Kuźnia kojarzy się nam dziś z miejscem, w którym wykuwa się talenty. Jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu kuźnia była miejscem, gdzie pracowało się bardzo ciężko. I wygląda na to, że nasz stadion miejski to też kuźnia. Tyle że z tego, co mówią pracownicy, mniej tam wykuwa się talentów, za to warunki pracy są zbliżone bardziej do tej kuźni sprzed wielu lat. Narzekają na prezesa i jego zastępcę. Część pracowników zresztą już odeszła.
Niektórzy z pracowników nie wytrzymali presji, pod jaką przyszło im pracować wydawało się w spokojnym miejscu pracy. Niedawno otrzymaliśmy list, w którym opisane zostały warunki panujące w miejskiej spółce „Stadion Miejski”. Zresztą to, że stadion miejski działa co najmniej słabo, pisaliśmy już wielokrotnie. Na niewiele zdały się tłumaczenia w tej sprawie i wyjaśnienia podawane przez kolejne osoby, efektów wytężonej pracy szefostwa do tej pory można było szukać niemal ze świecą.
Dopiero od tego roku – można powiedzieć – coś się zaczęło dziać na stadionie miejskim poza cyklicznymi imprezami w postaci meczy ekstraklasy. Przez ponad rok od uruchomienia całego obiektu, zarząd spółki nie był w stanie zapewnić białostoczanom prawie żadnej atrakcji i zgromadzić wyraźniejszych dochodów bardzo drogiego w utrzymaniu obiektu. Od początku tego roku natomiast na stadionie pojawiły się wydarzenia, które w jakiś sposób zachęcają innych mieszkańców, niż kibice piłki nożnej, do odwiedzenia naszego największego obiektu sportowego. Trudno powiedzieć ile czasu zajęły przygotowania i jak ciężką pracą były one okupione, faktem jest, że kilka osób zdecydowało się odejść z pracy lub zmienić stanowiska kierownicze na szeregowe. Powodem miało być zarządzanie w wykonaniu obecnego szefostwa.
„Jestem pracowniczką/pracownikiem Stadionu Miejskiego w Białymstoku. Na początku chcę wyjaśnić, że świadomie nie ujawniam imienia, nazwiska i płci ponieważ pracuje na Stadionie i nie chciałabym/chciałbym, aby wyszło kim jestem. Media przedstawiają / każdy uważa pracę na Stadionie za ciepłą posadkę w której nie trzeba za dużo robić. Tak jest w przypadku nielicznych, min. Adam Popławski, Bogusławy Janowicz. Więcej robią złego niż dobrego” – czytamy w mailu przesłanym do naszej redakcji.
Zresztą nie jest to pierwszy sygnał, jaki otrzymaliśmy w związku z pracą na stadionie, a właściwie z atmosferą tam panującą. Już wiele miesięcy temu inna z osób zwracała nam uwagę i prosiła o zainteresowanie się tematem pracy w spółce Stadion Miejski. Chodziło przede wszystkim o liczbę osób na kierowniczych stanowiskach oraz wyposażenie techniczne pracowników. I nie chodziło tu o brak biurek lub brak narzędzi do pracy, wręcz przeciwnie – wskazywano nam, że kierowników jest o kilka za wielu, zaś zakupiony sprzęt komputerowy często stoi bezużyteczny, bo pracownicy powinni pracować nieco inaczej.
- Jako pracownicy powinniśmy często być w rozjazdach, załatwiać różne sprawy i jeździć po różnych firmach, miastach z ofertami. Pokazywać, tam na miejscu, co oferuje nasz stadion. Szefowie wydają się nie zdawać sobie sprawy, że dziś wysłanie maila to zdecydowanie za mało. Trzeba bywać w innych miastach, w agencjach, aby tam rozmawiać na żywo. Mamy ładny obiekt, ale trzeba pojechać do potencjalnego klienta, a nie siedzieć i czekać aż łaskawie się odezwie. Pan prezes tego chyba nie rozumie – mówiła nam już kilka miesięcy temu inna z osób pracujących na stadionie miejskim.
Do niedawna było jeszcze z kim się komunikować na stadionie, pytać i oczekiwać odpowiedzi. Jednak od kilku miesięcy, nikt nie odpowiada już na nasze maile i zapytania. Najpierw, jak nam w końcu wyjaśniono, były kłopoty ze skrzynką mailową. Później natomiast okazało się, że osoba, która zajmowała się kontaktem z mediami, odeszła z pracy. Próbowaliśmy się dowiedzieć, z kim możemy kontaktować się w sprawach stadionu, niestety nie udało się tego ustalić do dziś. Ostatecznie na niektóre pytania odpowiadało nam biuro prasowe Prezydenta Białegostoku, ponieważ na pracowników stadionu nie można było liczyć.
I pisząc o tym nie chcemy nikogo obrażać, bo z pewnością znalazłby się ktoś kompetentny, kto by nam odpowiadał. Problem polega jednak na tym, że takie dyspozycje musiałyby wyjść od prezesów. To oni bowiem delegują poszczególne zadania pomiędzy pracowników kierowanej przez siebie jednostki. Zresztą i w ostatniej sprawie, o którą chcieliśmy zapytać, ostatecznie zdecydowaliśmy się zapytać Urząd Miejski w Białymstoku, ponieważ w dalszym ciągu nie wiemy, z kim ze stadionu można by było porozmawiać. Na nasz e-mail kolejny raz nie było komu odpisać. Być może znów zaistniał problem ze skrzynką mailową, co przecież się zdarza. Dlatego też wystąpiliśmy z pytaniami do magistratu.
„Zwracam się do Państwa z dwoma pytaniami. Pierwsze dotyczy spółki Stadion Miejski. Z uwagi na to, że nie wiem, do kogo tam mam obecnie się zwrócić, piszę do Państwa, bo też dobrze by było, aby Państwo odpowiedzieli czy mają wiedzę o tym, co tam się dzieje” – pytaliśmy.
Wydaje się, że już taki sygnał powinien dać miastu do myślenia, że należy sprawdzić co się dzieje. Dlaczego największy i najdroższy obiekt w mieście, prowadzi co najmniej dziwną politykę informacyjną. A w zasadzie prowadzi brak polityki informacyjnej. Jeśli my mamy kłopot z komunikacją, mogą mieć go także potencjalni klienci lub osoby, które chciałyby podjąć współpracę ze Stadionem. Ale magistrat najwyraźniej uznaje, że wszystko jest w porządku i dosyła nas do stadionu, z którym przecież mamy kłopoty komunikacyjne. Gdyby było inaczej, nie pisalibyśmy do biura prasowego Prezydenta Białegostoku.
- Urząd Miejski nie jest właściwą jednostką do udzielenia odpowiedzi na powyższe pytania. Politykę kadrową w spółce Stadion Miejski prowadzi zarząd spółki, i to on za nią odpowiada. Do Urzędu Miejskiego w Białymstoku nie wpłynęły dotychczas żadne skargi od pracowników tej instytucji – odpowiada nam Anna Kowalska z Biura Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego.
Szkoda, że nikt nie sprawdził co się dzieje na stadionie i skąd wynikają kłopoty komunikacyjne. Nie wiadomo, czy nie ma też innych. Bo doniesienia pracowników są co najmniej niepokojące i warto by było sprawdzić, czy nie należałoby tam przeprowadzić kontroli. Pracownicy piszą nam wprost o mobbingu.
„Nikt pracowników nie szanuje, pracownicy jedynie boją się o swoją pracę. Szefowie wprowadzają złą atmosferę, pracownicy są szykanowani, wobec niektórych stosują mobbing (ostatnia naganna wystawiona). W ostatnim czasie odeszły dwie osoby: osoba od controllingu i kierownik. Inny kierownik zrezygnował z funkcji i przeszedł na stanowisko szeregowego pracownika. Niektórzy szukają innej pracy. Wszystko przez działania wyżej wymienionych osób. Napiszcie o tym artykuł. Może wtedy coś się wtedy zmieni na Stadionie Miejskim. Jest bardzo ciężko wytrzymać” – piszą do nas pracownicy Spółki Stadion Miejski.
Te wyżej wymienione osoby, które miały działać niekorzystanie, to prezes i zastępca prezesa. I faktycznie, jak ustaliliśmy, osoba od controllingu odeszła, odeszła także osoba zajmująca się do niedawna kontaktem z mediami. Z informacji, którą otrzymaliśmy z urzędu miejskiego można wnioskować, że problemem nikt nie zamierza się zajmować. Możliwe, że wyraźny sygnał, który od nas powinien był trafić do prezydenta, jest za słaby, aby przynajmniej sprawdzić czy informacje od pracowników przesłane naszej redakcji, mają jakkolwiek pokrycie w faktach.
My natomiast sprawę będziemy wkrótce badać dogłębniej. Tym bardziej, że o niewłaściwej postawie i braku współpracy mówiły nam także inne osoby współpracujące i chcące współpracować z naszym stadionem miejskim. I co ciekawe, najwięcej narzekania było na prezesa i zastępcę prezesa.
Komentarze opinie