Są w Polsce od 26 stycznia. W pierwszych dniach lutego stali się obywatelami naszego kraju, choć ostatnie święta Bożego Narodzenia spędzali jeszcze w Kustanaj. Ale wtedy byli prawowitymi obywatelami Kazachstanu. Inka, Jurek i Kasia Ławrinowiczowie – to rodzina nowo upieczonych białostoczan.
Można powiedzieć, że historia rodziny Ławrinowiczów zatoczyła koło. Był powojenny czas, druga połowa lat 40. ubiegłego wieku i Grodno, znajdujące się już w Białoruskiej Republice Sowieckiej. Dziadek Jerzego wdał się w słowną utarczkę z radzieckim żołnierzem i za złe słowa o Polsce napluł mu w twarz.
Wyrok był szybki – 5 lat łagrów. Gdy wychodził z sądu i znowu zobaczył tego żołnierza ponownie napluł mu w twarz. Wyrok podwojono. Z grodzieńskiego dworca dziadka Jerzego wywieziono na długie lata na katorgę na nieludzką ziemię. Po odsiedzeniu wyroku przyjechał pod granicę Polski i… okazało się, że nie może jej przekroczyć, bo decyzja administracyjna uczyniła go obywatelem radzieckim. Z polskim pochodzeniem, po łagrach, nie miał złudzeń, że łatwo nie będzie. – To niech choć będzie ciekawie – pomyślał.
Cała radziecka prasa pisała wtedy, ze w Kazachskiej Republice Sowieckiej jest pięknie, że na każdego czeka praca. Nie zastanawiał się długo, wsiadł do pociągu. Ponadtygodniowa droga nie upłynęła mu samotnie. Poznał piękną dziewczynę, która jechała w to samo miejsce. Pierwsze spojrzenia, pierwsze początkowo nieśmiałe rozmowy. Zaiskrzyło. Życie we dwoje w tych nieznanych przestrzeniach wydawało się łatwiejsze. Dojechali, pobrali się, zostali.
Jurek urodził się w 1984 roku. Jest przedstawicielem trzeciego już pokolenia Polaków, którzy trafili do Kazachstanu. Choć historię swojej rodziny znał od dawna, dopiero od kilku lat mógł o niej mówić otwarcie. Polskę przez lata znał z opowieści, z filmów, z telewizji.
Pierwszy raz przyjechał tu dwa lata temu. Chciał zobaczyć, wysondować, sprawdzić, czy aby na pewno – wpisując się wraz z rodzicami i bratem na listę repatriacyjną – podjął słuszną decyzję. Brat z żoną i synkiem trafili do Konstancina pod Warszawą. Jurek wraz z żoną Inką i córeczką Kasią przyjechali do Białegostoku. Jego rodzice też są już w Polsce, ale ich status prawny nie jest tak jasny, jak ich dzieci.
Od pierwszych dni rodziną Ławrinowiczów opiekuje się białostocka Fundacja na rzecz Pomocy Dzieciom z Grodzieńszczyzny. Tłumaczenia dokumentów, wszelkie sprawy urzędowe, jak obywatelstwo, dowody osobiste, numery PESEL, zameldowanie, umowa najmu mieszkania w TBS, zakupy, to wszystko Inka i Jurek załatwiają sami, ale pod czujnym okiem pracowników fundacji.
Jeszcze nie do końca wierzą, że tu są, że mają dwupokojowe mieszkanie (w Kazachstanie był to jeden pokój w mieszkaniu teściów Jurka), że już niedługo Jurek będzie mógł pochwalić się swoimi umiejętnościami przed potencjalnym pracodawcą. Inka pracować na razie nie będzie, bo późną wiosną urodzi drugie dziecko. Do tego czasu będzie doskonaliła język polski i poznawała swoje nowe miejsce na ziemi. Nowe miasto, które coraz bardziej staje się ich miastem. Ich Białymstokiem – ich małą ojczyzną.
Dobrze, że nastały czasy, kiedy tacy jak Oni mogą w Polsce liczyć na pomoc, tutaj wspomnianej wyżej Fundacji
Wzruszająca historia.
Naprawdę zatoczyła koło!
Wzruszająca historia;)