
Pisałam niedawno o jednym z bannerów, jakie pojawiły się w przestrzeni publicznej Białegostoku. Ten, o którym już pisałam, dotyczył rozwoju rzekomego lotniska, które jak by na sprawę nie patrzeć, będzie wyłącznie paskiem startowym. Dziś słów kilka odnośnie kolejnej propagandy sukcesu, która powaliła mnie z fotela, krzesła, a nawet ze śmiechu sturlałam się z dywanu na posadzkę.
Właściwie to mogłabym strollować każdy z tych bannerów wyborczych Tadeusza Truskolaskiego, które powywieszane, często byle jak, szpecą pasy drogowe. Jak pisałam w przypadku paska startowego szumnie nazywanego lotniskiem, w hasłach i przekazie z tych bannerów, musiał „pomagać” jakiś sabotażysta. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że Tadeusz Truskolaski sam zgodził się na wywieszenie wszystkich, albo prawie wszystkich, swoich słabych punktów i ewidentnych minusów ostatnich 12 lat.
Dziś chciałabym się odnieść do hasła o ekologii. Białystok, zdaniem prezydenta, chyba jest miastem ekologicznym. Bo tak odczytuję powywieszane bannery na płotkach. Chyba, że miał w zamyśle, żeby Białystok stał się miastem ekologicznym. Ale w tym względzie naprawa dewastacji środowiska poczyniona w we wszystkich kadencjach prezydenta, może się nie udać nie tylko do końca bieżącej kadencji, ale do końca śmierci prawnuków Tadeusza Truskolaskiego. Szkody poczynione w tym obszarze wymagać będą dziesiątków lat, aby dało się je wyrównać do poziomu sprzed wyrządzenia szkód. Najgorsze, że w planach są kolejne szkody, które w kontekście miasta ekologicznego, pasują jak łyżwy na plażę.
Jeśli chodzi o szkody poczynione w obszarze ochrony środowiska, ale i całego środowiska naturalnego jako takiego, to tu chyba najbardziej nie ma czym się chwalić. Wręcz odwrotnie. Pisałam tyle razy o wycince drzew i innej zieleni, że w normalnych warunkach powinnam mieć zdarte palce do łokci. Dewastacja zieleni jaka nastąpiła właśnie za czasów wszystkich trzech kadencji Truskolaskiego, nakazywałaby milczeć w tym temacie we wszystkich 63 językach, a nawet i większej ilości języków. To zdecydowanie pięta achillesowa ekipy ze Słonimskiej, która nie zmieniła się w zasadzie od 12 lat.
To, że przez ostatnie cztery lata PiS miał większość w Radzie Miasta, nie wpłynęło na decyzje inwestycyjne, na które odnośnie ich wykonania, Rada nie miała już wpływu. To nie Rada Miasta organizowała przetargi, przygotowywała dokumenty projektowe, nie akceptowała również tych dokumentacji, ani projektów, ani przecież nie wydawała decyzji o pozwoleniu na wycinkę drzew. Za dewastację zieleni pełną odpowiedzialność ponosi Tadeusz Truskolaski i jego ekipa z magistratu, którą zatrudnił i płaci jej z naszych podatków.
Przypomnę tylko co chciał zafundować prezydent Truskolaski w Lesie i rezerwacie Zwierzynieckim. Ludzie musieli się skrzykiwać, żeby bronić tego kompleksu przed wycinką. Zaplanowana była w tym miejscu budowa ścieżek rowerowych oraz dociągnięcia oświetlenia oraz wody. I w związku z tym miało zniknąć setki drzew, żeby można po lesie było jeździć prostymi, a nie krętymi ścieżkami, żeby zwierzęta, identycznie tak jak ludzie, miały w nocy jaśniej, bo może jeszcze ktoś je napaść i okraść. I żeby, kiedy będą spragnione, przyszły odkręciły sobie wodę i piły aż do syta.
Kilka miesięcy trwała batalia o ochronę tego miejsca. W końcu zmieniano plany inwestycyjne, dyskutowano i znów zmieniano plany, aż las z rezerwatem cudem przetrwały jakoś do dziś. Ale to nie dzięki Truskolaskiemu przetrwały, tylko tym wszystkim ludziom, którzy wstawili się za przyrodą, której nikt o zdanie nie pytał. Nie pytał jej także przy budowie tych wszystkich wielkich dróg i estakad. Śmierć poniosło tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy drzew, których nie zrekompensowano nasadzeniami w takiej samej ilości. O wycince nie mam nawet ochoty więcej pisać, bo każdy kto ma oczy widzi co się stało z zielenią w Białymstoku.
Jednak warto kilka słów powiedzieć w temacie tak zwanej ekologii w Białymstoku i jakości powietrza. Sorry, ale to radni z komitetu popierającego Tadeusza Truskolaskiego pracują nad jakimś tam programem, aby poprawić jakość powietrza. Przez wiele lat w Białymstoku smog był zjawiskiem nieznanym, nawet samo to słowo dla wielu osób było nieznane. Ale problem jest i to coraz poważniejszy. I coraz częściej oddychamy nie powietrzem, a trucizną, z pyłem, mieszaniną ciężkich metali oraz w najlepszym przypadku zawiesiną substancji chemicznych. To nie jest powód do chwalenia się ekologicznym miastem. To jest powód do wstydu, ponieważ Białystok kiedyś był faktycznie, prawdziwie czystym miastem, bardzo zielonym. W tej chwili mamy miasto betonowe i śmierdzące.
Śmierdzący Białystok jest również dlatego, że ekologiczni urzędnicy podlegli Truskolaskiemu pozwolili na zabudowanie korytarzy powietrznych. Smród i trucizna w powietrzu wisi nad miastem długimi godzinami, niekiedy dniami, bo nie ma którędy się wydostać. Ekologiczne wieżowce deweloperów, które powstały na mocy tych decyzji skutecznie blokują przepływ powietrza. Powietrza potrzebnego tym bardziej, że nie tylko nie ma w co wsiąkać, bo drzew coraz mniej, a w związku z tym liści, które bezpłatnie pochłaniają niebezpieczną zawiesinę, ale jeszcze na dodatek przybyło nam bardzo wiele samochodów, które z kolei w dużej części do ekologicznych nie należą.
Ekologiczny Białystok nie ma nawet w co przyjąć deszczówki. Pisałam wielokrotnie, że beton nie wchłania wody, asfalt tym bardziej jej nie wchłania. A na pewno nie tak dobrze jak gleba, rosnące na niej rośliny i przede wszystkim drzewa. Zalewanie miasta podczas każdej większej ulewy powoduje ogromne straty, ale kogo by to interesowało, skoro można napisać, że Białystok jest ekologiczny i stanie się cud. Zaprawdę, powiadam wam, tak się nie stanie. Nie wystarczy napisać, że Białystok jest miastem ekologicznym i stanie się to faktem, tak samo jak się nie da napisać, że Tadeusz Truskolaski jest młodą ciemnowłosą kobietą. To też się nie stanie. Ale w razie czego napisać można. Może ktoś to łyknie.
Litości, naprawdę litości! Białostoczanie to mądrzy ludzie. Widzą to wszystko i pukają się w czoło. Pukają się także w sprawie Lasu Solnickiego, który jest zagrożony wycinką na obszarze ponad 80 hektarów z powodu paska startowego, z którego nikt w zasadzie nie polata. Ale kolejne płuca do zasysania smogu mogą zniknąć. Ludzie widzą te bannery z tymi hasłami i wielu z nich ogarnia żałość, że prezydent 300-tysięcznego miasta musi posiłkować się tanimi chwytami z czasów, kiedy w telewizorze były co najwyżej dwa programy. Być może myśli, że jego i tylko jego przekaz działa, a ludzie stracili oczy, uszy i szare komórki. Litości!
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie