Drapieżna polityka państwa, ale także i lokalnych władz, zmusza coraz więcej osób do emigracji zarobkowej. Nawet stabilne zatrudnienie już nie zachęca do pozostania w Białymstoku. Słabe zarobki i brak poszanowania, skłania do wyjazdu młode osoby, ale coraz częściej i te starsze.
Kiedy pytaliśmy na ulicach miasta jak tu się żyje, ludzie chwalą Białystok. Chwalą klimat miasta, różnorodność ofert kulinarnych, klubowych, ale chwalą również nasz transport publiczny. Jednak sporo z tej najmłodszej grupy chce stąd wyjechać. Skarżą się już nie tylko na brak pracy, ale nawet i na tę pracę, którą mają. Pomimo pochwał Białegostoku, kiedy padło pytanie odnośnie planowanego pozostania tu na zawsze, zdecydowana większość odpowiadała, że niestety wyjedzie.
- Tu nie ma perspektyw. Nie ma firm, które zapłaciłyby tak, żeby dało się normalnie żyć. 1600 zł brutto mnie nie interesuje. Mam zresztą już wstępnie dogadaną pracę w Poznaniu – powiedział nam Kamil Nowik.
- Nie, nie zostanę w Białymstoku. Nie ma po co. Fajnie jest tak pochodzić, spotkać się ze znajomymi, ale pracować nie ma gdzie. Jak tylko skończę studia, wyjeżdżam do Norwegii. Tutaj nie ma szans zarobić nawet mniej niż połowę tego, co tam dostanę na początek. Na pewno będę tęsknić, może kiedyś wrócę – podzielił się z nami Michał Pieszkowicz.
Okazuje się, że pomysł na wyjazdy mają coraz częściej także osoby w wieku 35 plus. Nawet te, które mają wydawałoby się stabilną sytuację zawodową i rodzinną. Narzekają na niskie zarobki, wysokie ceny i niestety na edukację swoich dzieci. Brak miejsca w przedszkolach, ale także liczne klasy okazują się być przeszkodą.
- Podjęliśmy już z mężem decyzję. Sprzedajemy mieszkanie i wyjeżdżamy stąd. Dwa lata z rzędu nie udało mi się umieścić synka w przedszkolu. Starszy chodzi do szkoły, gdzie w klasie jest 32 uczniów. Ja musiałam zrezygnować z pracy, bo nie miał się kto zająć tym młodszym, bo choruje. A z jednej wypłaty nie da się żyć. Dziadkowie jeszcze pracują, nie mamy pomocy. Niby tak Białystok dba o rodziny, tylko że w naszym przypadku w ogóle tego nie widać – skarży się Agnieszka.
- Mąż pojechał jakoś zaraz będzie trzy lata temu do Belgii. Teraz my wyjeżdżamy do niego. Zabieram córkę, bo tu nie ma co robić. Jeśli ja, po 15 latach pracy na umowie o pracę, nadal zarabiam 1800 zł brutto, to o czym my mówimy? Nie, dość. Rodzina musi być razem, a tutaj nie mamy takich możliwości – podzieliła się z nami Emilia Kazberuk.
Najczęstszym powodem do wyjazdu wskazywanym przez naszych rozmówców były niskie zarobki, albo brak pracy. Ludzie wykształceni specjalistycznie, jak programiści, informatycy, nawet elektrotechnicy i ci wykonujący wolny zawód nie chcą tu zostawiać. Mają świadomość, że w innych miastach w Polsce zarobki kształtują się na zupełnie innym poziomie, więc nie ma co się dziwić, że chcą żyć godniej.
- Mój kolega pracuje już dwa lata we Wrocławiu. Zarabia po 7-8 tysięcy. Tam się zarobki negocjuje, a nie skamle o cokolwiek. Mam już wstępnie dogadane tam, tylko właśnie jeszcze rozmawiamy o mieszkaniu służbowym. A u nas? Proszę mi pokazać firmę, co daje pracownikom mieszkanie służbowe i opłaca czynsz – powiedział Sebastian Niedzielski.
Emigracja zarobkowa coraz częściej dotyka także osób w wieku poprodukcyjnym. Wyjeżdżają do swoich dzieci, które szukały lepszego życia. Opiekują się wnukami. Niektórzy coraz częściej niestety muszą mieć przy sobie bliskich z racji stanu zdrowia lub wieku. A jeśli w Białymstoku nie ma możliwości utrzymania się i sprawowania opieki nad osobą starszą, coraz częściej nawet seniorzy decydują się na zmianę korzeni. Powstaje pytanie czy ten exodus obywateli kiedykolwiek zostanie powstrzymany i czy politycy w końcu zaczną myśleć przed podjęciem decyzji?
Komentarze opinie