Bartłomiej Andruk zwolnił właśnie stanowisko dyrektora Departamentu Edukacji w Urzędzie Marszałkowskim. Obecnie przebywa na urlopie do końca kwietnia. Później odbierze dokumenty i pożegna się z urzędem definitywnie.
Ponoć to powody osobiste skłoniły Bartłomieja Anruka do złożenia wypowiedzenia z pracy. Taką informację przynajmniej otrzymaliśmy z biura prasowego marszałka województwa podlaskiego. Jak poinformowała nas Urszula Arter – dyrektor departamentu wypowiedzenie złożył sam i nikt go z pracy nie zwalniał.
Jednak naszym zdaniem, za złożeniem wypowiedzenia najprawdopodobniej stoi sprawa szkoły, którą nadzorował w imieniu organu prowadzącego. Chodzi o Szkołę Policealną nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku, której była szefowa niedawno usłyszała aż 444 zarzuty korupcyjne.
Jak informują nas byli pracownicy tej pechowej szkoły, Andruk o wszystkim, co tam się działo latami, wiedział od dawna. Teraz za papiery i wszystkie osoby związane z oskarżoną byłą dyrektorką – Barbarą R. – ostro zabrały się organy ścigania. I być może nie chcąc ponosić konsekwencji służbowych, szef Departamentu Edukacji, wolał zwolnić się sam z dotychczasowego miejsca pracy. Pracownikiem ma pozostać tylko do 30 kwietnia tego roku.
- Pan Andruk o wszystkim wiedział, co się działo w szkole. Był informowany o nieprawidłowościach, podobnie jak członkowie zarządu, z marszałkiem województwa włącznie. Nie zrobił nic w tej sprawie. Nie wykazał zainteresowania, że w szkole może dochodzić do korupcji i łamania prawa – informują nas byli pracownicy szkoły z Ogrodowej w Białymstoku.
Właściwie od samego początku, jak tylko oskarżona obecnie była dyrektorka objęła swoje stanowisko, zaczęły się dziać rzeczy, które zdecydowanie mogły wykraczać poza normalną działalność placówki edukacyjnej. Począwszy od zatrudniania znajomych i członków rodziny bez wymaganych kwalifikacji, po obowiązek dzielenia się z panią dyrektor przyznawanymi pracownikom premiami i nagrodami. Nikt nad tym nie panował, nikt nie sprawdzał, a skargi pracowników były przyjmowane jedynie do wiadomości. Przyjmował je do tej tak zwanej wiadomości przede wszystkim były marszałek województwa podlaskiego – Jarosław Dworzański i odpowiedzialny wówczas za edukację w zarządzie województwa – Jacek Piorunek. Przyjmować miał je również i Bartłomiej Andruk.
- Wiemy, że prokuratura prowadzi intensywne śledztwo. Wygląda na to, że za sprawę zabrali się solidnie. Sprawdzają wszelkie dokumenty. Z tego, co nam wiadomo, zostały zabezpieczone arkusze szkolne, protokoły i cała masa innych dokumentów – mówią nam byli pracownicy szkoły, którą nadzorował Andruk.
Sprawy nie udało się zamieść pod dywan, choć patrząc na poczynania członków zarządu województwa, taki mógł być zamiar. Krótko po wybuchu afery korupcyjnej marszałek województwa podlaskiego podjął decyzję o likwidacji placówki. W czym przyklasnęli mu pozostali członkowie zarządu i radni koalicyjnych klubów Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Ostatecznie dzięki wytężonej pracy mundurowych z Białegostoku, była dyrektorka placówki, usłyszała w sumie aż 444 zarzuty przyjmowania łapówek! Za to przestępstwo grozi od 6 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności. Teraz policjanci wyjaśniają dokładne okoliczności całej sprawy, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ. Funkcjonariusze nie wykluczają też, że może ona mieć charakter rozwojowy. Postaramy się dowiedzieć, jak dalece prowadzone są działania śledczych oraz czy Bartłomiej Andruk, pozostaje w zainteresowaniu organów ścigania.
Komentarze opinie