Reklama

Strach jest nawet wyjść do sklepów

08/06/2017 15:37

Jeszcze w ubiegłym tygodniu do naszej redakcji zaczęły spływać dramatyczne maile od mieszkańców ulicy Ostrowieckiej, Kopernika i Angielskiej. W związku z pożarami, jakie wybuchały tam w ostatnich czasach, ludzie proszą o pomoc i zwiększenie patroli w tej okolicy. W obawie o własne życie boją się nawet wychodzić do sklepu.

Na kilku uliczkach na osiedlu Bema mieszka już niewiele osób. Drewniane domy to często ich całe życie oraz majątek. Tam mieszkają, tam mają ogrody, zieleń i wspomnienia – bardzo często jeszcze z dzieciństwa. Do niedawna panował tam spokój, nie dochodził hałas od ruchliwych ulic, wszyscy się znali. Niestety, ten spokój został zaburzony blisko dwa lata temu. Wówczas pojawiła się informacja, że część mieszkańców musi opuścić domy, ponieważ białostocki magistrat zaplanował budowę uliczki osiedlowej, zaś obok przedsiębiorca budowlany będzie budował bloki mieszkaniowe. Ludzie zostali wywłaszczeni, inni podjęli walkę o swoje domy. I walczą po dziś dzień.

W ostatnich tygodniach jednak niepokój jest znacznie większy i to nawet wśród tych, których nie objęto wywłaszczeniem. W pobliżu zaczęły wybuchać pożary, jeden za drugim, w biały dzień. Mieszkańcy są przerażeni. Są również bezradni, bo nie wiedzą jak to się dzieje, nie wiedzą kiedy znów pojawi się ogień i czy tym razem nie obejmie ich domu. Do tej pory paliły się wyłącznie obiekty, w których nikt nie mieszkał. Z tym, że pożar w ciepłe dni może szybko rozprzestrzenić się dalej. A przecież drewniana zabudowa pali się błyskawicznie.

- Boję się wychodzić nawet do sklepu, nie mówiąc już o dłuższej nieobecności, zostawiając dom i rodzinę, bo w każdej chwili coś może się im stać. Mało nas na ulicy zostało. A jak widać podpalacz nie przejmuje się losem ludzi, bo podpalane są nawet budynki, które leżą bardzo blisko zamieszkanych domów – napisał do naszej redakcji jeden z mieszkańców tej dzielnicy.

Praktycznie wszyscy mieszkający przy Ostrowieckiej i Angielskiej, ale również przy Kopernika, mówią o podpalaczu. Uważają, że ktoś celowo wznieca pożary. Nikt nie wierzy w samozapłony. Ludzie boją się jednak publicznie powiedzieć, kogo podejrzewają, ponieważ obawiają się zemsty i kolejnych pożarów. Inna sprawa, że są to tylko domysły, którymi część mieszkańców podzieliła się z policją. Bo trzeba dodać, że policja wszczęła dochodzenie w sprawie pożarów. Ale mieszkańcy nie są delikatnie mówiąc zachwyceni działaniami mundurowych.

- Rozmawiałem z policją po poprzednim podpaleniu, aby zainteresowali się tą sprawą. I dzielnicowy podczas niedawnej rozmowy obiecał wzmożone patrole, jednakże bardzo rzadko widzę tu radiowozy. Jeśli już, to przejeżdżające taką prędkością, że i tak nic nie zauważą. Do tego patrole były tylko na początku. I widzą państwo, policja przestała się interesować, to i znów podpalili – komentował po ostatnim pożarze jeden z mieszkańców osiedla.

Mieszkańcy uważają, że patroli policyjnych powinno być więcej i w rejon powinni się też udać policjanci w strojach cywilnych. Przede wszystkim po to, aby podpalacze nie wiedzieli, że mogą być obserwowani. Na razie od kilku dni pożary nie wybuchają. Co wcale nie uspokaja ludzi z tego osiedla. Wciąż żyją w niepokoju, boją się opuszczać domy, a nawet boją się spać w nocy. Niektórzy w domach pełnią całonocne dyżury, aby inni członkowie rodziny mogli się przespać spokojnie. Z tym, że przecież tak ciągle żyć się nie da. Kiedyś trzeba będzie wyjść, wyjechać, spać. Nie sposób ciągle czuwać.

Na razie nic nie wiadomo. Policja nie ma i nie będzie miała łatwego zadania. Bo jeśli faktycznie w tym miejscu grasuje podpalacz, to znaleźć go łatwo nie będzie. Przynajmniej mieszkańcy osiedla mówią, że za 200-300 złotych niejeden się zdecyduje na podpalenie. Ludzie mówią o bezdomnych, dla których takie kwoty to bardzo dużo, wręcz majątek i nie zawahają się kolejny raz podłożyć ogień. Bez względu na to, czy ktoś z sąsiedztwa może na tym ucierpieć.

- Pożary zaczęły się też na ul. Angielskiej, ul. Bema i ostatnio 11 maja obok mego domu na ul. Ostrowieckiej. My mieszkańcy ulicy Ostrowieckiej przeżyliśmy horror, jesteśmy przerażeni, że te pożary w niewielkich odstępach czasu wybuchają obok zamieszkałych domów. Zabudowa pobliskich uliczek jest drewniana, co jeszcze potęguje grozę tego się dzieje w naszej dzielnicy – pisze na naszej stronie internetowej jedna z osób tej dzielnicy.

- Przecież w tych domach mogą być dzieci. Nikt nie zważa na nasz los, a my boimy się zasypiać, by nie spłonąć żywcem – komentuje w mailu do naszej redakcji kolejna osoba.

Coraz więcej osób mówi i pisze w sieci, że gdyby w tej części miasta zmienić plany miejscowe, które zakazałyby wznoszenia zabudowy wielorodzinnej, skończyłyby się pożary. Ludzie piszą także do nas, że spalenie drewnianych domów jest znacznie tańsze niż ich rozbiórka. Gdyby plany zmieniono, to też skończyłyby się także „wizyty domowe” z propozycjami odkupienia nieruchomości w zamian za mieszkanie w nowoczesnym bloku. Ci, którzy mieszkają w drewnianych domach przy Angielskiej, czy Ostrowieckiej, nie są jednak zainteresowani takimi transakcjami. A przynajmniej nie wszyscy.

- Ten domek z ogrodem to wszystko, co mam. Nie mam zamiaru zamieniać domku z ogródkiem na klatkę, nawet gdyby była najbardziej złota i luksusowa. Tu mam swoje luksusy – mówi jedna z osób mieszkających przy Angielskiej.

Życie w ciągłym strachu jest przerażające. Mieszkańcy osiedla piszą do różnych redakcji dramatyczne maile z prośbą o zainteresowanie się tematem, podjęcie interwencji. Na pewno nagłaśnianie sprawy może odstraszyć potencjalnych sprawców podpaleń, tylko nie wiadomo na jak długo. Większość piszących do nas, przypomina niedawne pożary na Bojarach, które skutecznie wykurzyły ludzi opornych na różnego rodzaju oferty zamiany nieruchomości tudzież jej sprzedaży.

W zasadzie trudno spotkać kogokolwiek, kto wierzyłby w przypadki dotyczące pożarów przy Angielskiej czy Ostrowieckiej. Mieszkańcy tych ulic mówią jednym głosem – że chodzi o wywołanie strachu, paniki, żeby ludzie sami doszli do wniosku, że mieszkanie w tej okolicy jest udręką i najlepiej sami chcieli się przeprowadzić gdzieś indziej. Teraz cała nadzieja w rękach śledczych, którzy będą musieli ustalić co się działo w ostatnich tygodniach przy Bema. Nadziei mieszkańcy upatrują również w zmianach planów miejscowych, żeby w tej okolicy nie można było budować bloków. Ta decyzja akurat leży w rękach prezydenta i radnych.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Marcin Iliaszuk)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do