
Jest już po wyborach więc trzymajmy się wszyscy za portfele, bo rządzący kombinują. Ludzie ekscytują się wypadkami na granicy, śmiercią dwóch żołnierzy i aresztowaniem trzech kolejnych i przeoczyli, że rządzący po cichutku wprowadzają nam przepisy, które oskubią nas z naszych pieniędzy? I proszę bez wycieczek osobistych, że PiS też podnosił podatki. Przypominam, że PiS-u już od pół roku nie ma przy władzy. Rządzi uśmiechnięta koalicja, która nieba nam chce przychylić. I im bardziej się stara tym bardziej jej nie wychodzi.
Kilka dni temu Białystok kopnął niebywały zaszczyt: przyjechał do nas premier Tusk wraz z ministrami. Dodatkowo nawiedził nas też prezydent Duda. Obradowali nad tym jak zrobić, żeby nam było bezpieczniej. Nagadali się jak nigdy i wyszło to co zawsze czyli nic. Politycy wymyślili, że cywilom nie wolno zbliżać się do granicy na kilkaset metrów choć to żołnierzy zginęli z rąk migrantów, a nie cywile. Poinformowali, że teraz to karabiny wydano żołnierzom, żeby mogli strzelać jak im coś zagraża (nawet, gdyby byli to migranci, którzy od grudnia z lekarzy i inżynierów z żonami i dziećmi zmienili się w młodych osiłków), choć ani jedna litera prawa się nie zmieniła od marca, kiedy aresztowano za to kilku wojaków. Czyli jest jak było, ale politycy wyjechali z Białegostoku z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku. Mieli się tutaj zająć jeszcze jedną sprawą: podwyżką płacy minimalnej. Zrobili to kilka dni później w Warszawie. I wymyślili, że od 1 stycznia minimalne wynagrodzenie będzie wynosiło 4626 zł brutto. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda fajnie i aż się chce uśmiechnąć tak jak uśmiechnięta jest koalicja rządowa. Ale jak się temu przyjrzeć dokładniej czar pryska: bo od tej kwoty potrącona zostanie nie tylko składka na ubezpieczenia społeczne, ale także zaliczka na podatek dochodowy. A ten - choć pewien dżentelmen obiecywał co innego - nadal będzie wysoki, bo kwota wolna od podatku pozostała bez zmian. A to oznacza, to że politycy będą mieli więcej kasy do dzielenia, choć to dla przeciętnych Kowalskich wzrosła płaca minimalna. Dlaczego? To proste: pracujący na etacie za minimalną krajową dostaną na rękę 3 483,51 zł (obecnie 3221,98 zł). Kto zyska najwięcej? ZUS i fiskus czyli to o czym decydują politycy. W sumie ze wzrostu płacy minimalnej z 4242 do 4626 złotych (czyli ze wzrostu o 384 złocisze) do naszej kieszeni trafi więcej o 261,53 zł. Prawie jedna trzecia z podwyżki wypłacanej nam przez pracodawców trafi do dyspozycji rządu.
I tutaj kłania się jedna ze stu niedotrzymanych obietnic przedwyborczych zwanych dla niepoznaki konkretami. Podwyżka minimalnego wynagrodzenia sprawia, że nawet najsłabiej zarabiający rodacy mają niemal pewność, że przekroczą kwotę 30 tysięcy złotych, która to suma jest wolna od podatku. Oznacza to, że choć zarabiają minimalną krajową to muszą ten podatek zapłacić. W jaki sposób? Ano doliczmy sobie do wypłaty tak zwane świadczenie stażowe (do 20 procent wynagrodzenia zasadniczego) i jakąś nagrodę lub premię i przekroczenie kwoty wolnej od podatku już jest pewne. Wszystkim, którzy wpadną na pomysł, że poprzednie rządy były gorsze przypomnę, że w latach 2008-21 kwota wolna od podatku była poziomie żartu czyli sumy 3 091 złotych. Tylko tyle można było zarobić w ciągu roku, aby nie zapłacić PIT-u. To więcej niż obecnie jednomiesięczne wynagrodzenie na poziomie minimalnym.
W kilku wywiadach politycy uśmiechniętej koalicji ogłaszali, że nie da się dotrzymać wszystkich przedwyborczych obietnic. Nie jestem zdziwiony: w sumie jak się złożyło setkę przyrzeczeń to ciężko je nawet zapamiętać, a co dopiero dotrzymać. Naiwni frajerzy (przepraszam jeżeli kogoś dotknąłem ale niestety takie są fakty), którzy wierzyli w ich dotrzymanie sami są sobie winni. Nie dziwi mnie zatem, że większości obietnic się nie dotrzymuje. To co mnie naprawdę wkurza to przede wszystkim to, że nie dotrzymywane są przede wszystkim te obietnice, na których przeciętny Kowalski zaoszczędziłby (lub zarobił) parę złotych. Od chwili, gdy zły PiS stracił władzę, a zaczęli rządzić praworządni i prawdomówni to ceny nie zmalały, paliwo nie potaniało, progi podatkowe nie zostały zwiększone, 30-procentowe podwyżki dla nauczycieli okazały się brutto, a nie netto, a wszelkie tysiące stypendiów dla studentów, akademiki za złotówkę i kredyty mieszkaniowe zero procent nawet nie pojawiły się na horyzoncie myślowym. Nawet tony śniętych ryb w Odrze nie budzą takich emocji ekologów jak w czasach, kiedy mordowali je ci zbrodniarze spod znaku Kaczafiego. I tylko po staremu w TVP dowiesz się, że „Polacy ciągle się bogacą. Wzrasta liczba dobrze i bardzo dobrze zarabiających”, a w TVN, że wszystkiemu co złe winny jest PiS. Tak samo jak rok temu TVP twierdziło, że wszystko co złe to była to wina Tuska.
I w sumie nawet nie żałuję, że jednak nie podwyższyli kwoty wolnej od podatku ani progów podatkowych, bo jestem dziwnie pewien, że przy okazji nasi rządzący wprowadziliby coś takiego, że i tak to oni dostaliby z tego najwięcej. Jak mawiał nieświętej pamięci klasyk Jerzy Urban - rząd się zawsze jakoś sam wyżywi.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie