazano realny projekt i zapytano białostoczan wcześniej, byłaby szansa usłyszeć głosy i opinie przed wydaniem wspólnych pieniędzy na ten cel. Dużych pieniędzy, bo 150 tys. złotych za taki bubel to raczej nie jest mało.
„Parasolki przyciągają białostoczan do ulicy Kilińskiego, jednak przekształcenie tej ulicy w deptak jest uzależnione od zgody wszystkich firm i instytucji, które są tam zlokalizowane. Jeżeli byłaby jednomyślna zgoda, wtedy moglibyśmy rozważać podjęcie takiej decyzji. Warto pamiętać, że przy tej ulicy zlokalizowane są obiekty i instytucje, które muszą mieć zapewniony codzienny dojazd. Układ urbanistyczny nie pozwala na zorganizowanie dojazdu do np. Prokuratury Okręgowej, hotelu, trzech placówek kultury, Pałacyku Gościnnego z innej strony, niż od ul. Kilińskiego. Pomysły zgłaszane przez białostoczan jesteśmy zobowiązani konsultować z przedsiębiorcami, których będzie to dotyczyć” – to oświadczenie Urzędu Miejskiego w Białymstoku, które pojawiło się w związku z falą krytyki.
W internecie też poinformowano, że na efekt „wow” trzeba było poczekać około tygodnia. Bo cały czas był problem z właściwym oświetleniem parasolek, aby ładnie wyglądały także nocą. Przez ponad tydzień to oświetlenie było miernej jakości i do dobrego efektu pozostawało bardzo daleko, nie mówiąc już o efekcie „wow”.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Facebook/ Odkryj Białystok)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie