Reklama

Eliksir młodości

28/09/2012 12:37


Stał oparty o pień przydrożnej wierzby. Przyglądał się, jak niezdarnie, a uparcie gramoliło się, wspinało, pokonywało pochyłość terenu.Czekał.

– Kto ty jesteś? – zapytał.
– Życie, młode życie – powiedziało.
– A ty?
– Ja? Ja jestem twój czas – rzekł wyciągając
rękę. – Chodź! Pomogę ci.


Skwapliwie chwyciło wyciągniętą dłoń, podciągnęło się, wyprostowało. Razem poszli traktem ku horyzontowi. Dreptało teraz coraz sprawniej, nabierało wprawy i pewności siebie, uczyło się pokonywać wyboje i wertepy trasy. Towarzyszył prawie niewidzialny; czasem jednak ostrzegał przed potknięciem, lub upadkiem. Na co dzień nie zauważało go.



 Po prostu był jego własny, bliski, opiekuńczy, doświadczony i ostrożny. Miał za sobą lata pokolenia „głodu, ognia i wojny”. Chciał uchronić następne od nieszczęść tamtego. A światem szło zło. Potrzebna była orientacja, ostrożność i uwaga przy wyborze działania;

przy świadomym wyborze drogi walki i pracy. Zadanie trudne dla niedoświadczonych. Trzeba ich wspierać, radzić, pomagać. Służył
chętnie. Zawsze był obok; wspomagał i skrzętnie rejestrował dokonania. Zbierał je, gromadził i składał w lamusie. Kiedyś przydadzą się życiu, jak zmęczone przeciwnościami, wróci po swój ślad – myślał.


 Póki co, ono rosło, prężniało, pączkowało siłą i odwagą; mnożyło czyny, osiągnięcia, fakty, ale było już zmęczone pracą „od świtu do nocy”, harówką ponad siły. Jednak rosła i radość, że z gruzów i pożogi dźwiga się lepszy świat. Z bezprzykładnych wyrzeczeń, z ofiarności i wysiłku rósł Dom, Ojczysty Dom – Polska.


Pączkowało i prywatne, rodzinne trwanie. Rosły rodziny. Rodziły się dzieci. Były nadzieje i marzenia. Była też radość codzienna z tego
„trudu i znoju”.Było i zmęczenie. Czas rejestrował zmiany fizyczne: siwiznę włosów, głębokie koleiny zmarszczek na zmęczonej twarzy, spracowane ręce, chory kręgosłup i obolałe nogi. Ginęła siła i sprawność.


Światem przetaczały się polityczne zawirowania. Wracały niepokoje i lęki. Wracało skłócenie i rozdarcie; wracało nasze, polskie, własne piekło, pomnożone teraz ekonomiczno-polityczym interesem świata.


Życie znowu stanęło na spalonym. Znowu czas musiał pomagać, szukać korzystnych wyborów. Tamto „tu i teraz” – wyklęte i sponiewierane – oddalało się, szło w niepamięć, we wspomnienia.Wspomnienia mają to do siebie, że niosą ze sobą czas miniony, że zawsze są młode, a im głębiej zanurzamy się w minione lata, tym są młodsze i odległą młodością darzą zmęczone życie, wyciszają bolesne myśli i poszarpane nerwy.


Wspomnienia niosą ze sobą mityczny eliksir młodości. Działają jak magiczny lek, znieczulający dokuczliwe „tu i teraz”, unoszą
w krainę młodości. Czasem wracają snem, ale można je przywołać i piórem; z czego w swoim pisarskim rzemiośle często korzystała i w poezji, i w prozie. Oto fragment wspomnień z wiersza „Itaka”:



Dom – mgławe wspomnienie,
nawet w snach coraz bledsze,
ostoja serca;
moja Itaka najpierwsza.
Błądzę oczami po pustej przestrzeni
i wypatruję daremnie:
kota śpiącego na słonecznym progu,
gniazda jaskółek pod strzechą,
zbóż rosujących za szczerbatym płotem.Daleko, wszystko daleko.

Słucham: jak słowik rozmawia z księżycem,
jak sad się śnieży, lub jabłkami sypie,
pszczoły buszują,
rży konik sąsiada,
mlecze się śmieją,
żuraw z wiadrem gada.
Zielono, gwarno, dziadek idzie sadem.
Ja sny przytulam pod poduszkę kładę
moją Itakę słoneczną
Żaden lek nie przyniesie takiego wyciszenia, jak owo senne marzenie zamknięte w obrazie wspomnień młodości. Czasem potrzeba wyciszenia jest tak wielka, że nie wystarczy wiersz. Tak było w wypadku książki „ W ulicach tamtego miasta”. Zawarte w niej wspomnienia przenoszą do miasta lat przedwojennych, miasta osobliwego, ale i unikalnego, mającego „własną twarz”.

Wędrówka ulicami tamtego miasta wraca młodość i siły, wycisza oraz leczy smutki „tu i teraz”, gdzie – na miejsce ciszy i spokoju zielonego skweru przy zabytkowym ratuszu – wkroczyło interesowne, hałaśliwe targowisko.Boli, bardzo boli serce i myśli.


– Czemu opuściłeś mnie czasie mój, zamiast usiąść obok, na ławeczce pod wyrośniętymi już drzewami sadzonymi w miejsce min, gołębie pokarmić, popatrzeć na domy z ruin dźwignięte i zanurzyć się we wspomnienia tamtych dni. Niestety…O tempora! O mores! – myślę i sięgam po książkę „W ulicach tamtego miasta”


 (Helena Ostaszewska)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do