Reklama

Straż Graniczna ma własne służby medyczne i sprzęt. Tymczasem grupa lekarzy chce zostawić polskich pacjentów i pomagać nielegalnym imigrantom

08/10/2021 15:37

Słyszał ktoś apel grupy lekarzy, kiedy domagali się od ministra dopuszczenia ich do pacjentów w czasie poprzednich fal epidemii, żeby nie leczyć poprzez teleporady, bo w ten sposób ludzie umierają? Jeśli ktoś słyszał, niech da znać, bo nam nie jest znany ani jeden taki przypadek. Do teraz. Z tym, że grupa lekarzy żąda dopuszczenia ich do leczenia pacjentów za naszą wschodnią granicą.

Przynajmniej tak należy rozumieć ich apel skierowany akurat do ministra Mariusza Kamińskiego, choć grupa lekarzy i ratowników medycznych zapewne będzie twierdziła, że chce pomagać w Polsce. Tuż przed weekendem bowiem w sieci pojawił się wpis z zamieszczoną dokładną treścią listu, właśnie tego skierowanego do ministra Kamińskiego. Podpisało go łącznie 21 medyków. Domagają się wpuszczenia ich do strefy stanu wyjątkowego, aby mogli nieść pomoc potrzebującym.

Kilka minut temu, za pośrednictwem ePUAP, złożyliśmy w gronie 21 medyków wniosek do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji o umożliwienie nam wjazdu do strefy stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią. Chcemy pomagać obecnym tam osobom, których życie i zdrowie jest zagrożone. Deklarujemy, że zorganizujemy całą logistykę, będziemy poruszać się oznakowanymi ambulansami i przestrzegać przepisów prawa. Według nas rozporządzenie w sprawie stanu wyjątkowego nie zabrania nam takiej działalności” – napisał jeszcze w miniony piątek, 24 września, na swoim profilu facebookowym Jakub Sieczko, lekarz.

Z tym, że ci potrzebujący znajdują się na Białorusi, a nie w Polsce. I to dlatego wcześniej, kiedy jeszcze stan wyjątkowy nie obowiązywał, a aktywiści z fundacji Ocalenie wzywali karetkę do ponoć pilnie potrzebującej pomocy medycznej osoby, Pogotowie Ratunkowe odmówiło przyjazdu, ponieważ nie mogło wjechać na terytorium Białorusi. Wówczas nawet rozpętała się histeria, która trwała ze 2 dni. Fundacja Ocalenie alarmowała o tragicznej sytuacji zdrowotnej jednej z kobiet, która miała koczować pod Usnarzem Górnym. Zaś stan zdrowia innych ponad 20 osób też miał być niepokojący, bo jedli liście i pili brudną wodę z sadzawki – taką informację przynajmniej przekazała fundacja Ocalenie.

Pięćdziesięciodwuletnia Pani Gul niebawem umrze na oczach piątki swoich dzieci. Potrzebny jest ratunek TERAZ” – to był wpis fundacji Ocalenie z 24 sierpnia 2021 r.

Pięćdziesięciodwuletnia Pani Gul niebawem umrze na oczach piątki swoich dzieci. Potrzebny jest ratunek TERAZ.

— Fundacja Ocalenie (@FundOcalenie) August 25, 2021

- Konieczne jest natychmiastowe dopuszczenie do niej lekarza i jej hospitalizacja. Dotychczas karetki i osoby, które chciały udzielić pomocy medycznej przebywającym w tym obozowisku, nie były do nich dopuszczane przez polskich funkcjonariuszy – to już słowa prezesa Fundacji Ocalenie Piotra Bystrianina.

Od tego czasu minął ponad miesiąc i Pani Gul jednak nie umarła na oczach swoich dzieci. Na dodatek cały czas ma siedzieć dokładnie w tym samym miejscu, gdzie miesiąc temu i z takim samym dokładnie stanem zdrowia. A przynajmniej tak wynika z ostatniego wpisu tej samej fundacji Ocalenie oraz nagrania zamieszczonego przez aktywistów w mediach społecznościowych sprzed kilku dni.

21 września, rozmowa z Gul: Siedzimy między drutami Polski i Białorusi. Co mamy zrobić? Wiecie w czyich rękach jest Afganistan. Pełne nagranie rozmowy z Gul” – brzmi wpis.

21 września, rozmowa z Gul: Siedzimy między drutami Polski i Białorusi. Co mamy zrobić? Wiecie w czyich rękach jest Afganistan. Pełne nagranie rozmowy z Gul: https://t.co/7ur9g3WUIo

— Fundacja Ocalenie (@FundOcalenie) September 21, 2021

To tylko niewielki przykład dezinformacji, jakimi raczą nas aktywiści i zresztą nie tylko tej organizacji, bo także i innych. W każdym razie znalazło się trochę osób, które ulegają histerii lub zwykłym kłamstwom. Co było powodem, dla którego swoją pomoc zadeklarowało 21 medyków, którzy wystosowali list do ministra Mariusza Kamińskiego, aby wydał zgodę na ich wjazd do strefy stanu wyjątkowego pod granicą, nie wiemy. Być może faktycznie chcą pomagać osobom tej pomocy potrzebującym. Z tym, że te osoby znajdują się przede wszystkim na Białorusi i medycy zamiast pisać do polskiego ministra, powinni byli złożyć w ambasadzie Białorusi wnioski o wizy.

Skąd taka teza? Stąd, że na miejscu, po polskiej stronie, są medycy i sprzęt medyczny, są też karetki i wszystko co niezbędne do udzielania pomocy nielegalnym imigrantom, jeśli będą oni wymagali pomocy medycznej już na terytorium Polski. Zresztą w czasie trwającego obecnie kryzysu pod granicą z Białorusią, pogranicznicy pomagali wielokrotnie osobom wymagającym pomocy medycznej. Dlatego, że wśród pograniczników są ratownicy medyczni, pojazdy ratownictwa medycznego, ale nade wszystko funkcjonariusze polskiej straży granicznej są przeszkoleni z udzielania pierwszej pomocy. Podobnie jak żołnierze i policjanci, którzy są na miejscu.

Wracam właśnie z dyżuru w szpitalu powiatowym. Chcecie wiedzieć jaki stan ?

1. Interna - w piątki 2 lekarzy na oddziale, oblozenie do 50 pacjentów. Biorę dodatkowe dyżury za kolegę któremu w wieku 33 lat pękł tętniak w głowie. Może się mylę ale myślę że ma to coś wspólnego z takim systemem dyzurowania 3 doby-dzień przerwy- 2 doby- dzień przerwy itd... 

2. Chirurgia - ordynator dostał zawału serca (podobna sytuacja jak z kolegą wyżej). Zastępca pojechał na Białorus zenic syna. W tej sytuacji na oddziale został JEDEN CHIRURG, który, uwaga .....

3. Ma też dyżury na ginekologii. Serio. Ginekologow na oddziale brak.

Jeśli ktoś nie dowierza z miłą chęcią wrzucę mu zdjęcie grafiku dyżurów szpitala.

Chcielibyście żeby wycinal wam wyrostek lekarz który kończy 4 dobę dyżuru? Albo żeby wasza mamę obsługiwał w szpitalu doktor który od rana nie dał rady się wysikac ? Jak myślicie jaki to ma wpływ na jakość pracy ? Doświadczeni specjaliści, dużo mądrzejsi ode mnie robią błędy, oddają byle jakie karty wypisowe, bo już nie mają siły.

Wcale im się nie dziwię” – to wpis w mediach społecznościowych jednej z lekarek z Białegostoku, która wpisała się na listę 21 medyków, którzy chcą jechać pod granicę polsko – białoruską.

Pomijając już fakt, że sama ona pisze, że lekarzy jest za mało, a za chwilę może być ich jeszcze mniej, gdy wyjadą pod granicę, to jeszcze jest druga strona tego medalu. Być może polski pacjent płacący podatki na funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia w Polsce się nie liczy tak bardzo, jak pacjent, który próbuje nielegalnie dostać się do Polski. Bo ten nie polski przecież pacjent powinien pomoc medyczną dostać od Białorusi, która sama go sprowadziła na swoje terytorium.

W komentarzach wrze pod postem dotyczącym akcji polskich medyków, którzy chcą jechać pod granicę. Ludzie są zbulwersowani tym, że polskim pacjentom serwowana była przez długi czas teleporada, bez możliwości osobistej wizyty i kontaktu, co zresztą wielu lekarzy z powodzeniem praktykuje do dziś. Są także głosy wspierające pomysł grupy medyków, którzy chcą zostawić polskich pacjentów, żeby zająć się cudzoziemcami. Jak wynika z tych właśnie wpisów, zdecydowana większość komentujących nie ma nawet pojęcia o tym, że straż graniczna posiada własne służby medyczne oraz odpowiedni sprzęt do ratowania życia i zdrowia ludzkiego.

Dodamy w tym miejscu tylko jedną rzecz. Zdjęcie zamieszczone na górze strony, jako grafika do tego artykułu, pokazuje jedną z karetek zakupioną przez województwo podlaskie dla Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: wrotapodlasia.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do