Reklama

Podlasie ją zauroczyło. Postanowiła tutaj umiejscowić pełną zagadek powieść, gdzie... zaginął proboszcz

01/08/2022 15:39

Marta Łysek nie jest autorką - debiutantką. Jak sama mówi, uwielbia zagadki i wyzwania, a że uważa kryminał za jeden z najtrudniejszych gatunków - i jednocześnie dający najwięcej możliwości - nie mogła sobie odmówić przyjemności napisania własnego. Jej książka pt. "Ciało i krew" to powieść, której akcja rozgrywa się w Białymstoku i Sokółce. W rozmowie z Piotrem Walczakiem krakowianka opowiada o zafascynowaniu Podlasiem, tutejszej gościnności i zdradza, na co mogą liczyć czytelnicy.

Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: "Krakowianka jedna" napisała książkę z akcją umiejscowioną na Podlasiu. A czemu tutaj?

Marta Łysek: To było klasyczne pisarskie olśnienie. Takie, którego istnienie często się podważa (śmiech - red.). W 2016 roku przyjechałam do Białegostoku prowadzić dziennikarskie warsztaty. Byłam tu wtedy kilka godzin i zwiedzałam Podlasie z okna samochodu, ale tak mi się spodobało, że postanowiłam przyjechać jeszcze raz i spokojnie pozwiedzać.

Przyjechałam latem i znajomy zabrał mnie do Sokółki, mówiąc, że to miejsce koniecznie muszę zobaczyć. Przymierzałam się wtedy do pisania kryminału. Weszłam do kościoła św. Antoniego i nagle oczami wyobraźni zobaczyłam scenę, wokół której później została zbudowana cała fabuła "Ciała i krwi". Nie było mowy, żeby ta historia rozegrała się gdzieś indziej. Ten kryminał musiał się wydarzyć właśnie tutaj, w Sokółce.

Rozumiem, że - jako iż ten region zauroczył - to będziemy gościć częściej. Co najbardziej zaskoczyło albo może i zniesmaczyło, w tutejszym środowisku?

- Zaskoczyła gościnność. Dużo się mówi o "słynnej podlaskiej gościnności", ale trzeba jej doświadczyć, żeby zrozumieć, o co chodzi. I choć w całej Polsce ludzie są gościnni, na Podlasiu to jest naprawdę wyraźnie inne. Otwartość, życzliwość, dużo ciepła. Przyjeżdżasz i po godzinie jesteś swój. To bardzo uczy i przyjmowania, i wdzięczności.

Nazywają nas "Polską B"...

- To musi być od waszej stolicy, B jak Białystok (śmiech - red.). Tak, to nie jest pozytywne określenie, ale Polska A to dla mnie bardziej "anonimowość", a Polska B - "bliskość". Można woleć jedno, a nie lubić drugiego. Ja akurat lubię, bo kocham spotykać ludzi i słuchać ich historii. A nigdzie się tak dobrze nie gada, jak na tak zwanej prowincji.

Przejdźmy do "Ciała i krwi". Proszę powiedzieć, czego może się przed lekturą spodziewać czytelnik. Kryminał, a więc morze krwi, przemoc, czy bardziej podejście psychologiczne?

- Przede wszystkim czytelnik może się spodziewać opowieści. Literackiej opowieści, która toczy się wokół kryminalnej osi historii. Nie ma tu morza krwi, nie ma epatowania przemocą, nie ma skandynawskiej depresji, nie ma nieobliczalnych psychopatów tnących ludzi na ohydne kawałki. Jest zagadka intelektualna, trochę w stylu Christie, ale nie tak skondensowana.

Jest atmosfera Podlasia, jego sielankowość, ale też zwykła prawdziwość - zło nie mieszka tylko tam, gdzie jest brzydko i źle, wpycha się również w miejsca dobre i piękne. Jest kilku fajnych bohaterów, których można polubić i nie trzeba kibicować tylko głównemu bohaterowi, dziennikarzowi z Krakowa, który rozdarty między uczciwością i pieniędzmi przyjeżdża na Podlasie szukać haków na lokalnych księży.

To kryminał, ale taki, który po cichutku zadaje czytającemu różne pytania. Nie trzeba na nie odpowiadać, ale gdy się spróbuje, to zdecydowanie może być wartość dodana lektury.

Nie jest pani debiutantką.

- Nie, "Ciało i krew" to moja druga powieść, a siódma książka, w której w stopce pojawia się moje nazwisko. Poza powieściami sensacyjnymi wydałam razem z ekipą komentarze do Ewangelii, zresztą duża część tej ekipy jest właśnie z Podlasia. A ponieważ jestem też trenerką pisania i uczę ludzi storytellingu, napisałam w duecie ksiażkę o tym, jak pisać teksty, które przydadzą się w fundraisingu. Ale moja pierwsza książka to była powieść sensacyjna "Na uwięzi", wydana dawno temu, w 2014 roku. Trafiłam z nią nawet do serii "Królowych polskiego kryminału", choć kryminałem do końca nie była.

A skąd w ogóle zainteresowanie tematami kryminalnymi?

- Jestem człowiekiem, który kocha zagadki. Nudzą mnie okropnie sytuacje, w których łatwo jest się domyślić, co się wydarzy. Uwielbiam być zaskakiwana. To wszystko sprawia, że jestem idealnym odbiorcą kryminałów (śmiech - red.). Zaczęłam je czytać wcześnie, bo w trzeciej klasie podstawówki, od Joanny Chmielewskiej, i nigdy nie przestałam. Przez dwa lata byłam nawet naczelną Portalu Kryminalnego. No i lubię wyzwania, a że warsztatowo uważam kryminał za jeden z najtrudniejszych gatunków - i jednocześnie dający najwięcej możliwości - nie mogłam sobie odmówić przyjemności napisania własnego.

Wydawca pisze o pani, że sercem podzielona między Bałtykiem a Tatrami. To może urlop na Podlasiu?

- Jest w planach! I może nawet uda się te plany zrealizować. Na razie jednak Bałtyk wygrywa. Gdyby na Podlasiu było morze, wybór byłby o wiele prostszy...

Dziękuję za rozmowę.

Marta Łysek: dziennikarka i teolog, blogerka, autorka warsztatów oraz szkoleń dla piszących. Debiutowała w 2014 roku powieścią "Na uwięzi". Współautorka pięciu książek z komentarzami do Ewangelii i poradnika pisania dla fundraiserów ("Fundraising. Jak pisać, by zbierać pieniądze i pozyskiwać Darczyńców"). Była naczelna i recenzentka Portalu Kryminalnego. Prywatnie żona i matka, z sercem podzielonym między Bałtyk i Tatry.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do