
Co ja słyszę niedawno? Okazało się, że Białystok jest taki ubogi w grunty, że już nawet nie ma gdzie mieszkań komunalnych budować. Myślę sobie, no przecież miasto mocno, gęsto zaludnione, to może faktycznie trochę tych gruntów mało. Ale za chwilę przychodzi olśnienie – deweloperom jakoś gruntów wystarcza. Więc, o co tu chodzi?
Stare polskie powiedzenie mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo – chodzi o pieniądze. I dokładnie tak samo jest w przypadku gruntów, na których mogłyby zostać wybudowane mieszkania komunalne. Mieszkania, z budżetu państwa, a nie miasta. Można by było zaoszczędzić kilkadziesiąt milionów, może więcej, ale prezydent zawsze uznaje, że dziadował nie będzie i że nas zawsze stać. Czy to wybudować ulice dla TIR-ów, czy pobudować mieszkania komunalne za pieniądze białostoczan. Stać nas i już. Znalazł zatem wytłumaczenie, że Białystok nie ma gruntów i z programu rządowego Mieszkanie Plus korzystać nie będzie, przynajmniej na razie. Co później?
Może znajdzie jakieś grunty jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A to możliwe, bo zgodnie z udowodnioną już tezą naukowców, nasz Wszechświat się rozciąga. Najprawdopodobniej do prezydenta dotarła taka informacja, a że jest profesorem, pewnie sam już wydedukował, że rozciągnie się nie tylko terytorialnie nasze miasto i grunty się znajdą pod mieszkania komunalne, ale także i budżet się rozciągnie… wraz z pieniędzmi. W każdym razie, ja zakładam taki wariant, jako bardzo prawdopodobny, bo innych pomysłów zwyczajnie mi brak. Jeszcze ewentualnie wchodziłby w grę pomysł, ze prezydent brzydzi się pieniędzy od rządu PiS-u. No ale przecież Pecunia non olet – czyli – pieniądze nie śmierdzą. A to, że pieniądze żadne mu nie śmierdzą, prezydent udowadniał już tyle razy, że ten wariant w zasadzie odpadł jako jeden z pierwszych. Innych nie znalazłam. Przynajmniej w tej sferze.
Pojawiła się za to inna sfera, która nakierowała mnie na pewien pomysł, dlaczego prezydent nie zdecydował się na sięgnięcie po pieniądze rządowe na Mieszkanie Plus. Wyjaśnię tylko w tym miejscu tym wszystkim krzykaczom, którzy będą zaraz drzeć się, że to nasze pieniądze idą na ten program rządowy, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy. Tak, tak, wiem o tym, doskonale. Ale wiem również, że zgodnie z polskim prawem, to obowiązkiem każdej gminy w Polsce jest budowa mieszkań komunalnych i socjalnych. Niezależnie od posiadanych środków, mieszkania takie trzeba zapewnić mieszkańcom i koniec kropka. I moim skromnym zdaniem, skoro już tak jest, to lepiej budować mieszkania za pieniądze, które w podatkach wpłacają mieszkańcy jeszcze innych miast w Polsce, a nie tylko Białegostoku. Ale może ja się nie znam, bo nie jestem ekonomistą. Za to prezydent jest ekonomistą i uznał, że lepiej będzie bez rządowych pieniędzy, czyli tych od innych mieszkańców Polski. Wystarczą nam pieniądze mieszkańców białostoczan, którzy zasponsorują innych mieszkańców, żeby ci mieli gdzie mieszkać za jakiś czas.
Mówiąc o sferze, która nakierowała mnie na to, dlaczego włodarz miasta nie wskazał żadnych gruntów pod budowę mieszkań komunalnych z rządowego programu, to są to właśnie pieniądze, o których tu tyle piszę. Wiecie ile kasy by uciekło, gdyby na gruntach miejskich powstały mieszkania komunalne, które można by było wykupić na własność za około 30 lat? Dużo! Bardzo dużo. Więc łatwiej powiedzieć, że nie mamy w Białymstoku żadnych gruntów pod budowę takich mieszkań i temat zamknięty. Ale tu mam takie dziwne pytanie – to jak to jest, że takie grunty są, tylko że dla innych? Na przykład deweloperzy, którzy budują wyłącznie komercyjnie, przecież bez problemu kupują grunty od miasta. Przynajmniej niektórzy deweloperzy nie mają z tym żadnych problemów. To jak to jest? Mamy grunty, czy nie? Tylko ostatnio przecież prezydent opchnął grunty pod mieszkaniówkę na osiedlu Bema i Przydworcowe. Na dodatek za takie pieniądze, za jakie niejeden w tym mieście, chciałby się pobudować. To mamy te grunty, czy nie mamy? O innych gruntach, które poszły w ostatnim czasie pod deweloperkę nawet już nie chce mi się pisać, bo można depresji się nabawić.
Jeszcze jedna sprawa wymaga tu wyjaśnienia – bo uruchamiając pilotażowy program Mieszkanie Plus, rząd prosił o wskazanie gruntów skarbu państwa. Z tym, że niekoniecznie. Inne miasta, w których mieszkania będą budowane w tym programie, wskazały grunty własne, miejskie i się dało. U nas się nie dało. Jeden powód, dla którego się nie dało, już przytoczyłam. Czyli to, że deweloperka miałaby u nas znacznie trudniej z budową i sprzedażą swoich mieszkań. Drugi powód to brak uchwalonych planów zagospodarowania przestrzennego. Otóż rząd wziął i tak wymyślił, że mieszkania komunalne z rządowych pieniędzy powinny powstawać wyłącznie na takich obszarach, gdzie są uchwalone plany miejscowe. I tu niespodzianka! Grunty należące do skarbu państwa Białystok posiada, tak samo jak posiada własne grunty miejskie. Tylko nie posiada tam uchwalonych planów. Dziwnym trafem urzędnicy zajęci są opracowywaniem głównie tych planów, gdzie trzeba wcisnąć zaprzyjaźnioną deweloperkę i przedkładają pod głosowanie radnym po 10 razy to samo, aby tylko dało się to tylko przepchnąć. Żal i ból, że radni są na tyle niekumaci, że takich oczywistych oczywistości nie widzą.
Brak uchwalonych planów miejscowych na terenach, które można kupić od miasta, to marzenie każdego dewelopera. Wówczas można budować się jak kto chce, nawet na tysiąc pięter do góry i blok przy bloku, aby tylko wóz straży pożarnej był w stanie się przecisnąć. Reszta nie ma znaczenia. Kiedy skończą się grunty pod budowę mieszkań komercyjnych bliżej centrum, deweloperzy przeniosą się dalej, czyli właśnie na wielkie połacie ziemi, na których obecnie niczego jeszcze nie ma. I nie rozumiem dlaczego nic się takimi gruntami nie dzieje. Tam przecież już można podjąć działania związane z uchwaleniem planów miejscowych. Leży odłogiem praktycznie cała Bagnówka i znaczna część Jaroszówki. Leżą też i inne tereny, na których już można zaplanować czy to budownictwo mieszkaniowe, czy usługi, albo jakiś przemysł lub handel. Tylko w sumie po co? Lepiej całą parę puszczać tam, gdzie da się wciskać deweloperkę i to najczęściej wbrew woli sąsiadów. Ale skoro jest z tego grosz do podziału…
A mieszkania komunalne, znacznie mniejsze, bo zazwyczaj raptem czteropiętrowe i konieczne z punktu widzenia polskiego prawa, gdzieś może kiedyś się wciśnie. I tylko szkoda, że znów ich budowę sfinansują wyłącznie mieszkańcy Białegostoku, zamiast mieszkańców całej Polski. U nas na bogato przecież i większość ludzi stać na własne cztery kąty u dewelopera. W końcu prezydent takim sprzyja od dawna. Póki co, terenów nie ma i nie będzie. No to czekam aż się ten Wszechświat rozciągnie jeszcze bardziej i grunty się znajdą. Mam dziwne wrażenie, że to nastąpi szybciej niż jakiś przebłysk myśli w głowie prezydenta i podległych mu urzędników.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie