
Prezydenci, burmistrzowie i wójtowie z województwa podlaskiego nie zgadzają się z pomysłem ograniczania kadencji w samorządach. Jeszcze bardziej nie zgadzają z tym, że nazywa się ich przestępcami otoczonymi sitwą. Mówią, że jeśli ograniczy im się możliwość kandydowania i sprawowania urzędów, mogą stać się zagrożeniem dla posłów i senatorów.
Ponad trzydziestu gospodarzy z mniejszych miejscowości województwa podlaskiego, w tym prezydenci miast: Białegostoku i Suwałk, przyjęli i podpisali kilka dni temu oficjalne stanowisko w sprawie planowanych zmian w ordynacji wyborczej. Nie zgadzają się z pomysłem ograniczania kadencji w samorządach. Podkreślają, że proponowane przez posłów zmiany nie będą służyły mniejszym społecznościom lokalnym, a wręcz uważają, że to ograniczanie konstytucyjnego prawa wyborczego. Inicjatorem spotkania był prezydent Białegostoku – Tadeusz Truskolaski.
- Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej gwarantuje każdemu obywatelowi bierne prawo wyborcze. W tym wypadku, gdyby nie można było po dwóch kadencjach startować, byłoby to ograniczenie tego konstytucyjnego prawa. Wyłączona jest tylko jedna osoba w konstytucji, a mianowicie Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej po dwóch kadencjach. Wtedy on nie może startować. Nikt inny nie jest wykluczony. W związku z tym zachodzi tutaj domniemanie niekonstytucyjności – powiedział Tadeusz Truskolaski.
Samorządowcom jednak najbardziej nie podoba się niechęć i wręcz – jak to określają – obraźliwe słowa kierowane pod ich adresem. Twierdzą zgodnie, że określenia takie jak „dyktaturki”, tyranie”, „księstewka” są wyrazem pogardy, choć nigdy nikt nie potwierdził takich sytuacji na realnych przykładach, że ma to cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Uważają, że zmiany w ordynacji wyborczej, a zwłaszcza dialog, który jest obecnie prowadzony, obraża również Polaków tworzących wspólnoty samorządowe. Jak mówią – sami parlamentarzyści określają wyborców „sitwą”.
- Ja, i myślę wszyscy tu obecni, jesteśmy obrażeni. Słowa o sitwie, słowa o układach, słowa o księstewkach, są po prostu niedopuszczalne. Jeżeli ktoś gdzieś komuś coś zarzuca, to prosimy bardzo o podanie konkretów – mówił Mirosław Lech, wójt Korycina. – Jeżeli my cokolwiek złego robimy, to mamy kilkanaście służb, które nas kontrolują i jesteśmy z tego rozliczani – poprzez nawet utratę stanowiska, albo pójście do więzienia. Jeżeli ktoś z nas coś złego robił, to posadźcie nas, ale nie mówcie, że jesteśmy jakimiś przestępcami, albo coś w tym rodzaju – zwracał się do polityków wójt.
- Dlaczego ja w tej chwili żyję w takim państwie, które mnie nie kocha? A może za mocno kocha? Tu jest problem. Czy ja jestem przestępcą? – pytał Krzysztof Radziszewski, wójt gminy Perlejewo.
- Jeżeli z jakichś tam przyczyn przestanę się podobać swoim mieszkańcom, to oni mnie nie wybiorą. I nie chciałbym, żeby ktoś tam z Warszawy mówił moim mieszkańcom, że jakiś tam Białobrzeski, to jest „be”. Może dla nich, tych z Warszawy, jestem „be”, ale dla mieszkańców tak być nie musi – argumentował z kolei wójt gminy Zbójna, Zenon Białobrzeski.
Wszyscy zebrani w Białymstoku samorządowcy podkreślali, że wyborcy sami najlepiej wiedzą, co robić. To do nich należy ostateczny głos odnośnie wyboru włodarzy. Jeśli kogoś oceniają dobrze, burmistrz, wójt lub prezydent jest wybierany na kolejną kadencję. Jeśli oceniają negatywnie, polityk traci stanowisko. Wszyscy również podkreślali, że jeszcze w ubiegłym roku politycy wszystkich opcji świętowali 25 lat samorządności w Polsce. Bo przecież ustawa o samorządach jeszcze do niedawna była uznawana za najbardziej udaną transformację ustrojową w demokratycznej Polsce.
Samorządowcy podkreślali, że protest jaki wyrażają wobec planowanych zmian w ordynacji wyborczej, nie jest w obronie własnych stanowisk i ciepłych posadek. Gospodarze gmin jak mantrę podnosili dobro mieszkańców, wyborców i rozwój swoich małych ojczyzn. Z drugiej strony wskazywali także na zagrożenia wynikające z utraty stanowisk i konieczność rozglądania się za atrakcyjnymi stanowiskami, ale już po zakończeniu kariery na pełnionych dotychczas stanowiskach.
- Żeby zostać wybranym na kolejną kadencję wójt, burmistrz, prezydent będzie robił wszystko, żeby pokazać, że on jest dobry, więc będzie musiał coś zrobić. Więc nie ważne czy pozyska pieniądze, zewnątrz, czy też nie, czy wyda własne, rozsądnie, nierozsądnie, musi mieć efekt. Będzie wybrany na kolejną kadencję, no i co? Już potem czas myśleć o odejściu, o znalezieniu sobie dobrego gniazdeczka, o ewentualnych innych korzyściach, które mogą z tego tytułu płynąć. To nie jest dobre rozwiązanie dla Polski – mówił Mirosław Lech, wójt Korycina.
- Politycy w tej całej zawierusze zapomnieli, że ludzie są mądrzy. A są mądrzy i sami potrafią zdecydować, co jest dla nich samych najlepsze. I żadna siła nie zmusi moich mieszkańców do tego, żeby zagłosowali na mnie ponownie, jeżeli nie zdobędę ich zaufania i szacunku – argumentowała Dorota Winiewicz, wójt gminy Nowinka.
Prezydenci, burmistrzowe i wójtowie podkreślili, że jeśli pozbawi się ich możliwości do wybieralności, nie jest wykluczone, że staną się zagrożeniem dla obecnych polityków z różnych partii politycznych. Mówili, że skoro są popularni, mieszkańcy ich gmin mogą na nich głosować w wyborach parlamentarnych. I wówczas to samorządowcy, często bezpartyjni, mogą zająć miejsce partyjnych działaczy politycznych.
Gospodarze wielu gmin nie dostrzegają wydaje się takich głosów, jakie już padają w przestrzeni publicznej. A trzeba wiedzieć, że najczęściej są największymi pracodawcami w najbliższej okolicy i nawet jeśli właściwie pełnią swoje funkcje, to wygrywanie wyborów niekiedy może przyjść im z dużą łatwością. A to już może trącać wypaczeniem ustawy o samorządzie. Niedawno na naszych łamach na te sprawy zwracał uwagę były samorządowiec i zastępca prezydenta Białegostoku – Tadeusz Arłukowicz.
- Nawet w Białymstoku, gdzie do wyborów chodzi 80-90 tys. wyborców, z czego chodzą aktywnie urzędnicy, ich rodziny i znajomi, na wybór władz mają oni ogromny wpływ, a tym samym też i na ostateczny wynik – mówi Tadeusz Arłukowicz.
Urzędnicy, ale także ich rodziny czy znajomi, często głosują zwyczajnie za swoim miejscem pracy. Bo wraz ze zmianą wójta, burmistrza lub prezydenta, idą w dużej mierze zmiany kadrowe. Dobre i stabilne posady za publiczne pieniądze są zatem w zainteresowaniu urzędników. Są również w zainteresowaniu członków ich rodzin oraz innych osób, które z tego korzystają. Z tym, że taki stan rzeczy w niektórych gminach tworzy niedobre warunki, z których korzystają „uprzywilejowani”. Powstają lokalne układy i sitwy tworzące patologie. Z tym akurat samorządowcy się nie zgadzają.
Za tydzień w Ciechanowcu samorządowcy mają się spotkać w liczniejszym gronie i tam Związek Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego przedstawi już wyłącznie swoje stanowisko odnośnie planowanych zmian w ordynacji wyborczej. Znajdą się tam również postulaty, które podnoszono wczoraj na nieformalnym spotkaniu w Białymstoku zorganizowanym z inicjatywy Tadeusza Truskolaskiego. Do Ciechanowca mają zostać zaproszeni podlascy parlamentarzyści, zaś postulaty trafić mają do poszczególnych ministrów i premier Beaty Szydło.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie