Reklama

Sebastian Wicher – zbyt kompetentny by pracować w urzędzie miejskim

30/11/2015 13:15


Po ostatnich zeznaniach przed białostockim sądem można odnieść wrażenie, że zwolniony w lipcu Sebastian Wicher jest zbyt kompetentny by pracować w urzędzie miejskim w Białymstoku. Wszyscy jego przełożeni i współpracownicy chwalili go, podkreślali kompetencje, wiedzę, ale przeszkadzało im własne zdanie zwolnionego z pracy mężczyzny.

Tej sprawy zwyczajnie być nie powinno. Jest to kolejna już rozprawa przed białostockim sądem, za którą płacą podatnicy, choć pewne kwestie można było załatwić w wyniku wyłącznie okazania dobrej woli. Ale tej woli nie ma. Zwłaszcza po stronie prezydenta Białegostoku oraz kilku urzędników, którzy albo jeszcze pracują w urzędzie miejskim, albo zmienili pracodawcę. Wczoraj żadna z przesłuchiwanych przez sąd osób nie potwierdziła jakoby Sebastian Wicher był niekompetentny, albo brakowało mu kultury osobistej lub nie potrafił współpracować w grupie. Wręcz przeciwnie – podkreślali ogromną wiedze i kompetencje.

Sebastian Wicher współpracował ze mną w tworzeniu planów zagospodarowania przestrzennego. Choć nie byłam jego bezpośrednią przełożoną i mi nie podlegał, korzystałam z jego wiedzy merytorycznej – zeznawała Agnieszka Rzosińska obecnie pełniąca obowiązki dyrektora Departamentu Urbanistyki w magistracie.

W urzędzie ciężko by było znaleźć osobę o takiej wiedzy i kompetencjach jakie miał Sebastian Wicher. Chyba nie ma takiej innej osoby – to słowa Marcina Minasza, byłego przełożonego Wichra.

Merytorycznie pracował dobrze, aczkolwiek miałem zastrzeżenia wobec tego, że nie wykonywał wszystkich poleceń – mówił Piotr Firsowicz, poprzednio dyrektor Departamentu Urbanistyki w Urzędzie Miejskim, obecnie wojewódzki konserwator zabytków.

Był jedynym pracownikiem kompetentnym w dziedzinie dziedzictwa narodowego i ochrony zabytków – zeznała Barbara Kokoszkiewicz, również była przełożona zwolnionego z pracy.

Gdzie jest więc problem? Głównie w tym, że Sebastian Wicher miał własne zdanie, które potrafił prezentować. Z zeznań świadków wynikało, że był nieprzejednany w swoich ocenach oraz stanowisku, które musiał wyrażać w ramach obowiązków służbowych. Upierał się i walczył o zabytki, kiedy tworzono plany zagospodarowania przestrzennego. Czyli w zasadzie robił to, na czym się znał i jaka też była jego rola.

Inna sprawa, że plany zagospodarowania przestrzennego muszą pogodzić różne interesy, nie tylko ochrony zabytków, ale również ochronę środowiska, infrastrukturę istniejącą i planowaną, ciągi komunikacyjne oraz całą masę innych aspektów. Niemniej każda z tych dziedzin musiała, w ramach obowiązków służbowych, posiadać uwagi odpowiedzialnych za składanie właśnie takich uwag pracowników magistratu. Czy to zatem źle, że pracownik broni własnej pracy? W urzędzie miejskim – raczej tak.

Na posiedzeniu komisji zagospodarowania przestrzennego nie wspierał urzędu, ale prezentował własne stanowisko. Później unikałam sytuacji, w których mógłby się publicznie wypowiadać – mówiła przed sądem Agnieszka Rzosińska w kontekście zachowania Wichra, który skrytykował budowę bloków na Dojlidach przed radnymi.

Był pracownikiem samorządowym i nie ma możliwości wypowiadania się prywatnie. Są pewne normy przyjęte dla pracowników samorządowych. Charakterologicznie i kompetencyjnie określiłbym go ortodoksem, oczywiście w kontekście zawodowym – mówił Piotr Firsowicz.

To przykre, że będąc pracownikiem samorządowym, nie można mieć jednocześnie własnego zdania, tylko to narzucone przez władze urzędu miejskiego i własnych przełożonych. Słuchając zeznań mieliśmy wrażenie, że urzędnicy nie są mieszkańcami naszego miasta, ponieważ nie mogą się wypowiadać w sprawach, tak jak inni. To, z drugiej strony wiele tłumaczy, dlaczego często mamy sytuację – urząd kontra mieszkańcy – choć to właśnie urząd ma działać dla mieszkańców.

Faktem jest, że o ile Sebastiana Wichra pracownicy widzą dalej w swoim starym miejscu pracy, o tyle nie widzi go prezydent Białegostoku. Stracił pracownika kompetentnego, o czym zeznali przełożeni i współpracownicy. Mimo wszystko mężczyzna musi walczyć o powrót do pracy przed sądem pracy. Przypominamy na końcu, że cała sprawa to pokłosie afery związanej z zabytkiem przy Lipowej 41, którym interesował się białostocki deweloper i dla którego w ciągu kilku dni zmieniono zalecenie konserwatorskie na jego korzyść. O tym, że mogło dojść do nieprawidłowości, Sebastian Wicher poinformował trzech radnych. Później sprawa trafiła do mediów. Prezydent chcąc uniknąć być może innych skarg Sebastiana Wichra na to, co się działo wewnątrz urzędu, zdecydował się zwolnić cenionego w naszym mieście i nawet w Polsce specjalistę.

Wkrótce do sprawy odniesiemy się szerzej. Wysłuchaliśmy bowiem bardzo ciekawych zeznań, które dość mocno odsłoniły kulisy pracy w urzędzie miejskim oraz patologie, jakie mają tam miejsce. Będziemy je niebawem opisywać znacznie obszerniej.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do