Reklama

Znany białostocki aktor: Politycy - dajcie już spokój kulturze!

18/04/2016 08:14


Mija 30 lat jego kariery na teatralnych deskach. Adam Zieleniecki - bo o nim mowa - występujący na co dzień w Białostockim Teatrze Lalek, szczerze opowiada o przywiązaniu do tego miasta, tym co go irytuje i czy zazdrości sławy kolegom z dużego ekranu, w rozmowie z Piotrem Walczakiem.

Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Jesteś rozpoznawalny. Nie myślałeś, żeby wejść do polityki, wystartować w wyborach, przenieść się do Warszawy na Wiejską?

Adam Zieleniecki: Nie. Takich durnych pomysłów nie mam. Na szczęście.

Ale znani aktorzy ostatnio często pojawiają się w mediach, bynajmniej wypowiadając się w tematach swojego zawodu. Wygląda to tak, jakby chciało się zbijać kapitał na zamieszaniu w kraju.

- To nie aktorzy mieszają się do polityki, a polityka miesza się do aktorstwa. Wiadomo, że im człowiek jest bardziej znany, to chce się go wynająć. Dzięki trzymaniu w garści rozpoznawalnej twarzy łatwiej jest manipulować owieczkami. Ja mam swoją politykę, a jest nią teatr. Może mi się bardziej lub mniej podobać to, co dzieje się choćby z Trybunałem Konstytucyjnym, polityką międzynarodową czy kwestią smoleńską, ale ja się w to bawił nie będę. Nie poprę publicznie tej czy innej partii. Ale powiem ci szczerze, że osobiście zbulwersowała mnie kwestia wieku emerytalnego, kiedy go podwyższali. My, aktorzy teatru lalek, mamy inna specyfikę pracy niż - na przykład - ci z dramatycznego. Często trzeba pracować na kolanach, łatwo zniszczyć zdrowie. Można się z tego śmiać, ale kiedyś porównywano nas do górników. Oni też wcześniej przechodzą na emeryturę. Ja zatrudniając się w teatrze lalek podpisywałem nawet dokument, że na emeryturę odejdę w wieku 55 lat. Jeżeli mam pracować kilkanaście lat dłużej, to chyba zostanę gwiazdą scen balkonowych. To znaczy na scenę będę wychodzić z balkonikiem.

Co sądzisz o mieszaniu się polityki do kultury? Kilka miesięcy temu wybuchł skandal w związku z przedstawieniem w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie na scenie odbywał się seks na żywo. Głos w tej sprawie zabrał nawet minister kultury, którego działania nazwano wręcz powrotem cenzury.

- W Polsce mamy jeszcze demokrację i wolność słowa. Możemy pisać i mówić, co nam się podoba, choć oczywiście trzeba brać za to odpowiedzialność. Jeżeli jakiś spektakl nie odpowiada publiczności, to to ta na niego nie przychodzi. I tyle. To nie dyrektor, nie aktor, ale widz jest najważniejszy w teatrze. On jest recenzentem. Jeśli przyjdzie i zobaczy rzeczy, które mu się podobają, to będzie na nie walił drzwiami i oknami. Jeżeli artyści obrażają polityków czy nawet Kościół, to mają do tego święte prawo. Chyba, że przyłoży się komuś z imienia i nazwiska, to rozumiem - można z tego wyciągać potem konsekwencje. Ale że komuś nie podoba się forma przekazu? To niech nie ogląda! Jak bym wyszedł na ulicę i zaczął krzyczeć, że Heniek Wawrzyniak jest głupi, to wtedy ten Henio ma pełne prawo pozwać mnie do sądu, jeśli zechce. Polityka powinna dać spokój kulturze, bo inaczej wrócimy do czasów komuny. Nie chciałbym, żeby politycy sugerowali mi co, jak i gdzie mam grać. Tym bardziej, że co jakiś czas rządy się zmieniają. Polityka - owszem - może wkraczać w kulturę, ale wyłącznie rozszerzając ją, dbając o nią. Może to nie w temacie, ale chcę podkreślić, że jeżeli o kulturę nie będziemy dbać, o polska kulturę, to Polska zostanie zniszczona. Już wyraźnie widać wśród młodzieży fascynację stylem amerykańskim. Nawet święta mamy amerykańskie. Coraz częściej zapomina się o polskich tradycjach. Szlag mnie trafia, gdy słyszę jak młodzież mówi jakimiś dziwnymi skrótami. Często nic z tego nie rozumiem, a jakimś dziadygą jeszcze przecież nie jestem.

Białystok jest miastem galerii handlowych i tu przenosi się popołudniowe i weekendowe życie mieszkańców. Teatr nie świeci pustkami?

- W Białostockim Teatrze Lalek mamy swojego stałego widza. Od dawna. Ale przychodzą też nowi ludzie. Na pewno sale nie świecą pustkami podczas spektakli. Nigdy.

Zatem teatr twoim zdaniem nie został sprowadzony do rangi antyku.

- Kiedyś nosiliśmy spodnie rury. Była taka moda. I była moda na inne spektakle niż teraz. Dziś nosi się węższe spodnie i tak samo w teatrze - jest moda na te nowocześniejsze spektakle.  Chociaż ludzie są bardzo zaskoczeni jak przyjdą na sztukę zagraną w takim starym systemie. Pozytywnie. Wtedy podziwiają, bo widzą jak wygląda ten prawdziwy teatr aktorski. Do teatru wchodzi nowoczesność, tak że momentami robi się z niego kino, a to nie jest dobre. Bo jeśli chcę kina, to idę do kina. Spotkałem osoby, które odwiedziły teatr po raz pierwszy w życiu, na przykład przyszły na Texas Jim. Na koniec słyszałem: Boże kochany, ja nie wiedziałem nawet, że taki teatr jest, że tak można grać, bawić się, żyć tym i tak wchodzić w ten spektakl.

Polacy pamiętają cię głównie z roli policjanta z Królowego Mostu. Nie czujesz się zaszufladkowany?

- Absolutnie nie. Dla mnie ta niewielka w sumie rola była wielką przygodą. Nie pierwszą, bo grałem i w Teatrze Telewizji, i miałem epizod w serialu "Blondynka". Kiedy byłem z żoną w Zakopanem, podeszła do nas kobieta i spytała, czy to ja jestem policjantem z filmu u "Pana Boga za piecem". To było bardzo miłe. Podobnie jak ostatnio w aptece farmaceutka stwierdziła, że nie ma pamięci do twarzy, ale słyszała mój głos w telewizji. Prawdziwą przygodą jednak jest dla mnie niezmiennie teatr i jemu się poświęcam. Przez 30 lat zagrałem setki sztuk, ciężko je zliczyć. Nie wiem, czy można nazwać to karierą.

Nie zazdrościsz trochę tym, którzy robią karierę w filmach, serialach, ogląda ich cała Polska, wszędzie są rozpoznawalni?

- Umówmy się: Hollywoodu to my w Polsce nie zrobimy. Wiele było gwiazdeczek, które szybko spadły. A nawet ci znani, sławni polscy aktorzy nigdy nie doczekają się takich pieniędzy, jakie zarabia światowa czołówka. Co ciekawe, BTL bardziej znany jest za granicą niż w Polsce. Ja tam zresztą jestem zadowolony. Kokosów nie zarabiam, Ferrari nie jeżdżę, ale da się żyć. Mam tylko nadzieję, że kultura ciągle będzie dofinansowywana. Państwo musi to robić.

Nie zabierasz ze sobą teatru do domu?

- Odwieczne pytanie (śmiech - dop. red.). Żona czasem mi mówi, że gram. I niekiedy chyba tak jest. Skoro człowiek tyle czasu spędza w teatrze, to postaci, w które się wciela, wchodzą do głowy. Ciężko się tego pozbyć.

Dziękuję za rozmowę.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do