Wiem, że szedł znów jakiś marsz. Wiem, że znów w internetach trwają jałowe spory o to kto szedł, gdzie doszedł i w jakiej liczbie. Nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. To robi się zwyczajnie nudne i szczerze mówiąc nie mam ochoty ani o tym czytać, ani tym się zajmować. A poza tym byłam przez ostatnich kilka dni kompletnie wyłączona z takich wydarzeń, ponieważ zajmowałam się największym wydarzeniem muzycznym w Białymstoku. I właśnie o tym chcę skrobnąć kilka słów, bo po prostu muszę.
Z tego miejsca tylko powiem jedną rzecz odnośnie marszu, który przeszedł w jakiejś tam liczbie. Nie było mnie tam, więc nie wiem, ile było, kto szedł i generalnie mało mnie to interesuje. Marsz już chodził niejeden, więc żadna to nowa atrakcja. Jak powiedziałam – robi się to po prostu nudne. Ja jednak tak sobie myślę, że lepiej w taką piękną pogodę spacerować po lesie, albo gdzieś po łące. Spacer w betonach to nie jest najlepszy pomysł. Ale kto co lubi. Efekt dokładnie jest taki sam, jak z tych marszów, które chodziły jeszcze od zimy. I tyle na ten temat.
Sama zdecydowanie wybrałam opcję lepszą. Spędziłam cudownych kilka dni na placu juwenaliowym. I zanim polecą hejty za bydło, za bałagan, za burdy i inne takie, proszę tylko abyście przeczytali ten tekst do końca. Dni były cudowne z wielu powodów, choć najważniejsze były trzy: lubię, to co robię, kocham muzykę i uwielbiam pracę z kreatywnymi ludźmi. Miałam wszystko w jednym miejscu i o jednym czasie. Dla tych, którzy tego nie wiedzą – oprócz pracy dziennikarskiej, bywam czasami kierownikiem sceny. I przez trzy dni – od czwartku, do właściwie niedzieli rano, występowałam właśnie w tej roli. Jak pisałam – lubię to. Może nawet bardziej, niż pisanie do internetu. W pewnym sensie, jest to jakiś tam mój żywioł i pasja. Między innymi dlatego, że lubię muzykę i mogłam połączyć dwa w jednym. Nie ma lepszego miejsca do słuchania muzyki, jak koncert na żywo. A skoro jestem na miejscu widzę wszystko od przodu, tyłu, boku i tak samo wszystko słyszę. Mogę się tym wszystkim delektować niczym koneser. Ale nie chcę się nad tym rozwodzić. Ważniejsze od tych spraw, jest praca zespołowa – z organizatorami, pracownikami techniki, ochrony i wszystkimi innymi, bez których koncert zwyczajnie nie mógłby się odbyć.
Czytałam już jakieś komentarze w internecie, że znów na Juwenaliach było bydło, syf, malaria i Bóg wie co jeszcze. I pewnie było, tylko nie na Juwenaliach, ale obok Juwenaliów. Na terenie imprezy masowej, tam gdzie ludzie przyszli pobawić się na koncertach – był spokój. To, że kilka czy kilkadziesiąt osób przychodzi w pobliże imprezy masowej i robi zwyczajny syf, to nie jest winą organizatorów. To, że jeden debil się napije z drugim debilem i puszczą wodze fantazji, to żadna nowość. Tak jest na każdej dyskotece, na każdej imprezie, jaka odbywa się gdziekolwiek w Polsce. Tylko wielka szkoda, że przez takich debili i ich zachowanie, winą obarcza się wszystkich uczestników. Przez jednego debila z drugim, który nie potrafi się zachować, wszystko spada też na organizatorów, którzy z siebie flaki wypruwają, aby wszystko było jak najlepiej i najbezpieczniej.
I w tym miejscu zwracam się do tych wszystkich, którzy przyczynili się – zresztą kolejny raz – do zrobienia syfu w pobliżu, gdzie odbywała się impreza masowa. Jeśli nadal chcecie tak się bawić, to za rok, dwa lub trzy możecie nie mieć ku temu okazji. Przez durne i nieodpowiedzialne zachowanie, winą obarcza się Bogu ducha winnych organizatorów i tysiące uczestników, którzy potrafią przyjść, śpiewać, tańczyć i bawić się jak normalni ludzie. I za rok, dwa lub trzy impreza może zwyczajnie w świecie się nie odbyć. Przez kilku idiotów, no… może przez kilkudziesięciu na tyle tysięcy. To mniej niż setna procenta uczestników. Tyle, że ten ułamek procenta może zaważyć na całości. Nie szanujecie pracy ludzi, dzięki którym w tym mieście jest jedyna okazja do wysłuchania koncertów i wspólnej zabawy za kilka złotych. Przyjeżdżają artyści, za których wejście na jeden koncert trzeba by było normalnie zapłacić po kilkadziesiąt złotych i więcej. A tylko Juwenalia oferują trzy dni z czołowymi artystami za kilka złotych – za wszystkie koncerty.
Niestety debilne zachowanie tego ułamka procenta może spowodować również to, że za rok, dwa lub trzy nie będzie komu zorganizować imprezy, albo i nie będzie za co. Jeśli po wydarzeniu pozostaną negatywne komentarze, sponsorzy mogą nie chcieć wesprzeć imprezy i wówczas nie zobaczycie na jednej scenie 10 i więcej artystów z czołówki polskiej lub zagranicznej sceny muzycznej. A już na pewno nie w tej cenie biletu i nie z takimi atrakcjami, jakie są zapewnione na terenie imprezy masowej. Przypomnę, że na kampusie Politechniki Białostockiej było i wesołe miasteczko, i skoki na bungee, i kilka innych, mniejszych scen, dyskoteka oraz cała masa innych atrakcji, z których można było skorzystać do woli. Niech ktoś mi znajdzie drugą taką imprezę w Białymstoku, z tyloma atrakcjami, gdzie może wejść każdy – bo przecież nie tylko studenci – i bawić się jak komu pasuje przez trzy dni z rzędu?
Niedawno na DDB można było przeczytać, że w naszym regionie i mieście imprez masowych jest niewiele. Nie chciałabym, aby zniknęła ta najweselsza i największa. Nie dziwię się ludziom, którzy mieszkają w pobliżu kampusu Politechniki, że mogą mieć dość, kiedy co roku zawsze znajdzie się kilka lub kilkadziesiąt czarnych owiec, które psują reputację tysiącom innych, którzy potrafią się bawić, cieszyć z dobrej pogody i z tego wszystkiego, co niewielka grupa ludzi zorganizowała im na czas Juwenaliów. Nie dziwię się również tym, którzy widząc pijanych ludzi, komentują ich zachowanie we właściwy temu sposób. Dziwię się tylko, że wciąż znajduje się grupa idiotów, którzy z braku szacunku do siebie i do tych wszystkich, którzy starają się jak mogą, aby wszystko poszło jak najlepiej, psują ponad półroczne przygotowania do największego wydarzenia w Białymstoku.
Ale żeby nie było tak smutno na koniec, chciałabym zakończyć czymś optymistycznym. Tegoroczne Juwenalia były jednymi z najlepszych, jakie Białystok miał okazję przeżyć. Widziałam na placu studentów, ale także ludzi, którzy mogliby być ich rodzicami, a nawet dziadkami. Jest to piękna, miejska impreza dla każdego. Na tyle tysięcy uczestników, ilu przewinęło się przez wszystkie dni, naprawdę było spokojnie i sympatycznie. A ja… jestem zwyczajnie szczęśliwa, że mogłam dołożyć swoją maleńką cegiełkę w to wydarzenie. Bardzo chciałabym, aby za rok było lepiej i życzyłabym wszystkim i sobie, aby żadne czarne owce nie psuły już wysiłku organizatorom i innym uczestnikom. Mimo ogromnego zmęczenia, przeżyłam cudowne ponad trzy dni i za to z całego serca dziękuję tym wszystkim, którzy mi to przeżycie zapewnili. Dziękuję też Maćkowi Korsanowi za najlepsze zdjęcie, jakie mi kiedykolwiek od 6 lat zrobiono na białostockich Juwenaliach.
Komentarze opinie