
Opowiem dziś pewną historię. Wydarzyła się niedawno, bo zaledwie kilka dni temu. Ma związek ze skandalicznym materiałem stacji TVN na temat Białegostoku. Miałam brać w nim udział, byłam na nagraniu, rozmawiałam osobiście z dziennikarzem stacji TVN. Skończyło się tym, że zażądałam kategorycznie nie publikowania ani mojego wizerunku, ani słów, włącznie z niepublikowaniem absolutnie żadnych informacji o moim istnieniu.
Jest poniedziałek wieczorem, nieci ponad tydzień temu. Dzwoni telefon, a w słuchawce przedstawia mi się dziennikarz TVN. Prosi, żebym jutro wypowiedziała się przed kamerą, jako dziennikarz lokalnej redakcji. Pytam o temat i słyszę, że chodzi o ruch neofaszystów w Białymstoku. Od razu mówię mu telefonicznie, że nie ma czegoś takiego w Białymstoku. Dziennikarz twierdzi, że robi poważny i duży materiał o takim zjawisku, a ja piszę o różnych sprawach, znam lokalne podwórko, więc będę pomocna. Pytam go w takim razie, kto jeszcze będzie oprócz mnie się wypowiadał. W odpowiedzi słyszę, że nie pamięta, bo nazwiska rozmówców ustalał asystent, a dziennikarz nie ma pod ręką wykazu.
Jest wtorek rano. Robię swoje i w międzyczasie czekam na telefon. Umówiliśmy się, że spotkamy się gdzieś na mieście, bo ekipa jedzie z Warszawy i nie wiadomo, o której dojedzie do Białegostoku. Ale co ważne. Jeszcze w poniedziałek, po pierwszym telefonie, udało mi się ustalić ze znajomymi, którzy pracują w TVN, że materiał będzie nieobiektywny. Ja mam być przedstawiona w złym świetle, jako osoba propagująca neofaszystów i promująca zachowania niezgodne z prawem. We wtorek potwierdzają to kolejne osoby. Mam dylemat – iść na nagranie, czy nie iść. Jeśli nie pójdę, TVN powie na mój temat cokolwiek sobie wymyśli, bo przecież nieobecni głosu nie mają. Pójdę – nie mam pojęcia, w jakim zestawieniu będą użyte moje słowa i czy nie będą wybrane tylko takie, żeby zrobić ze mnie taką – o jakiej wspomnieli mi znajomi jeszcze przed nagraniem. Ostatecznie zdecydowałam się, że pójdę i wezmę udział w nagraniu, bo wiem jakim jestem człowiekiem, co robię i w końcu też co mam do powiedzenia.
Wpadam do studia, na samej górze błękitnego wieżowca przy Legionowej. Od razu mówię, że mam zapalenie płuc, temperaturę i proszę o takie kadrowanie, żeby nie było widać przeszklonych oczu. Następnie kategorycznie stwierdzam, że nie wyrażam zgody na nagranie, jeśli moim kontrrozmówcą będzie w jakimkolwiek momencie Rafał Gaweł – „spec” od rasizmu, zwłaszcza w Białymstoku. Na pytanie dlaczego, odpowiadam, że od polemiki z przestępcami jest prokuratura i sąd. Ja nie polemizuję i nie rozmawiam, bo nie mam o czym i nie widzę żadnych wspólnych tematów do wymiany poglądów z osobami, które z wyłudzania pieniędzy od ludzi uczyniły sobie sposób na życie. Dziennikarz zapewnia mnie, że moje wypowiedzi nie będą zestawione z Gawłem, że szanuje moje stanowisko.
Zanim operator ustawił kamerę pytam Rafała Stangreciaka ze stacji TVN, kto będzie jeszcze oprócz mnie się wypowiadał. W odpowiedzi słyszę, że nie będę dobierała mu rozmówców. Ale ja nie dobieram, tylko pytam, kto będzie. Słyszę znów, że dziennikarz TVN nie będzie mi mówił, o czym oni mówili. Mówię więc jeszcze raz, spokojnie – że nie o to pytam. Nie mam zamiaru ani dobierać rozmówców, ani nie pytam o czym oni mówili, chcę tylko wiedzieć, kto będzie jeszcze z Białegostoku zabierał głos. Otrzymuję ostateczną odpowiedź, że nie można mi udzielić takich informacji. Śmiech mnie wziął i w tym momencie wiedziałam już na pewno, że materiał, którego będę częścią, będzie manipulacją pierwszej wody. Ale nic, siadam.
Dostaję pytanie o Karola Kundzicza, dlaczego zatrudniam u siebie człowieka, który szydzi z ofiar holokaustu. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że Karol nie jest i nigdy nie był przeze mnie zatrudniony. Jest moim przyjacielem i pomaga mi, kiedy ja nie mogę latać i robić zdjęć. Zapewniam, że nie drwi z ofiar holokaustu. Mówię dziennikarzowi, że takich fotografów, do których czasami zwracam się o pomoc, jest więcej. Żaden mi nigdy nie odmówił i żaden nigdy nie wziął pieniędzy. Dalej lecą pytania o Karola – dlaczego mnie nie posłuchał, dlaczego nie mam na niego wpływu. Moje odpowiedzi, że jest osobą dorosłą i sam za siebie odpowiada, średnio docierają do dziennikarza. Temat zamknęłam tym, że nie mam też wpływu na postępowanie mojego dorosłego ojca. On też robi, co chce, choć ja pewnych rzeczy nie pochwalam.
Jestem pytana o to, za co Facebook skasował mi konto redakcyjne. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że za zdjęcia z Marszu dla Życia i Rodziny, na których widać było bannery ONR. Z kilkudziesięciu zdjęć, Facebook wybrał dwa, na których widać było bannery ONR, bo jego członkowie brali udział w tym marszu. Dostaję pytanie, po co zamieszczałam takie zdjęcia. Odpowiadam pytaniem: A po co Państwo zamieszczacie takie zdjęcia lub filmy? Mówię, że takie relacje zamieściły także inne media. To fotorelacja z wydarzenia i moją rolą jest pokazywanie jak było, niezależnie od tego, kto szedł, jak szedł i co się działo. Tym bardziej, że Facebook przywrócił mi fanpage, całą fotogalerię, razem ze zdjęciami, które uznał za niezgodne ze swoimi bliżej nieznanymi standardami, choć mojego konta prywatnego za opublikowanie tych zdjęć nie odblokował. Ba! Nawet zablokował mnie ponownie za zamieszczenie artykułu na temat rekolekcji, jakie są legalne, nie ma na nich żadnych emblematów, żadnych organizacji, poza wizerunkiem Jezusa Chrystusa i krzyża. Nie wiem, kiedy to stało się nielegalne. Ale mniejsza z tym.
Odpowiadam na pytania. Mówię, że w Białymstoku nie ma problemów z neofaszyzmem. Owszem, zdarzają się incydenty, tak jak w każdym innym mieście. Dziennikarz wyciąga sytuacje sprzed wielu lat – podpalenie drzwi, uznanie przez prokuratora swastyki za symbol szczęścia, itd. Mówię mu, że pisałam na ten temat i osobiście nie zgadzam się z prokuratorem, który w ten sposób chciał zakończyć postępowanie. Mówię, że nie wiem w jakim celu pyta mnie o sprawy dawno zakończone. On z kolei pyta mnie o to, dlaczego nie ma innych spraw? Wyjaśniam mu, że nie ma, bo takich spraw tu zwyczajnie nie ma. Gdyby były, pisałabym. Widzę wyraźnie, że nie jest zadowolony z moich odpowiedzi. Ale to moje subiektywne odczucie. Być może dziennikarz myślał inaczej. Mówię, co zauważyłam i co odczułam.
Dostaję pytania o ONR i czy się zgadzam z ich poglądami. Odpowiadam, że moją rolą nie jest zgadzanie się czy nie, moją rolą, jest opisywanie tego co się dzieje. Pyta więc, czy popieram ONR, nadal mówię, że to nie moja rola. Moim zadaniem jest przedstawianie faktów. Padło też pytanie, czy jestem członkiem ONR. W odpowiedzi dziennikarz usłyszał, że nie, nigdy nie byłam, ale za to byłam członkiem Platformy Obywatelskiej od pierwszego dnia jej powstania. Chyba się zdziwił.
Były jeszcze inne pytania, ale w podobnym stylu. W każdym razie zapewniłam dziennikarza TVN, że Białystok jest normalnym miastem, gdzie nie dzieje się nic innego, co ma miejsce w każdym innym miejscu w Polsce. A po co ten felieton, ktoś mógłby zapytać? Bo w piątek zadzwoniłam do Rafała Stangreciaka z TVN i kategorycznie zabroniłam gdziekolwiek wykorzystywać moje wypowiedzi oraz wizerunek, a nawet podawać informację o moim istnieniu. Było to już po czwartkowym materiale „Czarno na Białym”, w którym Białystok został przedstawiony w bardzo złym świetle. Kompletnie nieprawdziwym.
W tej rozmowie telefonicznej zapytałam dziennikarza TVN, dlaczego nie porozmawiał z mieszkańcami Białegostoku? Dlaczego nie pytał tu mieszkających od pokoleń ludzi o opinię na ten temat. Usłyszałam w odpowiedzi, że przecież rozmawiał ze mną, ale to ja nie chciałam być zestawiana z Rafałem Gawłem, więc w zasadzie to moja wina. I tak sobie myślę – zdanie faceta, który uczynił sobie biznes na wyciąganiu od ludzi pieniędzy, okazało się ważniejsze od zdania osoby, która nie ma na koncie żadnych spraw karnych, żadnych wyłudzeń i zna Białystok od podszewki, bo mieszka tu od urodzenia.
Opisuję każdego dnia co się dzieje. Znam członków ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, wiem kim są ci ludzie, czym się zajmują, jak wyglądają, ale moje zdanie nie miało żadnego znaczenia wobec słów Gawła, który zasłania się chorobą psychiczną przed pójściem do więzienia za przestępstwa gospodarcze i wyłudzenia. Gawła, który nie mieszka w Białymstoku, który nie ma pojęcia kim są ludzie, których pomawia każdego dnia na swoim profilu facebookowym. To jest dla TVN wiarygodny koleś, bo pasowało, co mówił. A że łgał jak najęty, zresztą podobnie jak i drugi tak zwany ekspert, który także nie mieszka w Białymstoku, to było ważniejsze. Pasowało do z góry założonej tezy o tym jak należy pokazać Białystok. Przy czym był to obraz kompletnie nieprawdziwy, zmanipulowany do granic szczytu.
Moja rozmowa z Rafałem Stangreciakiem zakończyła się w ten sposób, że powiedziałam, iż nie życzę sobie, aby kiedykolwiek w jakiejkolwiek sprawie on, albo ktokolwiek ze stacji TVN zwracał się do mnie z prośbą o cokolwiek. Poprosiłam, żeby wykasował mój numer telefonu i przekazał pozostałym pracownikom, żeby nikt nigdy do mnie już nie dzwonił. Chce stacja kłamać, niech sobie bierze Gawła czy innych. Ja nigdy nie przyłożę palca do żadnej manipulacji, bo TVN przesadził i przekroczył wszelkie granice. Nigdy więcej nie zaufam nikomu z tej stacji i dopóki żyć będę, przestrzegać będę każdego przed włączeniem tego kanału.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie