W dobie tabletów i YouTuba młode pokolenie bardzo często nie zdaje sobie sprawy z roli jaką tradycyjna telewizja odegrała w kształtowaniu współczesnego społeczeństwa. Niestety ulubione medium lat 90-tych traci na popularności.
Przechodzę przez salon w kierunku balkonu. Promienie sierpniowego słońca wpadając przez szerokie witryny okienne, nadają niezwykły odcień wszystkim meblom znajdującym się w obrębie ich zasięgu. Zerkam lewym okiem na wiszącą nad mini-komodą plazmę. Przez chwilę zaczynam się zastanawiać – gdzie jest pilot? Dotykam palcem pokrytej grubą warstwą kurzu, szarej tafli ekranu. No tak. Ostatni raz uruchamiałem go jakiś miesiąc temu. Refleksję przerywa mi jednak charakterystyczny dźwięk telefonu. Niecierpliwie rzucam okiem na wyświetlacz. Znowu jakieś powiadomienie z facebooka? Nie, tym razem to wiadomość z chatu – jest już najnowszy odcinek Breaking Bad. Podrzucam Ci link.
Jeszcze raz patrzę na przypominającą swoim kształtem wielkiego smartphonea plazmę. Chyba dziś jednak pójdę na spacer.
Wspomnień czar...
Najpierw był Rubin. W sumie do dziś stoi na strychu rodzinnego domu. Mimo kilku prób, żadne muzeum nie chce w swoich zbiorach świetnie zachowanego odbiornika, który w połowie ubiegłego wieku stanowił prawdziwy luksus . Trudno. Może uda mi się znaleźć jakiegoś kolekcjonera, gustującego w reliktach radzieckiej technologii.
Później przyszła kolej na obraz w pełnej palecie barw. Nikomu nie przeszkadzało, że dostępna jest tylko jedna stacja. Każdy cieszył się, że w ogóle ma co oglądać. Wielu z naszych dziadków czy rodziców z łezką w oku wspomina tamte chwile. Najlepiej świadczy o tym ponadczasowa popularność starszych seriali. Przygody załogi Rudego 102 czy Hansa Klossa jeszcze przez wiele lat będą cieszyć coraz mniej liczne rzesze telewidzów. Z przykrością trzeba stwierdzić, że większość z nowych produkcji klasykom po prostu nie dorasta do pięt...
Wychowani w czasach Pegasus/Nintendo
Wróćmy jednak do tak miło wspominanych lat 90-tych. Świat wg Bundych, Czarodziejka z Księżyca, Hercules z Kevinem Sorbo w roli głównej, Power Rangers, Strażnik Teksasu czy filmy ze Schwarzeneggerem – to tylko niektóre z długiej listy prawdziwych hitów, które przyciągały przed szklane ekrany całe wielopokoleniowe rodziny. O meczach piłki nożnej i transmisjach z olimpiad nawet nie wspominam.
Jeszcze dwie dekady temu odbiornik TV w każdym domu zajmował niemalże centralne miejsce, gdzie panowie dyskutowali o polityce i sporcie, panie przeżywały fabułę Dynastii, a dzieciaki biły się o pady 8-bitowych konsoli.
Dobrze pamiętam euforie towarzyszącą zamontowaniu anteny satelitarnej. Nikt nie przejmował się wówczas, że pośród całej palety różnorodnych stacji tylko kilka było w języku polskim. Ci nieco bogatsi potrafili skusić się nawet na zakup dekodera Canal +.
Telewizory zaczęły jednak niespodziewanie ustępować pola. Pośród ścian kawalerek, szeregówek i podmiejskich willi coraz większe uznanie zyskiwały komputery PC.
Tamte chwile nigdy już nie wrócą
Ciężko jednoznacznie określić co przyczyniło się do spadku popularności telewizji. Trend ten odczuwalny jest w wielu krajach świata. Wyniki badań przeprowadzonych podczas tych wakacji spędzają sen z powiek wszystkim pracownikom stacji. Oglądalność „Wielkiej czwórki” , czyli TVP1, TVP2, TVN i Polsatu jeszcze nigdy nie była tak niska.
Rodzi się jednak pytanie – czy nie jest to naturalna kolej rzeczy?
Rozwój technologii doprowadził nas do czasów, w których zwykły smartphone może służyć nie tylko jako poczciwy telefon, ale też zdalny kontroler wyrzutni rakiet.
Tej samej technologii zawdzięczamy również rozwój w dziedzinie wymiany informacji.
Niestety standardowa TV nie ma szans w pojedynku z milionami terabajtów danych, dostępnych w sieci.
Internet daje swoim użytkownikom niezwykłą swobodę. Dzięki niej możemy chociażby każdą ze świeżych ploteczek przeanalizować pod różnym kątem, jednocześnie sprawdzając długoterminową prognozę pogody. Podobnie jest z rozrywką.
Po co czekać na film o 20.10 skoro możemy go obejrzeć w sieci jeszcze przed 19.00? Bez reklam, w dowolnie wybranym przez nas języku. Niestety oferta większości stacji nie jest dopasowana do wymagań odbiorców. Oczywiście wszelkiej maści dzienniki dalej cieszą się popularnością, jednak nie ukrywajmy – ich widzowie to w większości osoby starsze, które nie potrzebują superszybkiego łącza do kontaktu ze światem.
Wielu z nas mając przed sobą możliwość selekcji informacji ( w końcu ile można słuchać o polityce) ucieka przed ekran komputera osobistego. Te niepozorne 15 cali potrafi stanowić większe okno na świat niż kinowych rozmiarów kineskop, podłączony bezpośrednio do „satelity”.
W sumie już dziś trzeba przyznać, że sieć powoli wchłania zarówno radio jak i telewizję. Pełna , globalna tele-informacyjna fuzja jest tylko kwestią czasu. Ten proces już trwa i widać go gołym okiem. Jakie będą jego efekty? O tym zapewne przekonamy się niebawem.
Komentarze opinie