
Nie ulega wątpliwości, że takie miasto jak Białystok, powinno mieć stadion piłkarski, wszakże futbol w naszym mieście, to niemal religia. Nasuwa się tylko kilka pytań. Czy naszemu miastu rzeczywiście potrzebny jest aż tak duży obiekt? Czy nie wystarczyłby na 16-18 tysięcy widzów? No ale skoro jest, to płakać z tego powodu oczywiście nie trzeba. Ale jedno, co gdzieś umyka w debacie publicznej, to rzeczywiste koszty poniesione w związku z budową.
Budowa stadionu miejskiego w Białymstoku bardzo dobrze pokazuje, jak działa tak zwane dofinansowanie ze środków unijnych. I jak bardzo można się cieszyć z faktu tego dofinansowania. Tak się niestety składa, że w rzeczywistości mocno wydrenowano białostoczan z pieniędzy na tę sportową inwestycję. Dodamy w tym miejscu tylko tyle, że w swoim artykule posługujemy się ogólnodostępnymi materiałami, które może znaleźć każdy. Wystarczy tylko ich weryfikacja.
Budowa stadionu rozpoczęła się w czerwcu 2010 roku. Według pierwszych założeń obiekt miał być gotowy w połowie 2012 roku. I miał kosztować ponad 168 mln zł. W ogólnodostępnych materiałach pojawia się również informacja, że 63,7 % tej kwoty miało być dofinansowane ze środków UE, a dokładniej z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podlaskiego.
Budowa z różnych przyczyn przeciągała się w nieskończoność. Nie będziemy jednak się w tym miejscu odnosić do tego w szczegółach, ponieważ temat ten był odrębnie opisywany w mediach i w ostateczności zakończył się nawet postanowieniem sądowym. W każdym razie, po licznych perturbacjach z wykonawcami ,okazało się, że stadion nie będzie zbudowany za 168 mln zł, jak pierwotnie zakładano, ale wszystkie prace pochłoną aż 235 mln zł. I w zaistniałej sytuacji , przy znaczącym wzroście inwestycji, nastąpiło zagrożenie zwrotu dotacji unijnej gdyż pierwotnie inwestycja była traktowana jako tak zwany „projekt mały”, czyli o wartości do 50 mln euro.
Projekt po drodze urósł z „małego” do „dużego”. Ale na szczęście dofinansowania nie trzeba było zwracać. Ostatecznie Komisja Europejska zatwierdziła finansowanie białostockiego Stadionu Miejskiego. Jak podawał Adam Popławski prezes spółki Stadion Miejski, ze środków unijnych mieliśmy otrzymać kwotę 107 mln zł. Dziennikarze „Kuriera Porannego” oficjalnie też taką kwotę potwierdzili, kiedy publikowany był na łamach gazety materiał w tej sprawie. Wydawałoby się nie jest źle, spora kwota, ale problem narastał wprost proporcjonalnie do wzrastających kosztów.
Skąd wziąć pozostałą kwotę i jak uzupełnić brakujące pieniądze? Znaleziono sposób. Prezydent ogłosił wypuszczenie obligacji, których emisja pozwoliła na dokończenie budowy stadionu. Ale przy okazji, po cichutko, podniesiono białostoczanom podatki, które m.in. w jakiejś części pokryły koszty budowy. Między innymi były to podatki od nieruchomości. Doszło oto do sytuacji, że w przeciągu kilku lat, podatki nagle wzrosły nawet o około 1000%! Ludzie płaczą, ale płacą. Nie mają wyjścia. A cena budowy stadionu tymczasem dalej szła w górę. Już się nie mówiło o kwocie 235 mln zł, ale o 250 mln netto! I dość sprytnie podawał ją prezes Popławski, bo dlaczego podawał cenę netto a nie brutto? Może dlatego, że brzmiało to o wiele lepiej niż prawie 290 mln zł? Bo tyle tak naprawdę ta inwestycja kosztowała.
I teraz dochodzimy do rzeczy najciekawszej. A mianowicie dokładnej kwoty dofinansowania budowy stadionu z UE która to wyniosła ni mniej, ni więcej tylko 21 629 063,10 zł! Gdzie pozostałe pieniądze tak szumnie zapowiadane? Niestety nie wiadomo. Z 63,7% dofinansowania unijnego nagle spadło ono do około 14%. Przeliczmy: Całkowita wartość inwestycji to 289 865 680,21 zł, kwota dofinansowania z budżetu państwa to 85 241 725,06zł. Tak więc łatwo policzyć, że każdy z białostoczan, czy to stary czy młody, czy ledwie narodzony, dołożył do stadionu około 1000zł (przyjmując, że jest nas około 290 000).
Pisaliśmy już wielokrotnie, że w Białymstoku ekonomia rządzi się swoimi prawami, nie znanymi pod żadną inną szerokością geograficzną. Białostoczan ogolono z pieniędzy na stadion niemal doszczętnie. Na dodatek co roku wykładamy kolejne miliony na utrzymanie obiektu, który może i jest ładny, ale na pewno jest źle zarządzany – czego liczne przykłady można było zobaczyć choćby w naszych publikacjach. Mamy więc stadion po to tylko, żeby Jagiellonia (żadnej innej drużyny po prostu nie stać na wynajęcie obiektu) mogła rozgrywać swoje mecze, bo nic innego w zasadzie tam się nie dzieje. Prezydent za to ma doskonałe miejsce, gdzie ze swoją świtą ogrzewać się może w świetle przedwyborczych jupiterów.
W tym miejscu należy jeszcze dodać jedną ważną rzecz, która umyka gdzieś w przekazie publicznym. Wciąż trwa dochodzenie prokuratorskie w związku z budową. I nie, nie chodzi tu o finansowanie, ale sposób wykonania. Jeszcze w 2014 roku wpłynęło zawiadomienie o możliwości wykonania wadliwej konstrukcji dachu oraz trybun stadionowych. To postępowanie wciąż nie jest zakończone.
- W nawiązaniu do pytań, uprzejmie informuję, że postępowania, których one dotyczą prowadzone są w sprawie, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów. W każdym w wymienionych śledztw przeprowadzane są sukcesywnie czynności dowodowe. Nie jest znany termin ich zakończenia, jak też potencjalny jego sposób – wyjaśnił naszej redakcji prokurator Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Wydaliśmy na obiekt prawie dwukrotnie więcej niż było mówione białostoczanom jeszcze przed rozpoczęciem inwestycji. Jeśli dodamy do tego fatalne zarządzanie stadionem i kolejne miliony na jego coroczne utrzymanie, to jakoś tak nam wychodzi, że nasz naczelny ekonomista, pobierał nauki ekonomiczne nieznane nigdzie indziej. Niestety, wdrożył je w życie. Bo cała sytuacja z inwestycją stadionową ma tyle wspólnego z ekonomią co świnia z układem międzyplanetarnym. I naprawdę nie wiemy, jak to się ma do oficjalnych zarządzeń prezydenta zawartych choćby w kodeksie etyki urzędnika.
„Pracownicy Urzędu gospodarują środkami publicznymi i mieniem Miasta w sposób racjonalny, oszczędny i efektywny” – czytamy w artykule 11 Kodeksu Etyki Urzędnika.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że stadion miastu był potrzebny, tak samo jak potrzebna jest hala widowiskowo-sportowa, czy lotnisko. Najważniejsze to jest jednak liczyć siły na zamiary i nie narażać mieszkańców na dodatkowe koszty. Należy mądrze i rozsądnie wydawać publiczne pieniądze, a poza tym szukać innych alternatywnych źródeł finansowania, tak jak to wygląda w krajach wysoko rozwiniętych. Unijne środki, jak widać na przykładzie stadionu, nie zawsze są takimi źródłami, skoro w konsekwencji na budowę stadionu wydrenowano niemal do cna kieszenie białostoczan. A przecież miało być tak pięknie.
(Bernard Tymiński i Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Przemysław Sarosiek)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie