Reklama

To jest plan na miarę miasta wojewódzkiego?

11/07/2017 15:37

Nie minął jeszcze rok, a już trzy razy Białystok bardzo poważnie został zalany. Wydawało się, że ktokolwiek zechce sprawdzić, czy nie grożą nam kolejne zalania i podtopienia. Tymczasem powstał plan, który przedstawił kilka dni temu prezydent Białegostoku. Okazuje się, że uchronić mieszkańców przed zalaniami mają patrole policji i straży miejskiej, które nie wpuszczą kierowców na zalane ulice. To tyle.

W lipcu ubiegłego roku, w maju tego roku i ponownie w czerwcu, nasze miasto zostało zalane. Ludzie ponieśli straty, niektórzy wielotysięczne. Starty zostały wyrządzone także w infrastrukturze miejskiej, w obiektach użyteczności publicznej oraz w wielu innych miejscach, które trzeba będzie naprawić. Dziś wiadomo, że takie sytuacje będą się powtarzały częściej. Ale tego urzędnicy z prezydentem na czele nie chcą wiedzieć, a najlepiej, żeby nikt o nich nie mówił i jakoś to będzie.

Polityka „jakoś to będzie” prowadzona jest w naszym kraju od wielu lat. Najgorsze jest to, że nikt nie ponosi za nią odpowiedzialności. W Białymstoku także widać wyraźnie, że po swoistych potopach, które nastąpiły w krótkich odstępach czasu, nie ma ani winnych, ani refleksji, że coś ktoś popsuł i że to co popsute trzeba naprawić. Prezydent pochwalił się już dzień po ulewie, że ma plan na takie sytuacje. Tym planem jest przede wszystkim wysyłanie patroli mundurowych do miejsc, które są zalewane za każdym razem. I to jest plan na miarę miasta wojewódzkiego.

- Jeżeli będzie prognozowany opad powyżej 30 milimetrów czy to 30 litrów na metr kwadratowy, wtedy już prewencyjnie służby będą starały się wcześniej te miejsca, które mamy zdiagnozowane, będą obstawiane, aby straty były jak najmniejsze. Przede wszystkim po to, aby mieszkańcy, czy też inni użytkownicy dróg tam nie wjeżdżali – powiedział Tadeusz Truskolaski dzień po ostatnim zalaniu Białegostoku.

To jak dotąd cały plan wymyślony przez blisko rok. Bo o podjęcie działań w temacie zalewania miasta apelowali do prezydenta radni jeszcze w ubiegłym roku. Pytali, czy prezydent Białegostoku dysponuje aktualnymi danymi dotyczącymi stanu kanalizacji deszczowej białostockich ulic, prosili także o uregulowanie stosunków wodnych przede wszystkim w Parku Antoniuk. Bo tak się składa, że Park Antoniuk był zalewany już wcześniej i to przy praktycznie każdych większych opadach deszczu. Zjawisko nasiliło się, kiedy przebudowana została ulica Wierzbowa. Teraz nawet ulica jest zalewana. Zalewana jest również Branickiego, po tym jak pojawiła się tam wysoka zabudowa. Za to od bardzo wielu lat zalewane jest skrzyżowanie przy Piastowskiej. I to wszystko oraz inne miejsca teraz nie stanie pod wodą dzięki temu, że wjazdy na arterie będą pilnowały służby mundurowe.

Prezydent bez pardonu oskarżył radnych PiS o zalanie miasta, bo przełożyli punkt z porządku obrad na nieco ponad tydzień do dyskusji. Na dodatek przełożyli go dlatego, że w tym punkcie, chcieli zapisać więcej pieniędzy na badania hydrologiczne. To też źle. Zastanawiamy się gdzie był prezydent, w jakim mieście urzędował rok temu, dwa lata temu, pięć lat temu i osiem lat temu, kiedy w naszym mieście zaczęły się pojawiać kłopoty z zalewaniem i podtopieniami. Wspomniany Park Antoniu, do którego przylgnęła już nazwa, którą wymyśliła nasza redakcja – Aquapark Antoniuk, rondo na Piastowskiej czy tunel na Wasilkowskiej, to tylko niektóre miejsca, w jakich zawsze zbierała się woda od wielu lat. Gdzie przez tyle lat był prezydent, jego wszystkie służby włącznie z mundurowymi, że nie udało się niczego poprawić? Teraz sytuacja jest dramatyczna, a będzie jeszcze gorzej.

- Złożyłem do prezydenta interpelację w związku z corocznym zalewaniem parku Antoniuk, o uregulowanie stosunków wodnych, tutaj przy Wierzbowej. Park ma służyć celom rekreacyjno – sportowym, a w tym wydaniu to chyba tylko jako wielki basen dla mieszkańców – mówił jeszcze w lipcu zeszłego roku radny Henryk Dębowski.

- Myślę, że zdajemy sobie sprawę, że nie tylko takie czyste tereny zalewowe będą zalane. Ale my również musimy być gotowi na to, że taka ulica, jak ulica Wierzbowa, przy bardzo dużym opadzie, też może być zalana. I powiem tak – niech ona będzie zalana, ale nie będą zalane piwnice czy garaże mieszkańców – tak za to mówił na koniec maja do radnych Adam Poliński, zastępca prezydenta Białegostoku.

I to zdanie doskonale obrazuje myślenie urzędników białostockiego magistratu. Niech nie zalewa mieszkańców, niech zalewa nasz miejski i jedyny w świecie Aquapark Antoniuk. Bo nikomu do głowy nie przyszło, że ani Antoniuk, ani Wasilkowska, ani Branickiego, ani inne miejsca nie powinny być w ogóle zalewane. Oczywiście zdarzą się sytuacje nadzwyczajne i w takich przypadkach nie pomoże żaden, nawet najlepszy plan. Z tym, że przez lata nie zrobiono kompletnie nic, żeby wyeliminować jakkolwiek takie sytuacje, które są znane, powtarzalne i na dodatek będą się powtarzać.

Plan też jest taki, że radni zapisali w budżecie miasta pieniądze na uregulowanie stosunków wodnych we wspomnianym już Aquaparku Antoniuk. W efekcie pieniędzy nie wydano, bo urzędnicy doszli do wniosku, że to teren zalewowy. Więc na terenie zalewowym postanowili zlokalizować park i dołożyli do niego obiekty rekreacyjne. Wszystko po to, żeby po parku można było spacerować pontonem po każdych opadach deszczu. Milczeniem można pominąć brak logiki w organizacji przestrzeni publicznej, w której zezwala się na budowę różnych obiektów, które powodują zbieranie się wody. Zanim nie pojawiła się zabudowa w postaci galerii handlowej i wieżowców przy Jurowieckiej, ulicą dało się normalnie przejeżdżać. Jak to wygląda po ostatnich ulewach widać na naszych filmikach, które mają tysiące wyświetleń.

- Mieszkam przy Jurowieckiej prawie 40 lat i nigdy wcześniej takich komedii nie było. Nigdy. Ktoś spartaczył robotę i teraz jest bajoro po każdym deszczu – mówi naszej redakcji pani Nina, mieszkająca w jednym ze starych bloków przy Jurowieckiej.

Wydaje się, że nikt nie popatrzył z refleksją, że burze, które przechodziły nad Białymstokiem w ubiegłym roku, dwukrotnie w tym roku, przechodziły także w bliskim sąsiedztwie naszego miasta. Jak to jest możliwe, że problemów z zalaniami nie było tuż poza rogatkami Białegostoku? Widocznie nastąpił cud. Jednak z naszego punktu widzenia, to nie żaden cud, ale zwyczajnie woda miała i gdzie spływać i miała w co wsiąkać. W Białymstoku to jest niemożliwe. Bo ktoś pozwolił na taką organizację przestrzeni, że efekty widzieli wszyscy już kilka razy.

Jeśli prezydent ma taki plan w związku z zalaniami, że ustawi służby mundurowe na terenach, w których każdorazowo dochodzi do zalania, to można oczekiwać, że przynajmniej te służby wyposaży we wiaderka, którymi będą zbierać i wynosić wodę gdzieś dalej. Wciąż pozostaje jednak kwestia zalanych domów, ogródków działkowych, bloków, piwnic, sklepów, obiektów publicznych. Rozumiemy, że padający deszcz zwyczajnie przestraszy się panów w mundurach i pójdzie sobie wówczas padać gdzieś indziej. W naszej opinii jednak taki plan to brak planu. I należy natychmiast zająć się poprawą sytuacji, zanim będzie gorzej, a że będzie – wystarczy poczytać TUTAJ. Pisaliśmy dość szeroko, co jest przyczyną i jak można temu zaradzić. O tym, że sytuacja się pogarsza można zobaczyć na filmiku, który został nagrany jeszcze w 2008 roku. Było to jedno z niewielu miejsc notorycznie zalewanych. Nie zostało poprawione do chwili obecnej. Za to w międzyczasie przybyło tylko wielu innych.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: nadesłane przez czytelnika)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do